Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domowe przetwory z warzyw na zimę - nie ma nic lepszego [ZDJĘCIA]

Karolina Sternal
Felicja i Lech Zydorowiczowie wszystkie warzywa i owoce mają z własnego ogrodu przy domu, gdzie też przygotowują przetwory
Felicja i Lech Zydorowiczowie wszystkie warzywa i owoce mają z własnego ogrodu przy domu, gdzie też przygotowują przetwory Karolina Sternal
Mimo że wielu już odtrąbiło koniec zaprawiania do słoików owoców i warzyw, to tradycja przetworów na zimę w Wielkopolsce nadal trzyma się mocno. Mało tego. Własne ogórki, buraczki, przecier robią także najmłodsze gospodynie, gdyż w cenie jest domowe jedzenie. Domowe przetwory z warzyw na zimę są doskonałe. Ale i z owoców.

Domowe kompoty z czereśni, konfitury według przepisu babci, sałatki z ogórków o smaku, jakiego nigdzie się nie znajdzie, przecier z własnych pomidorów, prawdziwy malinowy sok na zimę, owocowe wina i nalewki... To już przeszłość, ktoś powie. Okazuje się, że nie.

Nadal w bardzo wielu domach lato i jesień to czas, gdy przygotowywane są właśnie takie przysmaki. Mało tego. Na początku XXI wieku robienie domowych przetworów, to nie domena wyłącznie gospodyń z dużym stażem.

Okazuje się, że za zaprawianie biorą się matki i córki, żony i mężowie, a wszystko po to, aby zimą postawić na stole coś, co przypomni smak lata, czy zapach urodzajnej jesieni.

Polecamy: Kulinarium, czyli przepisy i porady na GłosWielkopolski.pl

- Od najmłodszych lat pamiętam, jak w domu robiło się zaprawy na zimę. I od zawsze ja w tym uczestniczyłam. Kojarzy mi się to nie tylko z pracą, ale też z tym, że można było sobie pogadać, pośmiać się. Było fajnie - opowiada Dorota Rudzińska z Leszna.

I dlatego, choć Dorota teraz jest już mężatką, ma własną rodzinę i zamieszkała w mieście, to nadal każdego roku jeździ do mamy, do rodzinnego domu w Kątach w powiecie leszczyńskim, aby zaprawiać warzywa i owoce na zimę.

- Mamy przy domu warzywnik, są też drzewa owocowe, więc nie trzeba niczego kupować - podkreśla mama Doroty, Urszula Chudzińska. - Robi się wszystko. Pod koniec sezonu na półkach stoją setki różnej wielkości słoików. W ten sposób zawsze jest coś pod ręką, czy do obiadu, czy na kolację, czy jak ktoś przyjdzie w odwiedziny - wystarczy sięgnąć po jakiś słoik i już jest co podać. Do tego człowiek ma pewność z czego to jest, że bez nawozów, jakiś ulepszaczy, konserwantów. Smak też jest taki, jaki rodzina lubi.

Wprawdzie obie panie robią także kompoty, dżemy i inne słodkości, to w ich rodzinach szczególne wzięcie mają przetwory warzywne.

- Ogórki robimy w tak wielu rodzajach, że trudno je wymienić - śmieje się Dorota Rudzińska. - Są kwaszone, na mizerię, płaty, sałatkowe kwaśne lub bardziej słodkie. Marynujemy paprykę, kalafiory, robimy buraczki, przecier. W przypadku przecieru to robimy albo bardziej rzadszy, który można pić, albo gęstszy, który można stosować do różnych dań. Przygotowywanie zapraw na zimę to dla mnie nadal wielka frajda. Jadę do mamy, wystawiamy duży stół na podwórze i robimy. Mama obiera, ja wkładam do słoików i robota idzie naprzód.

Przetwory robi się według dobrze sprawdzonych przepisów. Większość z nich Urszula Chudzińska ma w głowie, ale gdy pojawi się jakaś wątpliwość, ile należy dodać soli, cukru, octu, czy jakich przypraw należy użyć, to wtedy w ruch idzie zeszyt.

- Jest już bardzo stary, z poplamionymi kartkami, pozaginanymi narożnikami. Część przepisów mam jeszcze po swojej mamie, część dostałam od znajomych. Mam też wiele wyciętych z gazet. W ten sposób powstał domowy zbiór, według którego od lat robi się zaprawy - dodaje Urszula Chudzińska.

Tu rośnie wszystko, czego dusza zapragnie. Wąską ścieżką wśród jabłoni, grusz, krzewów porzeczek, warzyw i roślin ozdobnych dochodzi się do Barczy, gdyż dom Felicji i Lecha Zydorowiczów w Odolanowie leży nad samą rzeką.

- Zimą Barycz wylała - opowiada Lech Zydorowicz. - Woda w części ogrodu tak długo stała, że zniszczyła wszystkie krzewy malin.

Nie będzie więc tegorocznej nalewki na malinach. Ale na szczęście na półkach stoi jeszcze ta z poprzednich lat, więc nie zabraknie dla gości, czy gdy przyjdzie gospodarzowi ochota na kieliszek po niedzielnym obiedzie.

Zresztą to niejedyny gatunek nalewki, jaki sporządza Lech Zydorowicz. Są też wiśniówki, z porzeczek, ze śliwek węgierek, z aronii. Jest też lecznicza z zielonych orzechów, które koniecznie trzeba zbierać na przełomie maja i czerwca, gdyż orzechy należy pokroić całe, razem ze skorupką, która wtedy jest jeszcze miękka.

Wystarczy 10 - 15 orzechów zalanych pół litrem spirytusu, aby po około trzech tygodniach mieć ciemną, prawie czarną nalewkę. Gdy zdarzy się niestrawność, jakieś kłopoty z żołądkiem, to pomoże 30 kropli na łyżeczkę wody.

- Nalewki wzięły się z tego, że gdy byłem dzieckiem mój ojciec robił wino z głogu. Z czasem sam też zacząłem robić takie wino, rocznie jakieś 30 litrów - relacjonuje Lech Zydorowicz. - Niedaleko domu było dużo krzewów, z których jesienią zbierało się głóg. Jednego roku krzewy wycięto i w ten sposób skończyło się robienie głogowego wina. Spróbowałem więc eksperymentować z nalewkami, tym bardziej że miałem trochę literatury na ten temat, trochę jeszcze poszukałem informacji w innych źródłach i tak to się zaczęło. Teraz mam już wypracowaną własną metodę i receptury.

Nalewki to niejedyna specjalność Lecha Zydorowicza. Podobnie jak robienie domowych trunków, tak też przygotowywanie kompotów na zimę to jego domena. Za to spod ręki żony wychodzą uwielbiane przez całą rodzinę przetwory warzywne.

- Mąż tylko przynosi to, co akurat jest w ogrodzie, a ja wkładam do słoików - śmieje się Felicja Zydorowicz.
Można powiedzieć, że zasadą zapraw pani Felicji jest kierowanie się własnym smakiem i pomysłowością. Dlatego jej ogórki, sałatki, sosy co roku nieco zmieniają skład.

- Przecier, który robię jest rodzajem pomidorowego sosu. W zależności od tego, jakimi akurat innymi warzywami dysponuję, taki ma smak. Do tego dochodzą jeszcze przyprawy, których używam według własnego smaku, a nie sztywnych proporcji - dodaje Felicja Zydorowicz.

Pikantnym przecierem pani Felicja zalewa także białą fasolę, a nawet grzyby. W ten sposób powstają gotowe, domowe dania do szybkiego podania.

Nawet jeśli ktoś mieszka w blokach i nie ma przy domu ogrodu, to też można mieć zaprawy na zimę z własnych warzyw i owoców. Jak? Oczywiście wystarczy być działkowcem, jak Edward Stachowiak z Leszna. Wspólnie z żoną Bogdaną, dzięki działce mają zapewniony nie tylko wypoczynek na świeżym powietrzu, ale też własne warzywa i owoce.

- Ja zajmuję się cięższymi pracami na działce, a żona lżejszymi. Jednak zaprawy, to jej domena, ja tylko donoszę towar - podkreśla Edward Stachowiak. - Wszystko, co urośnie na działce, a nie jest na bieżąco zjedzone, to idzie do słoików. Starczy dla nas i dla dwóch córek i ich rodzin.

Jak dobrze się pomyśli, to nawet na tak niedużym kawałku ziemi, jak działka, wszystko się zmieści. U pana Edwarda na grządkach i w małej szklarni rosną warzywa, z boku widać zioła, między tym rośnie kilka drzew, porzeczki, krzaki truskawek, a pod płotem maliny, jeżyny i pigwa.

- Żona robi właśnie sok z malin, jeżyn oraz pigwy do herbaty. Zimą nie ma nic smaczniejszego, niż takie zaprawy z własnej działki - przekonuje.

Wszystko wskazuje na to, że choć na sklepowych półkach mamy do wyboru coraz to nowe przetwory, które zachęcają kolorowymi etykietami i przystępnymi cenami, to nadal w najwyższej cenie są domowe zaprawy.

Ich smak, aromat nawet dla tych, którzy ich nie robią, jest o niebo lepszy, niż tych kupnych. Nadal jest też wiele rodzin, które bez własnej roboty kompotów, sałatek, sosów, powideł i soków nie wyobrażają sobie przyrządzania posiłków w zimie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski