Trudno mówić o Nim w takim momencie. Profesor Stuligrosz był w życiu mojej rodziny od zawsze. Najpierw jako przyjaciel mojego ojca z dawnych czasów, potem jako rektor Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej, w której studiowałam dyrygenturę. Profesor przygotowywał mnie do egzaminów na uczelnię, ale zetknęłam się z nim dużo wcześniej - śpiewałam w chórze, który prowadził u ojców dominikanów.
Kiedy okazało się, że chcę studiować dyrygenturę, kazał przyjść mi do siebie, powiedział co mam przygotować i tak od spotkania do spotkania zadawał mi kolejne tematy. W końcu powiedział: "Kończymy przygotowania idziesz na egzamin, a jak się nie dostaniesz, to nie chcę cię znać". Dostałam się i profesor stał się moim rektorem.
Spotykałam się z nim wielokrotnie. Mieliśmy nieraz zakusy połączenia na koncertach jego chóru i mojej orkiestry, ale nie udało się nam tego zrealizować. Za to raz profesor prowadził… moją orkiestrę - nagrywając płytę z kolędami, na której solistką była Teresa Żylis-Gara.
Zawsze był moim przyjacielem, ilekroć się spotykaliśmy czerpałam z jego rad i myśli. Był dla mnie wzorem dyrygenta i to, że patrzyłam na niego podczas wielu prób i koncertów pozostawiło w mnie olbrzymi ślad w spojrzeniu na muzykę. Odcisnął na mnie piętno.
Rozmawialiśmy pewnego razu na temat autorskości jego chóru i orkiestry i o tym co będzie, kiedy nas już nie będzie. O przygotowywaniu sobie następców. Ze wzruszeniem teraz to wspominam, kiedy nagle okazało się, ze Go zabrakło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?