Prokuratura zamierza przesłuchać wszystkich hospitalizowanych, by zebrać dowody obciążające tych, którzy te dopalacze im sprzedali. Śledczych czeka wielomiesięczna praca, ale są do niej dobrze przygotowani.
Czytaj też: Dopalacze w Poznaniu to problem. Pomysłu na rozwiązanie go brak
- Prawie 300 osób nie robi na nas wrażenia - mówi prokurator Jacek Derda z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. - Są sprawy, w których trzeba przesłuchać po kilka tysięcy osób.
Do tego śledztwa włączono również tzw. sprawę wildecką, w której zawiadomienie złożył Andrzej Trybusz, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Poznaniu.
Ekspert od toksykologii: - Urwany film po alkoholu? To i tak lepsze niż dopalacze
AIP
Chodziło o firmę z Pabianic, która pod różnymi szyldami działała w Poznaniu, Gnieźnie, Kaliszu i Koninie. Dopalacze, które sanepid rekwirował w jej sklepach, trafiały do laboratoriów, a wyniki, które stamtąd wracały, nie pozostawiały najmniejszych wątpliwości.
- W przypadku zażycia stwarzają zagrożenie dla zdrowia i życia - to fragment opinii wystawionej przez laboratorium w Zakładzie Medycyny Sądowej w Poznaniu.
Wildecka prokuratura odmówiła jednak wszczęcia postępowania, powołując się na#opinię biegłego z 2009 roku, który w dopalaczach nie widział nic groźnego.
- Ta opinia mocno się zdezaktualizowała i wątpię, żeby jakikolwiek biegły podpisał się teraz pod nią - mówi Andrzej Trybusz. - To, że dopalacze są groźne, że zabijają, stało się już wiedzą powszechnie znaną.
Zobacz: "Mocarz" jest w Poznaniu. Zatruci dopalaczami w szpitalu! [ZDJĘCIA]
Tydzień temu złożył zażalenie na decyzję o umorzeniu, a prokuratura już po kilku dniach uznała swój błąd. Nie będzie to jedyne śledztwo w sprawie dopalaczy. Odrębne postępowanie dotyczące zatruć siedmiu osób prowadzi Prokuratura Rejonowa Poznań Stare Miasto.
W zupełnie innym kierunku bo złamania przepisów ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii prowadzone jest natomiast śledztwo w Kaliszu, w którym zarzuty usłyszały już cztery osoby: sprzedawca i trzech współwłaścicieli sklepu.
Tymczasem od tygodnia - jak wynika z codziennych raportów, które trafiają na biurko Andrzeja Trybusza, na terenie Wielkopolski nie działa już żaden punkt z dopalaczami. Nie zniknęły jednak całkowicie z rynku, o czym świadczą wciąż nowe przypadki zatruć.
- Nie jest to już sześć czy osiem dziennie, ale są każdego dnia - mówi dr Eryk Matuszkiewicz z oddziału toksykologii w Szpitalu Miejskim im. F. Raszei w Poznaniu. - Dla jednych pobyt u nas trwa jeden dzień, inni wychodzą dopiero po pięciu dniach.
- Stale monitorujemy okolice sklepów, w których sprzedawano dopalacze - zapewnia Maciej Święcichowski z KWP w Poznaniu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?