- Jechaliśmy do Wrocławia niesamowicie zdeterminowani. Chcieliśmy, po pierwsze zrewanżować się rywalom za porażkę na własnym torze, a po drugie wywalczyć jeszcze punkt bonusowy. I ten plan w stu procentach zrealizowaliśmy. O naszym sukcesie zadecydowała przede wszystkim równa jazda całego zespołu. To był klucz do sukcesu - cieszył się po spotkaniu trener Roman Jankowski.
Szkoleniowiec Fogo Unii chwalił nawet 19-letniego Mikkela Michelsena, który na Stadionie Olimpijskim zaliczył debiut w polskiej lidze. - W jednym z wyścigów zaprezentował się całkiem nieźle, ale niestety w zdobyciu punktu przeszkodził mu defekt motocykla. Chłopak się starał, walczył i to jest najważniejsze. To młody zawodnik i do jego jazdy musimy podchodzić z dużym spokojem - twierdzi Jankowski.
O ile Fogo Unia jest coraz bliższa zrealizowania swojego celu, czyli awansu do czołowej czwórki ekstraligi, o tyle żużlowcy Lechmy Startu z każdym meczem oddalają się od swojego planu minimum, a takim przed sezonem było utrzymanie się w gronie najlepszych drużyn w kraju. Gnieźnianie do niedzielnego spotkania z Włókniarzem Częstochowa przystępowali z dużymi nadziejami, a skończyło się na wielkim laniu.
- Jak przyjechałem do Gniezna i zobaczyłem tor, to od razu wiedziałem, że będzie on pasował nie tylko mnie, ale także moim kolegom z drużyny - przyznał po ostatnim wyścigu Grigorij Łaguta. I tak w rzeczywistości było, bo częstochowianie przy ul. Wrzesińskiej robili praktycznie to, co chcieli.
Nic więc dziwnego, że po meczu w gnieźnieńskim obozie nastroje były wyjątkowo kiepskie. - Jestem ogromnie rozczarowany. Byłem pewien, że możemy nie tylko pokonać Włókniarza, ale także odrobić stratę z pierwszego meczu - żalił się trener Stefan Andersson. Jego zdaniem przyczyną tak wysokiej porażki były problemy żużlowców z dopasowaniem się do toru.
- Nasi zawodnicy długo nie mogli znaleźć odpowiednich ustawień. A kiedy już je znaleźli, to było za późno, aby odwrócić losy meczu - przyznał Szwed. Trochę to wszystko dziwne, bo skoro gospodarze mają problemy z torem, a goście czują się na nim jak ryba w wodzie, to chyba coś jest nie tak.
Bardziej konkretny w analizie wydarzeń na torze był najlepszy zawodnik beniaminka, Matej Zagar. - Tutaj nie ma co doszukiwać się żadnej filozofii. Rywale byli zdecydowanie lepsi - powiedział Słoweniec. Niestety, to już była trzecia wpadka Startu na własnym stadionie. A że gnieźnianie nie wygrywają na wyjazdach, to sami skazują się na rolę kandydata numer jeden do spadku. Teraz w ekstralidze nastąpi przerwa w rozgrywkach i wypada mieć nadzieję, że w tym czasie w Gnieźnie powstanie jakiś skuteczny plan ratunkowy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?