MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy o taką Polskę walczyliśmy? [ZDJĘCIA]

Marek Weiss
Porozumienia sierpniowe poprzedziła fala protestów we wszystkich ostrowskich zakładach. Ówcześni działacze wspominali i zastanawiali się, czy zmiany w Polsce poszły w dobrą stronę.

Porozumienia sierpniowe poprzedził gorący ostrowski lipiec 1980 roku. To tam wybuchły strajki, które stanowiły preludium do fali protestów w całym kraju. Właśnie dlatego Ostrów był 31 sierpnia miejscem regionalnych obchodów 35-lecia powstania NSZZ ,,Solidarność''. Nie brakowało wspomnień, ale i gorzkich refleksji nad dniem dzisiejszym.

Podczas spotkania w Forum Synagoga otwarto wystawę ,,Ostrów Wielkopolski - gorące lato 1980 roku''. Przygotowały ją wspólnie Zarząd Regionu Wielkopolska Południowa NSZZ ,,Solidarność'' oraz Archiwum Państwowe w Kaliszu. Najważniejszą jej część stanowi prezentacja przywódców i uczestników strajków (w oficjalnej nomenklaturze nazywanych wtedy przerwami w pracy) na terenie miasta. Przedstawiono sytuację miasta w realiach socjalizmu z uwzględnieniem najważniejszych zakładów pracy. Wśród materiałów archiwalnych są meldunki operacyjne będące dowodem inwigilacji prowadzonej w fabrykach.

- Wielu spośród organizatorów ówczesnych protestów to ludzie, którzy wkrótce potem tworzyli ,,Solidarność'' w regionie i przyłączyli się do obalenia systemu komunistycznego w Polsce. Dzięki nim żyjemy w wolnym i demokratycznym kraju, w którym nie ma takich anomalii, jak kartki na cukier czy na węgiel. Naszym celem jest przekazanie młodzieży wiedzy o tym, co się wydarzyło 35 lat temu. Dlatego będą spotkania w szkołach poświęcone tamtym wydarzeniom. Z kolei samą wystawę w październiku przeniesiemy do Kalisza - powiedziała dyrektor Archiwum Państwowego w Kaliszu Grażyna Schlender.

Na spotkaniu obecni byli działacze, którzy latem 1980 roku organizowali ostrowskie protesty. Wielu podzieliło się swoimi wspomnieniami.

- Jeśli ktoś mówi, że coś się dokonało pod wpływem impulsu to jest to nieprawda. Przygotowanie rodzinne było bardzo ważne. Mój pradziadek miał pięciu synów i wszyscy walczyli w powstaniu wielkopolskim. Ojciec był żołnierzem AK, a ja zasypiałem z włączonym Radiem Wolna Europa. W szkole jako jedyny z klasy nie należałem do ZMS, choć dyrektor prosił mnie o to co rok - mówił Lech Górski, jeden z organizatorów protestu w Mera ZAP w dniach 19-21 lipca 1980 roku.

- Kto zainicjował protest w Mera ZAP do dziś nie wiemy, ale bardzo szybko on się rozrósł. Wystarczyło hasło rzucone na pierwszej zmianie. Pojawiły się głosy, aby wybrać reprezentację do rozmów z władzami, jednak postanowiono, że wszyscy będziemy trwać razem, bo małą grupę spacyfikują od razu. Podłożem protestu była udręka dnia codziennego. Władza robiła wszystko, aby święto 22 lipca nie było zakłócone. Dlatego w trybie pilnym przywieziono zaliczkę pieniędzy na podwyżki z centrali Mera ZAP - wspominał inny z działaczy, Jerzy Sówka.

Kilka tygodni później na czterech oddziałach Mera ZAP zorganizowano zbiórkę pieniędzy dla strajkujących stoczniowców na Wybrzeżu. Ustawiono w tym celu specjalną, 70-litrową butlę, do której wrzucano datki. Zebrano 54.950 złotych. To suma, za którą wtedy można było kupić malucha. Nie wiedziano jak tę kwotę przekazać, więc pojechano tam osobiście z gotówką.
- Gdy wręczyliśmy pieniądze podeszła do mnie starsza pani i powiedziała ,,im potrzeba otuchy, bo są bardzo zmęczeni''. Wystąpiłem wtedy i głos mi nie zadrżał. Powiedziałem, że my strajkowaliśmy już w lipcu. Zapewniłem, że ze stoczniowcami jest Mera ZAP i cały kraj. Zaapelowałem, aby wytrzymali do końca, bo teraz albo nigdy. Cieszę się, że wtedy mogłem bez zastanowienia od serca powiedzieć tych kilka słów - wspominał Lech Górski.

Jerzy Sówka dodał, że ma w swoich zbiorach około 50 pozycji książkowych poświęconych strajkom na Wybrzeżu. Tylko w dwóch jest odnotowany fakt przekazania pieniędzy przez ostrowskich działaczy.

Aleksander Urban był tym, który w lipcu 1980 roku zabrał głos na wiecu w Mera ZAP. Po 35 latach doskonale pamięta tamtą sytuację.

- Przyjechali do nas prezydenci Ostrowa i starali się uspokajać nastroje. Ktoś z tłumu zwrócił uwagę, że nie można było wtedy kupić węgla, nawet na kwitki. Wtedy wiceprezydent Ryszard Małecki odpowiedział, że te sprawy załatwia składnica węgla przy ulicy Odolanowskiej. Nie wytrzymałem i w ostrych słowach powiedziałem, to co wszyscy czuliśmy. Że adres składnicy jest nam niepotrzebny, bo go doskonale znamy. Za to potrzebujemy węgla - opowiadał Aleksander Urban.

Józef Wróbel pamięta, że w lipcu 1980 roku, pierwszy raz po 18 latach, przyznano mu wczasy. Gdy wrócił 2 sierpnia natychmiast włączył się do działań jako członek rady robotniczej. W krótkim czasie odbył około 90 spotkań w regionie ostrowskim. Był koordynatorem powstania struktur regionalnych ,,Solidarności''.

- W tamtym czasie było wielu odważnych, nie bojących się przemian ludzi. Zarówno w dużych, jak i małych zakładach, wszędzie gdzie powstawała ,,Solidarność'' - mówił.

Pierwszy strajk w województwie kaliskim miał miejsce w Zakładach Sprzętu Mechanicznego Ursus w Ostrowie. Wybuchł już 2 lipca.

- Należeliśmy wtedy do Zrzeszenia Przemysłu Ciągnikowego Ursus, więc z podwyżkami nie było tak łatwo, ale mimo to szybko je przeprowadzono. Żeby zakończyć protest przywieziono nawet masło i wędliny do zakładowej stołówki - wspominał jeden z organizatorów protestu Zbigniew Zawadzki, który potem wspólnie z Ryszardem Lubońskim zaangażował się w powstanie w fabryce komitetu założycielskiego ,,Solidarności''.

W ZNTK pracowało w tym czasie 6800 osób. Bezpośrednim powodem wybuchu protestu były podwyżki cen wyrobów garmażeryjnych w stołówce. Jednym z organizatorów wiecu był Jerzy Minta, którego tajni współpracownicy w swoich meldunkach nazywali ,,Goebbelsem''. Przydomek odwołujący się do niemieckiego ministra propagandy nie był przypadkowy.

- Co czwartek prowadziłem audycje w zakładowym radiowęźle i potrafiłem w ciągu 15 minut przekazać bardzo dużo informacji. Miałem wprawę, bo w wojsku byłem spikerem. W czasie strajku ostrzegaliśmy ludzi, żeby nie wychodzili na ulice, bo tam czekały już MO i SB. Bramy, jak na pokusę, były szeroko otwarte, ale ludzie nas posłuchali - mówił Jerzy Minta.

- Ludzie zaczęli w 1980 roku strajkować, bo nie było żadnych artykułów żywnościowych. Nie wytrzymali, nie bali się co będzie z nimi później. To wszystko potoczyło się lawinowo w całym kraju. Władza dała nam trochę wolności, byśmy się ucieszyli ale 13 grudnia w jedną noc wszystko zabrała - dodał Stefan Łyszczak, który 35 lat temu pracował w OPBO.

Antoni Pietkiewicz działalność opozycyjną prowadził jeszcze przed powstaniem ,,Solidarności''. Od 1980 roku zasiadał we władzach regionalnych struktur związku. Dziś podkreśla, że południowa Wielkopolska odegrała niebagatelną rolę w przemianach.

- Pamiętam artykuł ,,Dziura w obwarzanku'' o naszym regionie. Autor na podstawie jednej przypadkowej rozmowy dowodził, że byliśmy białą plamą i nic tu się nie działo. To oczywista nieprawda. Mieliśmy tu bardzo silną poligrafię, ludzi piszących i komisje zakładowe rzetelnie dostarczające informacji. Była tu zakrojona na szeroką skalę akcja pomocy dla innych regionów. Mieliśmy bardzo dużą pomoc dzięki świetnym prawnikom, którzy pracowali dla nas dzień i noc. Nasze działanie odbywało się z narażeniem rodzin i karier, kosztem szykan. To nie było tak, że usiedliśmy do stołu i zaraz osiągnęliśmy porozumienie. Wszystko trzeba było wyrwać rządowi - wspominał pierwszy wojewoda kaliski po 1990 roku.

Niemal każdy z dawnych działaczy obecnych na spotkaniu w Ostrowie nawiązywał do obecnej sytuacji. Wielu wprost zadawało pytania czy o taką Polskę walczyliśmy?

- To co robiliśmy w lipcu 1980 roku nie było wymierzone w socjalizm, ale zostaliśmy nazwani wrogami socjalizmu. Nie chcieliśmy zapisywać się w historii, ale chcieliśmy poprawy bytu. Naszym celem było żyć w wolnym kraju. Dziś jest widoczna poprawa, ale tych zakładów które wtedy wnosiły zmiany już dziś nie ma. Czy takich zmian chcieliśmy? Walczyliśmy o wolne soboty, a dziś pracuje się i w soboty i w niedziele. Chciałoby się doczekać chwili, kiedy moglibyśmy powiedzieć, że te nasze protesty na coś się przydały - mówił Jerzy Sówka.

- W 1980 roku zmiana historii była potrzebna i słuszna, ale dziś jesteśmy wieloma rzeczami rozczarowani. Straszy nas się drugą Grecją czy wyciąganiem z łózek o 6 rano. Wtedy, 35 lat temu, też mówiono, że chcemy wojny, że chcemy rozwalić Polskę - powiedział Aleksander Urban.

- Przykro, że dziś nie ma z nami wielu naszych kolegów. Nie mogą z nami wspominać, bo nie mogli opuścić stanowiska pracy. O rekompensacie dla działaczy opozycyjnych się zapomina. Ja na przykład mam niższą emeryturę, bo z powodu mojej działalności nie miałem pracy. Piłsudski, gdy przyszedł do władzy, w pierwszej kolejności upomniał się o swoich żołnierzy. O nas nie ma kto - podkreślił Stefan Łyszczak.

Przewodniczący Zarządu Regionu ,,S'' Jan Mosiński zauważył, że z 21 postulatów sierpniowych 7 nadal nie jest zrealizowanych.

- Niech więc nie dziwią się nam nasi adwersarze, kiedy mówimy że trzeba dokończyć rewolucję - powiedział Mosiński.

- Roszczenia są uzasadnione. Musimy być dalej zorganizowani, bo wiele rzeczy trzeba w Polsce zmienić. Dziś jesteśmy bezpieczni, nie ma zagrożenia militarnego. Jesteśmy w Europie, jakakolwiek ona jest. Ale obszar społeczny nie wytrzymał konfrontacji z naszymi ideami i marzeniami - podsumował dyskusję Antoni Pietkiewicz.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski