Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Droga do ślubu ze snów wiedzie przez centrum Poznania

Anna Jarmuż
Lucyna Trzmiel marzy o ślubie w klimacie rustykalnym. Poszukuje lekkiej i zwiewnej sukienki z koronką. W wyborze pomaga jej mama - Wiesława
Lucyna Trzmiel marzy o ślubie w klimacie rustykalnym. Poszukuje lekkiej i zwiewnej sukienki z koronką. W wyborze pomaga jej mama - Wiesława Łukasz Gdak
Mieszkają we Francji, Londynie, Berlinie lub nad polskim morzem. Kiedy mają już termin ślubu, wsiadają do pociągu, samochodu lub samolotu. Jadą do Poznania - na ulicę Głogowską, po tanią i modną sukienkę ślubną.

Jeszcze siedem lat temu na ulicy Głogowskiej były cztery..., może pięć salonów sukien ślubnych - wspominają osoby, które od lat związane są z branżą ślubną. Jakieś cztery lata temu ich liczba się podwoiła. Dziś w jednym fyrtlu (tuż koło Międzynarodowych Targów Poznańskich) działa 11 sklepów. Pracownicy żadnego z nich nie narzekają na brak klientów, a sama Głogowska uchodzi za idealne miejsce do ślubnych zakupów. Wiele przyszłych panien młodych pierwsze kroki kieruje właśnie tam.

- Zdrowa konkurencja jest zjawiskiem pozytywnym - stwierdza Violetta Mijalska-Polcyn, poznańska stylistka i właścicielka salonu „Violetta” (na ul. Głogowskiej działa od siedmiu lat). - Panie nie muszą jeździć po całym Poznaniu w poszukiwaniu sukni. Wszystko mają w jednym miejscu.

Jak tłumaczy, sprzedawcy wzajemnie sobie nie przeszkadzają.

- Współpracujemy z różnymi firmami, mamy inny asortyment. Nie kojarzę drugiego miasta, w którym tyle salonów funkcjonowałoby obok siebie. Pod tym względem Poznań jest wyjątkowy - uważa Violetta Mijalska-Polcyn.

Stwierdza jednak, że jednego na ul. Głogowskiej brakuje.

- To dobra restauracja lub kawiarnia, gdzie panie przy obiedzie lub deserze mogłyby odpocząć i przemyśleć swój wybór - żartuje poznańska stylistka.

Sprzedawcy zgadzają się, że problemem w tym rejonie jest też brak miejsc parkingowych.
Panny młode z całego świata

Plusem ulicy Głogowskiej jest niewątpliwie fakt, że znajduje się blisko Dworca Głównego PKP. Panie, które przyjeżdżają do stolicy Wielkopolski po sukienki, wysiądą z pociągu, a sklepy mają tuż obok. Bo poznańskie salony odwiedzają nie tylko miejscowi.

- To, że ktoś przyjeżdża 100-150 kilometrów po sukienkę, już nas nie dziwi - przyznaje Violetta Mijalska-Polcyn. - Mamy dużo klientek znad morza, a nawet z Warszawy. Do Poznania przyciąga ich często atrakcyjna cena. Na jednej sukience zaoszczędzić można nawet 2 tysiące złotych.

Że warto odwiedzić ul. Głogowską wiedzą też kobiety, mieszkające za granicą.

- Przyjeżdżają do nas panie z całej Wielkopolski, województwa lubuskiego, zacho- dnio-pomorskiego, a także z Berlina i innych europejskich miast - wylicza Katarzyna Bartkowiak z salonu Amy Love Bridal. Jak mówi, ostatnio pracownicy tego sklepu ubierali m.in. Filipinkę z Londynu.

- Wychodziła za Norwega. Miała około 1,50 metra wzrostu, a jej przyszły mąż 2 metry. Znalezienie dla niej sukienki nie było łatwym zadaniem - wspomina Katarzyna Bartkowiak.

Renata Borucka z salonu Vivien doradzała ostatnio w wyborze sukienki Polce, która na stałe mieszka w Londynie, a wkrótce bierze ślub na Balii.

- Regularnie odwiedzają nas też Angielki i Francuzki. W krajach Europy Zachodniej nie ma takiej tradycji ślubnej jak u nas. Jeżeli panna młoda chce mieć na ślubie piękną białą sukienkę, często przyjeżdża do Polski. Wybór jest bardzo duży, a ceny atrakcyjne - zauważa Renata Borucka.
Sukienka ma duszę

Czerwiec i lipiec to w ślubnych salonach gorący okres. Panie przychodzą na ostatnie przymiarki i po odbiór sukienek, jeszcze inne poszukują wyśnionej kreacji.

- Marzę o ślubie w klimacie rustykalnym. Na głowię chciałabym mieć wianek. Poszukuję lekkiej, zwiewnej sukienki z koronką - wyjaśnia Lucyna Trzmiel, którą spotkaliśmy w salonie Amy Love Bridal.

Jak mówi, miejsce to jest sprawdzone. Wcześniej sukienkę kupowała tam jej kuzynka (sprzedawcy podkreślają, że to często się zdarza, poczta pantoflowa to najlepsza reklama).

Choć poznanianka wychodzi za mąż w sierpniu przyszłego roku, poszukiwania wymarzonej kreacji rozpoczęła już teraz. Jak mówią eksperci z branży ślubnej, to bardzo rozsądne. Gdy czasu jest niewiele, maleje szansa na znalezienie wymarzonej sukienki. Decyzje panna młoda powinna podjąć co najmniej 4-5 miesięcy przed ślubem. Wybór jednak nie zawsze jest łatwy.

- 3/4 klientek kupuje inne sukienki niż wcześniej sobie zaplanowało. Bywa, że pani na początku marzy o syrence, a wychodzi z princessą - żartuje Katarzyna Bartkowiak.

- Katalog jest po to, by pokazać wzór sukienki. Tak naprawdę żyć zaczyna ona dopiero na klientce. To wtedy zyskuje duszę - tłumaczy Violetta Mijalska-Polcyn.

Dlatego tak ważne jest, by nie zamykać się na możliwości.
- Czasem przychodzą do nas panie, które mówią, że mają duży biust i nie mogą ubrać sukienki z gorsetem. Niektóre twierdzą, że są przy kości, więc w grę wchodzi tylko kreacja w kształcie litery „A”. Panie kierują się tym, co przeczytały lub ktoś im powiedział. Nie warto. Lepiej przyjść do salonu i sprawdzić, w czym się najlepiej czujemy. Sukienki są szyte na wymiar. Dopasowujemy je do klientek. Do każdej z nich podchodzimy indywidualnie - wyjaśnia Violetta Mijalska-Polcyn.

Niektóre panie wybierają kreacje w stylu femme fatale, inne zakładają na głowę wianek. Możliwości jest wiele. Jak tłumaczy Katarzyna Bartkowiak, sukienka ma wpływ na to, w jaką rolę panna młoda wcieli się na ślubie, a czasem nawet na to, jak będzie się na nim zachowywać.

- Mamy w sklepie Zosię z Pana Tadeusza, Telimenę, Królową Elfów czy Anię z Zielonego Wzgórza - prezentuje Katarzyna Bartkowiak, która lubi literackie nawiązania. - Każda z sukienek ma własną historię - dodaje.

Wybierając kreację, warto też wziąć pod uwagę miejsce, w jakim odbywa się ślub.

- Inna pasuje do małej sali weselnej, inna na ślub w plenerze - zauważa Renata Borucka. - Ostatnio miałyśmy klientkę, która ceremonię ślubną miała w katedrze gnieźnieńskiej. Gościć na niej miało 250 osób. Dziewczyna była bardzo drobna. Mimo to myślała o małej, skromnej sukience. Doradziłyśmy jej, by wybrała inny model. Dzięki temu miała być bardziej widoczna, nie chcieliśmy, by zniknęła w tłumie. Posłuchała nas - wspomina Renata Borucka. Zaznacza jednak, że sprzedawcy jedynie sugerują. Mogą doradzić. Ostateczna decyzja zawsze należy do klientki.

Czasy się zmieniają, klientki też

Konkurencja mobilizuje. Dlatego sprzedawcy z Głogowskiej stawiają na jakość, nie tylko towarów, ale też obsługi.

- W kontaktach z klientem potrzebna jest empatia i duża cierpliwość. Już się tego nauczyłyśmy - żartuje Katarzyna Bartkowiak.

Jak mówią pracownicy salonów, paniom przed ślubem towarzyszy zwykle duży stres, a oni są na „pierwszej linii ognia”. Muszą nauczyć się rozładowywać napięcie.
- Dziś klientki są dużo dojrzalsze niż kiedyś. Wiedzą, czego chcą. Często są już po 30. 30 lat temu, gdy przychodziło do podpisania umowy, przyszła panna młoda mówiła: „mamo, daj dowód”. Koszty też brali na siebie rodzice. Dziś panie najczęściej same płacą za swoje sukienki - zwraca uwagę Renata Borucka.

Zmienia się też moda. Dziś przyszłe żony stawiają na wygodę. Zwykle wybierają sukienki, które są blisko ciała. Lubią lekkość i zwiewność. Z mody nie wychodzą jednak tzw. princessy.

- To często urzeczywistnienie dziecięcych marzeń. Prawie każda dziewczynka marzyła kiedyś, by być księżniczką - żartuje Violetta Mijalska-Polcyn. Zwraca też uwagę, że choć sukienki się od siebie różnią, ważą zwykle tyle samo - ok. 2,5 kg.

- Są różne typy klientek. Wszystkie jednak w tym najważniejszym dniu chcą wyglądać pięknie - potwierdza obiegową opinię Renata Borucka. Przyznaje, że ślubów też dziś znacznie mniej niż kiedyś. Jednym z powodów jest niż demograficzny. Nie bez znaczenia jest też to, że wiele par decyduje się na związki partnerskie. Kiedy chcą wstąpić w związek małżeński, biorą często ślub cywilny.

- Dziś mamy 50 proc. mniej klientek niż w roku 2000 - przyznaje Renata Borucka. - Wypożyczalnie nie wyparły jednak sklepów. Panie nadal chętnie kupują sukienki na własność.

Kiedyś sesja fotograficzna była zazwyczaj organizowana w dzień ślubu. Dziś świeżo upieczeni małżonkowie wyjeżdżają w tym celu nawet zagranicę.

- Jedna z naszych klientek wybierała się np. do Wenecji. W takiej sytuacji lepiej mieć własną sukienkę - mówi Renata Borucka.
A co z panami?

Na ulicy Głogowskiej ślubne zakupy zrobią też panowie. Mogą np. wybrać się do sklepu z garniturami „Gabi”.

- Jeśli chodzi o ślubną modę, nadal króluje granat. Częściej niż krawaty, panowie wybierają muchy - mówi współwłaścicielka sklepu - Anna Gabryjelska.

Jak zauważa, panowie jednak coraz rzadziej kupują garnitury. Ubierają je na ślub, ale już na inne okazje wolą luźny styl.

- Nasi ojcowie i dziadkowie mieli w szafie garnitury na każdą okazję. Dziś mężczyźni wolą sportowe koszule, zwykłe spodnie i marynarki - zauważa Anna Gabryjelska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski