Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej "Kozak" Kozakiewicz o życiu pisanym riffami i punk rockiem

Agnieszka Świderska
Andrzej "Kozak" Kozakiewicz
Andrzej "Kozak" Kozakiewicz facebook.com/slaweknakoneczny
O życiu pisanym riffami i punk rockiem opowiada Andrzej "Kozak" Kozakiewicz, gitarzysta i współzałożyciel Pidżamy Porno i Strachów Na Lachy w wywiadzie dla "Głosu Wielkopolskiego".

Pamiętasz swoją pierwszą gitarę?
Andrzej Kozak Kozakiewicz: Bodajże była to ósma klasa. Mama pracowała wtedy w Hucie Szkła w Ujściu. I tam przypływali barkarze, którzy wozili te butelki w tę i we w tę. Byłem strasznie napalony na gitarę, ale one były drogie i nieosiągalne. Mama wtedy zadziałała i odkupiła jedną od barkarza. Dla znawców powiem tak, że odległość między struną a progiem wynosiła półtora centymetra. Nadawała się jedynie do tego, żeby z gryfu zrobić trzonek do młotka albo siekiery. Strasznie bolały palce. Okropnie, obrzydliwie. Musiałem po każdym graniu moczyć je w wodzie. Była okrutna, beznadziejna, ale była pierwsza. Jak pierwszy stosunek. Cudowna. Pamiętam ją, bo nauczyła mnie pokory wobec instrumentu. Drugą już sam sobie zbudowałem. To w sumie, to dwie. Pierwsza była basowa. Wujek stolarz wyciął deskę, a w Poznaniu na Dębcu w sklepie masar-niczym kupiłem gryf, bo gościu, który tam sprzedawał, robił gryfy na zapleczu. Ależ one były potworne, wielkie, olbrzymie. Jak ja to później dołączyłem do tej deski, co mi wujek zrobił, to musiałem na niej dolepić trochę metalu, żeby ten gryf nie leciał na ziemię. I do tego sam nawinąłem 8 tysięcy zwojów drucika na magnes, żeby zrobić przystawkę. Siedziałem parę godzin i ciach, ciach, zwój za zwojem. Żeby jeszcze ta gitara wyglądała jako tako, to z kartonu zrobiłem takie pudełeczko na przetwornik. Pomalowałem farbką, lakierem. Wyglądało w miarę tak profesjonalnie. Z daleka oczywiście. Z bardzo daleka. Był tylko jeden potencjometr. Ciszej - głośniej. Nic więcej. Ona miała sama grać. I grała. Nawet parę koncertów z Pidżamą na niej zagrałem.

Granie wymagało wtedy chyba większego samozaparcia niż teraz, kiedy sklepy ze sprzętem są na rogu każdej ulicy, a w pierwszym lepszym tablecie program do tworzenia muzyki.
Andrzej Kozak Kozakiewicz I to samozaparcia na maksa. Pójścia tropem Adama Słodowego. Chcesz coś mieć, to sobie zrób. W "Młodym Techniku" czy w czymś innym znalazłem schemat fuza w obudowie od… mydelniczki, a mydelniczek było wtedy od cholery. Naród się mył. Prawdopodobnie bardzo często, dlatego było tyle mydelniczek. I na podstawie tego schematu zbudowałem pierwszego fuza. Poszedłem do sklepu elektrycznego, kupiłem opornik, coś tam jeszcze. I to się razem zlutowało. I działało. Zadziwiające, ale działało.

Sama gitara historii jednak nie tworzy. Muzyka to najczęściej gra zespołowa.
Andrzej Kozak Kozakiewicz To było w Jarocinie. 1981 albo 1982 rok. Byłem tam raz pierwszy i jak zobaczyłem, że można grać jak się chce, to k… zakładam zespół. Podjarałem się. I z trzema kolegami już tam na miejscu założyliśmy kapelę. Nazywała się Dur Brzuszny. Wydaliśmy pierwszą płytę. Od razu. Na dzień dobry. Wzięliśmy płytę długogrającą, pomalowaliśmy ją w swoje barwy ze swoją nazwą i każdy miał po jednej sztuce. Ta płyta nie grała, bo nie miała prawa grać, ale była pierwsza. I stąd to się wzięło. To było jak natchnienie. Od Boga. Od losu. Obojętnie jak to nazwać. Taki pstryczek: spróbuj to. Potem był zespół w ogólniaku, który założyłem z trzema kolegami. Nazywał się Rebelia. Wtedy zrobiłem sobie gitarę elektryczną.

Rebelia już z samej nazwy była chyba skazana na punk rock.
Andrzej Kozak Kozakiewicz Miała punkowy sznyt. Nikt z nas nie potrafił grać, no bo trudno się nauczyć grania w tydzień. Ale o to szło. Chodziło o przekaz, o energię. Jak na koncert w ogólniaku przyszli nasi koledzy z miasta, to dyrekcja ochu... widząc takich przebierańców, a jak zaczęli pogować… Skończył się jednak ogólniak, skończyła się Rebelia. Wyjechałem na studia do Poznania, no ale, ile można studiować. Na pierwszym roku stwierdziłem, że może jakiś zespół, by się założyło. I tak jakoś się złożyło, że kolega z roku z politologii myślał dokładnie o tym samym. Marek Karpiński niejaki. Miał brata Przemka. Oni coś tam dłubali. Jakiś taki zespolik mieli, basistę, ale nie mieli gitarzysty, a ja byłem strasznie napalony na granie. I tak od słowa do słowa zaczęliśmy grać razem. Zespół nazywał się Kurwicha. Problem w tym, że z taką nazwą świata nie zwojujesz, bo się nie da. Zagraliśmy parę koncertów. Nie mogliśmy jednak znaleźć w Poznaniu miejsca na próby. Jeździliśmy do Kleszczewa, to taka wieś pod Poznaniem. Tam był znajomy cieć czy znajomy dyrektor, ale oficjalnie nie mogliśmy robić tam prób, to zostawiali nam otwarte okno. I przez to okno wnosiliśmy sprzęt, graliśmy próbę, wychodziliśmy i z powrotem autobusem do Poznania. I tak chyba przez rok albo dwa. Ale to hartowało. Tak jak się hartowała stal, tak to hartowało muzyków.

Pidżama Porno jedną ze swoich piosenek poświęciła parze amerykańskich muzyków "Tom Petty spotyka Debbie Harry", a jak to było, kiedy Kozak spotkał Grabaża?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Chodziliśmy obok siebie, krążyliśmy jeszcze w czasach ogólniaka, ale tak naprawdę Grabaża poznałem dopiero na studiach. On wtedy jeszcze grał w zespole Ręce Do Góry. Ręce w pewnym momencie się skończyły i zaproponował mi, że tworzy nową kapelę i szuka gości, którzy grają. Widział mnie, jak grałem z Kurwichą. Widział, że potrafię grać szybko, a lubiłem grać szybko. Łapka chodziła jak wściekła. Chodziło o to, żeby napier.... Wypalało się dzięki temu z siebie jakąś energię. Może pozytywną, może negatywną, ale był to środek do wyrzucania z siebie energii. Pierwsze próby były w kuchni w akademiku. Potem przeniosły się do klubu Słońce i tam zespół faktycznie zaczął się krystalizować. Na samym początku nazywaliśmy się Pidżama. Mi się to nie podobało. Jaka Pidżama? Słabe to jest. Trzeba dodać coś kontrowersyjnego. I dodałem jeszcze porno. I to zostało. Też nazwa głupia w cholerę, ale nikt nie liczył na żaden sukces. To jest najgorsza rzecz, którą teraz robią zespoły, które po to się zbierają, po to grają, żeby osiągnąć sukces, żeby nagle być rozpoznawalnym, że gdy wyjdziesz na ulicę, to wszyscy się na ciebie patrzą. Kiedyś się grało po to, żeby sobie k… pograć, pobyć ze sobą, być jakąś tam paczką kumpli, stworzyć coś nowego, fajnego, innego. Najpierw to było granie dla siebie, żeby dojść do pewnego etapu, w którym możesz już wyjść na scenę i pokazać to, co już masz do zagrania.

Można było wtedy zagrać koncert z gitarą domowej roboty, technikę gry nadrobić energią, ale bez dobrego tekstu nie było po co wychodzić na scenę.
Andrzej Kozak Kozakiewicz Tym mnie Grabowski ujął na samym początku, że zgodziłem się na granie w Pidżamie, bo pisał dobre teksty. I to mi się spodobało. Do tej pory to jeden z lepszych w tym kraju tekściarzy. Dlatego wciąż z nim współpracuję. To jest najtrudniejsza rzecz. Pisać teksty w języku polskim i jeszcze żeby teksty nie były głupie. Tekst dla mnie musi mieć w sobie jakąś siłę. To musi być jakaś opowieść. Zależało nam, żeby te teksty były ważne. Żeby pokazać, że chcesz zmienić świat, to najpierw zmień siebie. I możesz to zrobić. Nie musisz czekać aż ktoś ci wszystkie zmiany na tacy przyniesie. Próbować. Walić głową w mur po raz pięćdziesiąty, setny, a nuż się ten mur przebije.

Pidżama Porno zeszła jednak ze sceny, na którą wszedł Świat Czarownic. W połowie lat dziewięćdziesiątych był uważany za jeden z najważniejszych zespołów alternatywnych. Dla wielu nawet najważniejszy. Parafrazując Sapkowskiego, coś się skończyło i coś się zaczęło.
Andrzej Kozak Kozakiewicz Takie czasy były, że chodziło o to, żeby w ogóle wyjść i zagrać. Pidżama zawiesiła się, bo było za ciężko, za mało koncertów, a chęć grania była. Nastąpiło takie małe wypalenie i każdy zajął się czymś innym. Ja wróciłem do Piły i nadal chciało mi się grać. Wtedy pojawił się Świat Czarownic. Siwy był perkusistą Rebelii. Potem spodobał mi się basista Aliansów, Dósioł. I wtedy postanowiliśmy zwojować świat. To był bardzo dobry czas dla kapel pilskich tzw. ośrodka pilskiego. Skąd się wziął ten fenomen? Po pierwsze z małomiasteczkowości. Dwa, że wszystkim chciało się coś robić. Tu w pewnym momencie nie wiem, ile zespołów było. Od cholery. Każdy gdzieś grał, każdy z kimś grał, wszyscy dzielili to samo miejsce na próby. Jak na takie miasto to było niesamowite. Alians był od nas starszą kapelą wówczas. My ze dwa lata pracowaliśmy na to, żeby osiągnąć pewną rozpoznawalność, że zespół jest OK, że koncerty są OK. Jak się chciało grać, to trzeba to było sobie zorganizować. I tak zająłem się organizacją koncertów. Pewnej nocy zadzwonił telefon. Dzwonił kelner z zajazdu w Pile, że przyszli jacyś Anglicy, że nie może się z nimi dogadać, a oni mają tylko mój numer telefonu. Okazało się, że mój przyjaciel, który wyjechał do Londynu zrobił im trasę koncertową. Naprawdę świetną, bo nikomu o niej nie powiedział. Oni tymczasem byli przekonani, że przyjeżdżają i grają koncerty. Zrobiłem im ten koncert w Pile. I jeszcze w kilku miejscach. Przywitani byli fantastycznie. Nic dziwnego. Tym zespołem był Under The Gun. Zespół, który pokazał, jak w rzeczywistości wyglądało clahsowskie granie. W Polsce była wtedy moda na granie szybkie, byle naparzać, a oni grali zajebiście melodyjnie. Zrobili tu furorę. Przyjeżdżali przez kilka lat. Dzięki temu zaprosili nas do Anglii. Graliśmy tam w normalnych klubach, żadnych polonijnych. Pierwszy koncert w Anglii zagraliśmy w miejscu, w którym swój pierwszy koncert zagrało Sex Pistols i było dokładnie tyle samo osób na nas, co na Sex Pistols, czyli dziesięć. Po pewnym jednak czasie grając w Anglii w różnych miejscach na koncerty zaczęło przychodzić naprawdę sporo osób. Na ostatnim pamiętam było chyba z pięćset osób i to Angoli, którzy wiedzieli, że zespół jest z Polski i śpiewa po polsku. Nawet nie siliłem się na śpiewanie po angielsku; skoro Anglicy śpiewają po angielsku jeżdżąc po całej Europie, to ja też mam święte prawo jeździć po całej Europie i śpiewać sobie po polsku.

Świat Czarownic musiał odejść, żeby wróciła Pidżama Porno? To była konieczność?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Świat zaczął się rozłazić. W pewnym momencie stwierdziłem, ile można grać, śpiewać i jednocześnie być menadżerem i jeszcze wszystko organizować. Zaczęło mnie to po prostu męczyć, ten nadmiar zajęć, a chłopacy nie palili się do tego. Dostałem propozycję reaktywacji Pidżamy, a jak już wróciło się do Pidżamy i zaczęło grać koncerty, to coś musiało pójść na bok. No to poszedł Świat, który stanął wtedy w miejscu. Przestał się rozwijać w taką stronę, jaką bym chciał, żeby nie grać non stop tego samego, tylko zacząć robić coś nowego, inaczej. Jak się jest artystą, a jestem, to chcesz cały czas coś zmieniać, żeby nie powielać siebie, nie gryźć własnego ogona, nie odcinać kuponów. Tylko mieszać, mieszać, aż pękniesz. Z tej potrzeby mieszania wzięły się właśnie Strachy Na Lachy. Założyliśmy je w pociągu w drodze z Warszawy do Poznania. To było w czasie nagrywania "Marchwi w butonierce" . I ja, i Grabowski byliśmy lekko zmęczeni Pidżamą. Z kolei obydwaj byliśmy wtedy zauroczeni Manu Chao, takim luźnym, zabawowym, totalnie odmiennym rodzajem grania. I tak zaczęliśmy sobie gadać o innej muzie. I tak okazało się, że obaj mamy ciśnienie na zrobienie czegoś innego. Nie dało się zrobić tego z Pidżamą, w Pidżamie. Trzeba było założyć następny zespół.

Muzyka bywa czasem zazdrosna o samą siebie, bywa kapryśna. Trudno w niej o duety z tak długim stażem jak Ty z Grabażem. Jak udało wam się tak długo utrzymywać razem i nie mieć dość?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Znamy się jak łyse konie, jak łyse pasikoniki, ale mamy swoją prywatność. Każdy z nas. I tę prywatność szanujemy nawzajem. Nauczyliśmy się siebie jako przyjaciele. I chociaż to najważniejsza rzecz w życiu, to nie spędzamy ze sobą świąt, nie spędzamy wolnego czasu. To dobre dla zdrowia psychicznego, żeby każdy miał własną bajkę, swój świat. One się wtedy łączą, nachodzą na siebie wówczas, kiedy mamy coś zrobić, ale kiedy już to zrobimy, to każdy wraca do swojego życia. I to jest dobre.

Wszystkie możliwe źródła muzyczne wymieniają was jako współzałożycieli Pidżamy Porno i Strachów Na Lachy, ale to Grabaż jest niekwestionowanym liderem. Nie przeszkadza Ci bycie tym drugim?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Zupełnie mi to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Bycie tym drugim zapewnia mi większą swobodę działania. Tak jest wygodniej. Ci, którzy są na świeczniku przeżywają więcej obsesji, więcej depresji. Nie jest mi to potrzebne. W sztuce nie ma czegoś takiego jak demokracja. Demokracja zabija sztukę na dzień dobry. Musi być ktoś, kto jest pociągiem, kto ciągnie te wszystkie wagony za sobą, ktoś, kto ma pomysł, jakąś tam myśl. Musi być jakaś osoba, która rządzi. W zespole nie może być pięciu liderów, bo to pęknie, jak mydlana bańka. Będąc w zespole trzeba się nauczyć pewnych ustępstw. Uczysz się szacunku do siebie nawzajem. I ten szacunek się nie kończy, kiedy czasem tak jak w rodzinie, powie się sobie przykre rzeczy.

"Andrzej Kozak, mandaryn, znana postać medialna, tyci przy nim jest kosmos, gaśnie gwiazda polarna". Kiedy usłyszałeś to po raz pierwszy i jak zareagowałeś?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Tekst poznałem na próbach i jak usłyszałem po raz pierwszy, to się autentycznie śmiałem, bo to jest sarkazm. I sarkazm grubo posunięty. Grabaż zrobił to świadomie. Przede wszystkim tej piosenki nie należy odbierać w stosunku do ludzi. Nie trzeba szukać postaci realnych, które chciałoby się podłożyć pod tę piosenkę, bo w każdym mieście są tacy sami ludzie, którym można te rzeczy przypisać. Sam musiałem się kłócić z niektórymi ludźmi, którym się wydawało, że to jest o nich. Nie, to nie jest o nich. To jest licencia poetica, licencia piosentica nawet. To nie jest piosenka o kimś, o czymś konkretnym, tylko o sytuacjach.

Wracając do znów reaktywowanej i znów z powodzeniem Pidżamy Porno, to kiedy tamten zespół z kuchni w akademiku stał się muzyczną marką na polskiej scenie?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Nie wiem. To się dokonało nagle. Samo z siebie. Myśmy o tym nie myśleli, żeby być marką, tylko grać koncerty. I to było najważniejsze. Grać koncerty, rozwijać się, tworzyć coś, nagrywać kolejne płyty. I to z taką zapalczywością nastolatka jeszcze, żeby się chciało cały czas coś tworzyć. I to zostało docenione. Ta praca włożona w ten zespól została doceniona.

Ani Pidżamy czy Strachów nie zamieniłeś na inny zespół, co innego gitary.
Andrzej Kozak Kozakiewicz Na kiju długo nie pograsz. Jak człowiek zarobił trochę pieniędzy, to inwestował. Trzeba ten kij trochę rozwijać. Czym lepsza gitara, tym się fajniej gra. Ja kupowałem gitary na tej zasadzie, że wchodziłem do sklepu, patrzyłem po wszystkich i czekałem, aż któraś wisząc, bo w ogóle ich nie dotykałem, coś do mnie powie. I tak je kupowałem. Takie, które się do mnie mentalnie odezwały: "Dobra, to ja jestem. Na mnie czekasz". Ostatnia jest od lat czterech, pięciu, a ten sklep był w Stanach. Ona na zdjęciu do mnie powiedziała: "Chcę, chcę, żebyś na mnie grał". Trafiłem na fajny czas, kiedy dolar był tani i kupiłem sobie aż dwie. Jedna to Fender Telecaster, ta jest ratunkowa. Druga to Suhr. To na niej gram. Co ma ta gitara, czego nie mają inne? To się czuje. To jest jak z kobietą. Wchodzi się w jakąś relację i wiesz, że jest OK. Bardzo OK.

Co Ciebie trzyma tyle lat przy muzyce? Na scenie? Jaki ogień? Jaki głód?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Nie wiem, co mnie niesie. To chyba ten wzajemny pobór energii. Dawać innym cząstkę siebie i dostawać ją w zamian. Pozytywna wymiana, która się w życiu bardzo przydaje. Bycie na scenie jest jak narkotyk. Jak najlepszy z narkotyków. Nic nie jest w stanie tego zastąpić. Kiedy kończy się trasa, jesteś wkur.., bo chcesz grać dalej. Nie ładuję baterii kiedy nie gram, ładuję je, kiedy jestem na scenie. Muzyka to zresztą moja siła napędowa do życia. Słuchając muzyki wyobrażam sobie w głowie filmy. Widocznie uruchamia w moim mózgu tę część, która odpowiada za moją wewnętrzną filmotekę. W ten sposób patrzę, oglądam sobie świat. Dźwięk to jest wibracja. Jak coś fajnie wibruje, to ty też zaczynasz wibrować. Poszerza się świadomość. Stajesz się lepszy może. W końcu w każdej religii śpiew to modlitwa, a skoro tak, to muzyka musi być rodzajem modlitwy.

Przez te wszystkie lata nie zmieniłeś również swojego pilskiego adresu. Mogłeś przecież wybrać każde inne miasto, być bliżej centrum muzycznego świata.
Andrzej Kozak Kozakiewicz Każdy ma swoje Denver. Pracuję wszędzie, ale tu jest mój dom, moje gniazdo. Tu prawdopodobnie złożę swoje prochy, choć niekoniecznie. Nie chcę bowiem zajmować innym miejsca na cmentarzu, tylko dać się spalić i rozsypać w kilku miejscach. Instruuję kolegów, gdzie i ile tego mają rozsypać, choć może się zdarzyć tak jak w Monty Pythonie, że moje prochy skończą zupełnie gdzie indziej.

Na świat patrzysz nie tylko jako artysta, ale także jako politolog z wykształcenia. Jak wygląda Polska w oczach Kozaka?
Andrzej Kozak Kozakiewicz Ciągle żyjemy w komunie pod pełną kontrolą państwowych instytucji. To jest komuna mentalna i rzeczywista. Wszechobecna potęga pieczątki. Zezwolenia, pozwolenia. Kto ma pieczątkę, ten ma władzę niemal absolutną. Nie ma żadnej wolności gospodarczej. To miraż, iluzja. W dodatku władza wciąż traktuje obywatela jak idiotę. Nie zależy jej, żeby było mu lepiej, ale coraz ciężej i żeby był coraz głupszy. Przekonałem się o tym jak posłałem syna do szkoły. To nie jest nauka poruszania się we współczesnym świecie, tylko w XIV wieku. Nie jeździmy już na koniach, nie nosimy zbroi, świat poszedł do przodu, ale my do tyłu. To, czego uczą polskie szkoły, to bycia posłusznym. To nie jest szkoła świadomości tego, kim jesteś, gdzie jesteś i czego chcesz od życia.

A czego Ty chcesz od życia? Czujesz się spełniony?
Poczucie spełnienia to najgorsza rzecz, jaka może mi się przydarzyć. Wypłukany ze wszystkiego i co dalej. To cały czas jest gonienie króliczka. I to gonienie z przyjemnością. Też ze stresem, bo sztuka jest jedną wielką niewiadomą, bo wszystko leży w uszach i oczach odbiorcy. Bycie artystą to nieprawdopodobne wyzwanie z pewnością niepewności jutra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski