Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek zakochany w stalowych bestiach

Błażej Dąbkowski
- Do wojska trafiłem jednak przede wszystkim ze względu na rodzinne tradycje, gdyż mój tata był także oficerem - opowiada ppłk Tomasz Ogrodniczuk, szef Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu
- Do wojska trafiłem jednak przede wszystkim ze względu na rodzinne tradycje, gdyż mój tata był także oficerem - opowiada ppłk Tomasz Ogrodniczuk, szef Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu Adrian Wykrota
Choć ppłk Tomasz Ogrodniczuk pochodzi ze stolicy polskiej porcelany, bardziej niż filiżanki już od dziecka interesował go ryk potężnych maszyn. Dzięki niemu Ławica ma stać się mekką dla miłośników broni pancernej.

Czołgi będące początkowo przedmiotem drwin, przemieniły się w straszliwą broń. Toczą się w długim szeregu i ucieleśniają dla nas grozę wojny bardziej niż cokolwiek innego. Nie widzimy dział, które ślą ku nam ogień huraganowy; atakujące linie wroga są ludźmi podobnie jak my, ale czołgi to machiny..." - pisał w powieści "Na Zachodzie bez zmian" Erich Maria Remarque.

O tym, że śmiercionośna broń może paradoksalnie być piękna, od blisko dwudziestu lat przekonuje ppłk Tomasz Ogrodniczuk, który w kwietniu został szefem Muzeum Broni Pancernej w Poznaniu, będącego oddziałem Muzeum Wojska Polskiego. O wojskowym będącym przez prawie dwie dekady wizytówką poznańskiego Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych mówi się, iż jest "pancernym cudotwórcą", bo jego upór w pozyskiwaniu kolejnych pojazdów i dawaniu im drugiego życia trudno przecenić. To dzięki niemu i małej grupie pasjonatów militariów od połowy lat 90. do dziś, pozyskano blisko 40 czołgów, dział, tankietek, często będących unikatami na światową skalę. Trzeba było je wyławiać z rzek, przewozić z Portugalii czy Grecji.

Ogrodniczuk to typ pozytywisty, dla niego ważniejszy jest czyn niż słowo, być może dlatego niechętnie mówi o sobie.

- Najważniejsze są eksponaty, ja tylko robię to, co do mnie należy - powiedział, kiedy umawialiśmy się z nim, by pokazał mi zbiory.

- Ale to pana dzieło - odpowiedziałem.

- No dobrze, proszę być o 9, bo z samego rana muszę jeszcze oprowadzić grupę z Gdańska - zgodził się .

Jego koledzy na stronie internetowej CSWL napisali, że Ogrodniczuk potrafi zarażać innych swoją pasją. Wchodząc na teren Centrum, minąłem małżeństwo z dwojgiem dzieci - byli to turyści z Pomorza, o których wspominał. Malce z wypiekami na twarzach komentowali to, co zobaczyli w magazynie.

W październiku w kinach pojawi się film Stevena Spielberga "Most szpiegów", w którym "wystąpił" czołg z muzeum

Tak, podpułkownik to właściwy człowiek na właściwym miejscu - nie przypomina typowego wojskowego, który bez emocji, suchym, technicznym językiem objaśnia, dlaczego na radzieckim czołgu pojawił się napis "Zemsta za Katyń" albo tłumaczy, jak działa układ powietrzny jednej ze "stalowych bestii". To raczej cierpliwy nauczyciel historii.

W pawilonie, w którym stoi około 30 maszyn, choć jest dopiero po 9, panuje zaduch.

- Kiedy nagrzeją się podczas upałów, ciepło oddają jeszcze przez półtora dnia - mówi.

Pośrodku stoi jeden z faworytów Og-rodniczuka, radziecki T-34. Czołg najprawdopodobniej brał udział w bitwie o Poznań i został trafiony w okolicach dzisiejszego lotniska na Krzesinach. Po wojnie służył do nauki, wprowadzono go do sali wykładowej Wyższej Szkoły Wojsk Pancernych w Poznaniu, by posiłkować się nim podczas zajęć z budowy i eksploatacji sprzętu. W połowie lat 60. czołg trafił na plan "Czterech pancernych i psa" i stał się popularnym "Rudym 102". Kilkanaście lat później serial był jednym z ulubionych szefa muzeum. Choć pochodzi ze stolicy porcelany, czyli Chodzieży, bardziej niż filiżanki już od dziecka interesował go ryk potężnych maszyn.

- Do wojska trafiłem jednak przede wszystkim ze względu na rodzinne tradycje, gdyż mój tata był także oficerem. Do dziś spieramy się, która szkoła oficerska była lepsza czy ta we Wrocławiu, czy też poznańska, której absolwentem ja jestem - śmieje się.

Pierwszy stopień oficerski wojskowy zdobył w 1991 r.. Trafił wtedy do 33. Pułku Zmechanizowanego, następnie przemianowanego na 12. Złocieńską Brygadę Kawalerii Pancernej. Został dowódcą plutonu czołgów T-72, dziś pojazdów służących już jako eksponaty w muzeach, także w Poznaniu.

Kustoszem został w lutym 1997 r., mając do dyspozycji zaledwie 22 sztuki sprzętu pancernego. Dziś ta liczba zbliża się do 60, w tym kilkanaście w pełni sprawnych. Te ostatnie są oczkiem w głowie Ogrodniczuka, bowiem mogą je zobaczyć nie tylko osoby odwiedzające muzeum, ale każdy, kto na żywo lub w relacji telewizyjnej zobaczy defiladę choćby z okazji Święta Niepodległości. Szczególnie cenne są dwa - pierwszy służący w polskim wojsku w okresie I wojny światowej mały czołg Renault FT-17, sprowadzony z Afganistanu w 2012 r. oraz tankietka TKS, ta uzbrojona w NKM we wrześniu 1939 r. potrafiła zniszczyć opancerzony niemiecki pojazd.

- Gdybyśmy znali kwotę renowacji tankietki, to pewnie nikt by się tego nie podjął. Jest ona skręcona z ok. tysiąca specjalnie toczonych nitośrub. Oryginalne było tylko podwozie, a zatem każdą płytę pancerną trzeba było docinać, lecz nie laserowo, a ręcznie - opowiada Ogrodniczuk, wskazując na TKS wielkością nieróżniącą się od toyoty yaris. Prace remontowe prowadziła firma Artura Zysa w Pławcach, której pracowników militaryści znają jako "pancernych magików".

Jednak sercem każdego pojazdu jest silnik, a więc i on jest w tej układance najważniejszy. Kiedy już pojazd trafia do muzeum, należy posprawdzać wszystkie układy, począwszy od układu zasilania paliwem, przez powietrzny, aż po olejowy.

- Normalny samochód można odpalić na stojance, tymczasem silnika czołgu, bez podłączenia i sprawdzenia wszystkich układów nie uruchomimy. Najlepiej uruchamiać powietrznie, owszem można wspomagać się bateriami akumulatorowymi, ale każdy z czołgów posiada sprężarkę, nabijającą butle do 150 atmosfer, to nie ma to większego sensu, aby korzystać z akumulatorów - tłumaczy długoletni kustosz placówki.

Aby nauczyć budowy silnika, pojawiają się kolory - żółty oznacza wszystkie elementy związane z układem paliwowym, niebieski z powietrznym, brązowy z układem olejowym, zielony z chłodziwem. To dziesiątki rurek, a jeśli choć jedna nie będzie sprawna, można w łatwy sposób zniszczyć silnik.

- Nieraz się śmiejemy, że trzeba złamać sobie rękę w kilku miejscach, by dokręcić jakąś śrubkę w silniku. Żeby go zamontować, potrzeba średnio 85 roboczogodzin - przyznaje, dodając, że w porywach ambicji zdarzało mu się przez renowację pojazdów jeść obiad o godzinie 3 w nocy.

"Na chodzie" znajdują się też jeden z nielicznych na świecie czołg lekki T-70, T-34. Pojazd MTS 306, ciągnik artyleryjski, który mógł ciągnąć armatę do 15 ton (tylko trzy sztuki do dnia dzisiejszego zachowały się w Polsce). Sprawne jest też niemieckie samobieżne działo pancerne StuG 4, jedyny jeżdżący egzemplarz tej serii na świecie. Jak zdobyć takie okazy?

- Mamy rozległe kontakty, a co najważniejsze działa Koło Miłośników Broni Pancernej przy muzeum. Koledzy przeglądają w internecie zagraniczne fora, poza tym odwiedzają nas przedstawiciele różnych państw - tłumaczy szef muzeum.
Cały czas wspierał placówkę ambasador przy ONZ Bogusław Winid, pomagają też wyżsi rangą wojskowi.

- Kiedy oficer zauważy tankietę z 1935 r., na pewno serce mu mocniej zabije. W ten sposób zdobywamy sprzymierzeńców - śmieje się.

Przy renowacji kluczowe jest przede wszystkim pozyskanie sponsorów. Ogrod-niczuk podkreśla, iż bardzo owocna okazała się współpraca z Wojskowymi Zakładami Motoryzacyjnymi w Poznaniu. Aktualnie remontowane są tam dwa pojazdy: niemiecki Panzer 3 oraz amerykański niszczyciel Achilles przywieziony w czerwcu z Belgii.

- Nie mamy jeszcze armaty. Jeśli znajdziemy oryginalną 17-funtową brytyjską, to będzie oryginalny Achilles. Przymierzamy się jednak do tego, by był on w barwach I Dywizji Pancernej gen. Maczka - mówi.

Z dna rzeki i przez Karpaty
Jak tłumaczy Ogrodniczuk, najtrudniejsza akcja wydobywcza StuG-a 4. Pojazd wojskowy zatonął 19 lub 20 stycznia 1945 roku podczas przekraczania skutej lodem rzeki Rgilewki koło Grzegorzewa. Pasjonaci militariów pod wodzą podpułkownika dwukrotnie musieli podchodzić do operacji wydobycia działa. W 2006 r. na powierzchnię udało się wyciągnąć wieżę zatopionego w mule działa, dwa lata później dokończono dzieła. Ze starego koryta rzeki, tym razem Warty wyłowiono też Sdkfz6, niemiecki ciągnik artyleryjski z czasów II wojny światowej.

- Rozebraliśmy go jego własnymi kluczami, wyłowionymi z błota i mułu razem z pojazdem. Kiedy już pojawił się na brzegu, był tak zniszczony, iż trudno było określić, co to za pojazd - opowiada podpułkownik.

Powyginane płyty i blachy nie ułatwiały zadania, widoczny był w zasadzie tylko układ jezdny, czyli gąsienice. Utopili go Rosjanie w 1945 r., ale pojazd jakby na złość przewrócił się na dnie na bok i nie chciał się ruszyć aż do 2011 r. Remont i tego pojazdu w całości wykonany został w firmie Artura Zysa.

- Natomiast logistycznie najbardziej skomplikowane było przetransportowanie dwóch amerykańskich czołgów z Grecji. Przejechaliśmy ponad 5 tys. kilometrów - wspomina wojskowy. - Jechaliśmy przez Bułgarię, Rumunię, Węgry, Słowację. Każdy z dwóch zestawów ważył w granicach 80 ton. To nie lada wyczyn, bo przecież musieliśmy przemierzyć niemal całe Karpaty. Kierowcy ciężarówek wykonali świetną robotę, od tonażu i gorąca pękały przewody od powietrza, strzelały gumy. To wszystko trzeba było szybko naprawić i kontynuować podróż.

Opłaciło się. Tym sposobem mamy w Poznaniu największą w Polsce kolekcję amerykańskiego sprzętu, składającą się z czołgów M47 i M 88 przywiezionych z Norwegii i "greckich" M 48 i M 60. Uruchomienie maszyn to jednak nie wszystko, choć Ogrodniczuk nadal bierze udział w szkoleniach dla pancerniaków, nie jest to równoznaczne z rozgryzieniem każdego eksponatu. Aby opanować M 88, wspólnie z pasjonatami wykorzystał wiedzę Amerykanów i ich dowódcę kpt. Erica Hamiltona, szkolących się kilka miesięcy temu na poligonie w Drawsku Pomorskim.

- Prowadzenie czołgu PT 91 to sama przyjemność, mimo że człowiek czuje piasek w ustach, a pył wpada do oczu - żartuje podpułkownik. Broń pancerna oprócz technicznych tajemnic skrywa również historyczne łamigłówki. Tak było z radzieckim działem Su-76. Na jego osłonie znajduje się napis "Zemsta za Katyń". Przez wiele lat nikt nie wiedział, jak go zinterpretować. Dopiero jeden z pracowników Instytutu Pamięci Narodowej rozszyfrował zagadkę, kontaktując się uprzednio z Rosjaninem służącym w oddziale wykorzystującym pojazd podczas II wojny światowej. Okazało się, że w tej jednostce nie służył żaden Polak, a Rosjanie poubierani w polskie mundury. Napis z kolei został umieszczony ze względów propagandowych, by odwrócić uwagę, zmylić Polaków i w ten sposób podkreślić, że za mord na elitach odpowiadają Niemcy.

- Czasem wydaje się nam, że wiemy już wszystko o danym egzemplarzu, tymczasem wiele z nich nadal kryje tajemnice - komentuje Ogrodniczuk.

Ławica wybawieniem
Już za dwa lata Muzeum Broni Pancernej opuści mury CSWL i przeniesie się do czterech hangarów przy ul. Lotniczej.

- Będzie więc można wstawić tam cały sprzęt, także ten, który obecnie znajduje się na zewnątrz magazynu. Marzeniem moim jest, by każdy, kto przyjdzie zwiedzać placówkę, mógł swobodnie obejść pojazdy dookoła - mówi wojskowy, wskazując na szczelinę wielkości pięści, oddzielającą dwa czołgi.

Wtedy na pewno każdy turysta ujrzy niemal niedostępne dziś dla zwiedzających autografy dwóch wybitnych filmowców, Stevena Spielberga i Janusza Kamińskiego, złożone na wieży czołgu T 55, który znalazł się na planie filmu "Most szpiegów". Jego premiera została zapowiedziana na październik.

- Wierzę, że wszystko wypali. Ja na pewno broni nie złożę, bo napędzają mnie moi przyjaciele, rodzina i pasjonaci oraz sytuacje, kiedy wystawę przychodzą zwiedzać dzieciaki chcące poznać naszą historię. Nie zapomnę, kiedy jeden z takich berbeci przyszedł ze swoim dziadkiem. Starszy już mężczyzna opowiadał z pasją wnukowi o sprzęcie, na którym służył w wojsku. W oczach tego dziecka było widać ogromny szacunek i zainteresowanie - cieszy się oficer.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski