Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Baszta Dorotka, współczesna wersja „Baśni i legend kaliskich”

Tomasz Kubis
Oto pierwsza część opowiadania „Baszta Dorotka”, pełna czarnego humoru i metafizyki współczesna wersja „Baśni i legend kaliskich”. Za tydzień dokończenie.

Ponad wszystkie wasze uroki. Ty! poezjo, i ty, wymowo. Jeden wiecznie będzie wysoki: Odpowiednie dać rzeczy słowo! (Cyprian Kamil Norwid)

Cherubinek, kaliski mafioso o urodzie wobec europejskich kanonów estetyki stojącej agresywnym okoniem (a nawet rekinem ludojadem), przycupnął sobie na trawniku, odłożył dymiący granatnik i zadumał się nad powyższymi słowami poety. Tymczasem ze zgliszczy Urzędu Miejskiego przy Kościuszki unosił się dym, płomyki ognia wesoło pełzały pomiędzy fragmentami rozerwanych ścian, płatami pogiętego metalu i szklanymi odłamkami.

- Oto, do czego dochodzi, gdy nieodpowiednie daje się rzeczy słowo - gangster wyszeptał do siebie filozoficznym tonem. - Oto, do czego dochodzi, gdy nie zważa się na słowa poety...

Mecenas, ojciec chrzestny mafii kaliskiej, wydał Cherubinkowi jasne polecenie.

- Ta dama ma przyjąć od ciebie oświadczyny - wymamrotał na pół żywy Mecenas przyciskając kawał lodu do opuchniętej szczęki. Rzucił też Cherubinkowi pogiętą fotografię.

Cherubinek przywykł już do enigmatycznych rozkazów szefa. Nie dziwił się niczemu, a po niedawnych wydarzeniach z udziałem rabbiego Azmavetha i dwóch literackich golemów, gotów był uwierzyć w każdą legendę. Nie zdobył się też na najlichszą nawet oznakę protestu, albowiem szef był ostatnimi czasy nie w sosie. Przyczyną był tu powodu ból zęba (Mecenas będąc twardzielem w ogólności, w kontekście zabiegów stomatologicznych był niestety nader miękki). Tym bardziej jego polecenia należało wykonywać natychmiast i bez zbędnych pytań. Cherubinek był świadomy, że owych kilku osobników, którzy nie uszanowali obniżonego nastroju mafijnego pryncypała, funkcjonowało już tylko, gramatycznie rzecz nakreślając, w czasie przeszłym dokonanym.

Cherubinkowi pozostawało więc oświadczyć się, i to tak, aby wskazana dama szlachetną propozycję przyjęła. Nawet jeśli Cherubinek nie był skory do żeniaczki. A nie był. Instytucja małżeństwa była bowiem absolutem, a absolutów Cherubinek się bał. Nakaz szefa był jednak od wszystkich znanych Cherubinkowi absolutów absolutniejszy.

Stoczywszy więc i wygrawszy bitwę z samym sobą Cherubinek miał jeszcze inszą trudność do pokonania. Trudność masywną, zwalistą, przysłaniającą niebo niczym góra. Mount Everest wszystkich trudności, które spadły na jego biedną i łysą głowę. Był to mianowicie obiekt jego zakusów matrymonialnych, czyli Dorota Genowefa Baszta, zwana też Basztą Dorotką. Malownicze owo miano pochodzące od słynnej kaliskiej strażnicy przylgnęło do Doroty G. Baszty ze względu na jej mamuci kościec, obwarowany rubensowskimi krągłościami ciała i ogólny, by tak rzec, forteco-podobny charakter wdzięków.

- Jak tu zdobyć taką twierdzę? - dociekał w głębi duszy.

Zdobycie kobiety, której zdobyć się nie da, jest niemożliwe. Ale da się zrobić. Nie takich rzeczy dokazywała mafia kaliska. Jednakowoż zdobycie kobiety, której się nie chce zdobyć, jest daleko niemożliwsze. Jakich miłosnych machin oblężniczych, jakich romantycznych taranów, trebuszy bądź onagerów użyć należy, aby przypuścić udany szturm na tę basztę?

- Skorzystaj z urody i uroku osobistego - radził przyjaciel Cherubinka, Too Sexy.

Urody Cherubinek w swoim arsenale akurat nie posiadał, a co do uroku, to biedny gangster nie bardzo wiedział, co to słowo oznacza. Znając Too Sexy’ego, zapewne jakieś perwersyjne świństwo.

Nieoczekiwaną pociechę przyniosła Cherubinkowi religia. Zwrócił się po radę do najbliższej mu osoby - babki Kazi, która od niemowlęctwa zastępowała mu rodziców, a w sprawach małżeńskich górowała kompetencją nad wszystkimi znanymi Cherubinkowi kaliszanami. Pochowała wszak siedmiu mężów.

- Jedna rzecz jest elementarna - wyłuszczyła katechetycznym tonem babka. - Nie wolno ci się, gnoju, potem rozwieść, bo to grzech śmiertelny.

Jednak na widok fotografii przyszłej synowej babka syknęła głośno i aż uniosła się na zydelku.

- Tak ... rozwód to grzech, ale Pan Bóg jest też miłosierny - możesz ją po wszystkim zastrzelić.

Zbudowany nauką ewangeliczną Cherubinek ruszył z lżejszym już sercem i śpiewem słowiczym w duszy do pałacu, w którym rezydowała jego księżniczka, czyli Urzędu Miejskiego. Ale, ale, no właśnie! Urząd Miejski! Słowik w Cherubinkowym sercu zdefekował ze strachu i zdechł. Wszak wiadomo, że urzędy wszelakie, a Urząd Miejski w szczególności, to miejsca, w których słowiki zdychają. Zdychają, a ich truchełka spopielone piekielnym ogniem rozsypują się w proch. Urzędy bowiem to miejsca, w których jeno wrony kraczą i wilcy wyją ...

Dulcymea Cherubinka była bowiem urzędniczką. Co tam urzędniczką! Ona była jakimś tam arcyszefem i hegemonem wszystkich urzędniczek w mieście! Cherubinek przełknął głośno ślinę! Psia mać! Z mafią to przeciętny Polak mógł jeszcze jaką taką nić porozumienia nawiązać, wybłagać choć kapkę miłosierdzia, negocjować przynajmniej. Ale z urzędnikami? Nie było takiej możliwości! Zaopatrzywszy się dla dodania animuszu w kilka sztuk broni krótkiej i łom (przedmiot w urzędzie, jak się później okaże, nader praktyczny) oraz wypiwszy ćwiartkę brzezinianki ruszył Cherubinek do urzędu.

Wywiedziawszy się w recepcji o komnatę swej lubej skierował się na ostatnie piętro. Wskoczył do windy niczym Alicja do króliczej norki, rozejrzał się dokoła (dokładniej mówiąc do kwadratu) i kombinował, jak wielu przed nim, w następujący sposób: Żeby dotrzeć na piętro piąte, trzeba nacisnąć guzik z cyfrą pięć!

Nacisnął, albowiem był człowiekiem czynu. Drzwi zawarły się za nim, aby się po kilkunastu sekundach z metalicznym kwileniem rozewrzeć. Cherubinek znalazł się jednak na piętrze trzecim. Rozejrzał się uważnie i z rosnącym, acz nie zdefiniowanym jeszcze podejrzeniem wycofał się do windy. Poczuł zimne dreszcze, a na czoło wystąpił mu pot. Szybko jednak stworzył sobie nowy algorytm. Jeżeli naciskając pięć dociera się na piętro trzecie, to guzik z jaką cyferką należy nacisnąć, żeby cię dowiozło na piąte? Cherubinek wykalkulował, że siedem! Ale guzika z siódemką nie było! Wziął głęboki wdech i nacisnął sześć, po czym ... znalazł się na parterze. Wypuścił z sykiem powietrze i postanowił akcję powtórzyć. Ręka zadrżała mu jednak z przejęcia i nacisnął przycisk, ale nie był do końca pewien jaki. Żelazne palce paniki zacisnęły się na jego żołądku i gangster począł na ślepo uderzać pięściami w migoczące guziki. Winda zarzęziła, zaskowytała złowieszczo, metalowe jej trzewia zatrzęsły się gniewnie, drzwi rozwarły się z sykiem i Cherubinek został przez nie wypluty na Bóg raczy wiedzieć którym piętrze. Tak znalazł się w wąskim korytarzu - takim rodem z powieści Kafki.

Ciężko dysząc gangster przywarł do ściany. Przestrzeń wykrzywiła się, powierzchnie płaskie wybrzuszyły się, a linie proste wygięły w łuki. I uwierzył Cherubinek w legendy o urzędach, w to, że w tych miejscach czas płynie inaczej, że urzędniczym wymiarem rządzą prawa jakiejś innej, dla śmiertelników niezrozumiałej fizyki, odmiennej matematyki i obcej ludzkiemu rozumowi logiki.

Gangster zacisnął oczy, przywarł do boazerii i ostrożnie posuwał się wzdłuż ściany, która teraz wydawała się jedynym stabilnym i dającym jaką taką, choć w sumie marną, pociechę punktem odniesienia. Jednakowoż i ściana zdradziła! Jej dająca rzekomo solidną podporę powierzchnia uciekła zza pleców gangstera. Runął w wilczy dół podstępnie umieszczony nie w podłodze, a pośród boazerii! Zaryczał straceńczo i runął w nie wiadomo jakie odchłanie.

I usłyszał Cherubinek za sobą głos jak trąba, jak szum wielu wód.

- Co czynisz, człowiecze!?

Otworzył powoli oczy i rozejrzał się z nabożnym lękiem starając się wypatrzeć jaką dybiącą nań apokalipsę. Klapą czarciej zapadki okazały się jednak niedomknięte drzwi, wieloma wodami był tu bulgot wrzątku dochodzący z czajniczka na regaliku, a głos jak trąba wydało z siebie chłopię z rogowych okularach, niewiele wyższe od przeciętnego puzonu. Cherubinek zazgrzytał plombami i postanowił pomścić okrutnie trzykrotną ową zniewagę. Wraże drzwi otrzymały tęgiego kopa, makiaweliczny czajniczek zakończył żywot za oknem, a struchlały urzędnik padł bez ducha poczęstowany klasycznym pociągnięciem z bani. Pomny na wpojone mu przez babkę nakazy ewangelii, podniósł Cherubinek nieprzytomnego do pionu i zdobył się na chrześcijański heroizm.

- Wybaczam ci! - oświadczył i puścił wiotkiego człowieczka, któren padł bez ducha na wykładzinę koloru lila róż, uroczo kontrastującą z bladością jego lic.

- I tak dostanę się na siódme piętro - zawziął się gangster, po czym wylazł na parapet i czepiając się po spajdermeńsku wystających fragmentów elewacji wspiął się na dach. Tam znalazł klapę, podważył ją łomem (zakonotuj to sobie czytelniku, aby zabierać łom do urzędów!) i dostał się do środka.

- Jak mie tera kto powie, że w urzędzie jest łatwo, to z dyni zajadę - mruknął do siebie, choć w sumie też do kosmosu. Po kwadransie dotarł do głównego korytarza i znalazł właściwy pokój. Wszedł do środka zmordowany, ale i dumny z siebie.

Dorota Genowefa Baszta przerwała pracę, kiedy drzwi gabinetu otwarły się gwałtownie, a klamka łupnęła o ścianę wybijając w niej pokaźne wgłębienie. Kwadratowa twarz urzędniczki zwróciła się ku gościowi, obfite brwi uniosły się, a szmaragdowe oczy nabiegły krwią .

Cherubinek tymczasem zamarł, zgasł i jakoś tak obwisł. Niby to dotarł do celu, niby już witał się z gąską, aż tu nagle ścisnęło go takie werbalne zatwardzenie, że ani jednego słowa, ani nawet monosylaby nie był w stanie z siebie wycisnąć. Tylko porządna lewatywa z brzezińskiego samogonu mogłaby coś tu udrożnić, ale tego akurat środka Cherubinek na podorędziu nie miał.

Baszta Dorotka przerwała ciszę i popularnym czasownikiem w bezokoliczniku, pochodzącym od słowa pierdoła, odprawiła gangstera w siną dal. W tej rundzie Cherubinek zaliczył knock down.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski