Pomysłodawcy głosowań referendalnych problem mieli zawsze jeden. Wymagana zgodnie z artykułem 125 Konstytucji RP 50-procentowa frekwencja kładła jedno referendum po drugim i sprawiała, że ich wyniki nie były dla władz wiążące.
Te referenda już za nami
Tak jak chociażby 18 lutego 1996 roku. Odbywające się w tym samym dniu dwa referenda (na temat powszechnego uwłaszczenia oraz o niektórych kierunkach wykorzystania majątku państwowego), położyła niska frekwencja. Organizowanego rok później referendum nt. przyjęcia Konstytucji RP frekwencja nie położyła, ale tylko dlatego, iż w referendum konstytucyjnym nie ma wymogu co najmniej 50-procentowej frekwencji. W tym przypadku wymagany 50-procentowy próg frekwencyjny oczywiście nie został przekroczony.
Udało się przekroczyć go w 2003 roku, kiedy to Polacy głosowali 7-8 czerwca ws. akcesji Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej. Ale tylko minimalnie, gdyż przy urnach stawiło się 58 procent uprawnionych. Sztuka ta wybitnie nie udała się 6 września 2015 roku, przy okazji referendum w sprawie wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu, stosunku do dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa oraz interpretacji zasad prawa podatkowego. Frekwencja wyniosła wówczas zaledwie 7,80%…
Jak tu zadbać o niską frekwencję?
Nieprzychylne rządzącym, przeciwne organizacji połączonego z wyborami do Sejmu i Senatu październikowego referendum (w sprawie wyprzedaży majątku państwowego podmiotom zagranicznym, podniesienia wieku emerytalnego, bariery na granicy Rzeczypospolitej Polskiej z Republiką Białorusi oraz przyjęcia tysięcy nielegalnych imigrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki) środowiska zachęcają do udziału w wyborach, jednocześnie zniechęcając do udziału w referendum, które może stać się niewiążące w przypadku nie osiągnięcia wymaganej frekwencji.
Jak to uczynić w sytuacji, gdy karty będziemy wrzucać do jednej urny?
– Wydaje się, że nic prostszego. Należy wziąć tylko dwie karty wyborcze: do Sejmu i do Senatu, a odmówić wzięcia karty referendalnej. I tu ważna uwaga! Jeśli weźmiemy kartę do referendum i ją zniszczymy (np. podrzemy), to – po pierwsze – i tak liczyć się to będzie jako nasz udział w referendum i podbije frekwencję (...). Z kolei napisanie na karcie jakichś komentarzy czy oświadczeń co prawda czyni głos nieważnym, ale liczy się jako uczestnictwo w referendum (podbija frekwencję)
– znalazła rozwiązanie polityka.pl.
– Kto nie chce łączyć tych głosowań, odmowę przyjęcia karty referendalnej powinien oficjalnie odnotować w komisji wyborczej. Inaczej podbije referendalną frekwencję
– potwierdziła wyborcza.pl.
– Żeby doprowadzić do tego, że ta frekwencja uczestnictwa w referendum jest poniżej 50 proc., to odpowiednio wielu obywateli będzie musiało poprosić o zrobienie takiej adnotacji [o nieprzyjęciu karty]
– doprecyzował prof. Adam Bodnar, były rzecznik praw obywatelskich, a obecnie kandydat opozycji do Senatu.
Poznański urząd instruuje
Komunikat o frekwencyjnym progu pojawił się także na stronie poznańskiego Urzędu Miasta.
– Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku, gdy ktoś nie będzie chciał wziąć udziału w jakimkolwiek z trzech głosowań, musi o tym fakcie poinformować komisję, stojąc przed nią w lokalu wyborczym. Ta nie wyda wtedy odpowiedniej karty do głosowania i odnotuje to w spisie wyborców
– czytamy na poznan.pl.
I dalej:
– Ważne: pobranie kart do głosowania – niezależnie od tego, czy zostaną wypełnione poprawnie, niepoprawnie lub wcale niewypełnione – jest równoznaczne z wzięciem w nim udziału. W przypadku referendum ma to znaczenie, ponieważ, aby było ono wiążące, frekwencja musi wynieść ponad 50 proc.
– przypomina poznański magistrat.
– To pokazuje podejście władz Poznania i prezydenta Jaśkowiaka do demokracji w ogóle
– mówił po konferencji prasowej poseł PiS Bartłomiej Wróblewski.
– Obywateli powinno się zachęcać, a nie zniechęcać do udziału w wyborach czy referendach. Tymczasem prezydent Jaśkowiak za publiczne pieniądze nawołuje do bojkotu
– podkreślił parlamentarzysta.
W ocenie posła Wróblewskiego mamy w tym przypadku do czynienia z działaniem wbrew demokratycznym standardom.
– Podważa to wiarygodność władz miasta, które na demokrację się wielokrotnie powoływały, a teraz pokazują do niej swój stosunek.
Marek Sternalski, przewodniczący klubu radnych Koalicji Obywatelskiej w poznańskiej Radzie Miasta nie dostrzega w tym komunikacie ani jednego słowa namawiającego kogokolwiek do czegokolwiek.
– To jest sucha zwięzła informacja, nic więcej
– komentuje.
Szef klubu miejskich radnych PO uważa, że informacji na temat wyborów i zasad głosowania powinno pojawiać się w przestrzeni publicznej możliwie najwięcej, gdyż każdy obywatel powinien mieć pełną świadomość tego, jakie przysługują jemu prawa.
Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]
Obserwuj nas także na Google News
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?