Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Entombed A.D.: Nie brać jeńców, ściągać skalpy [ROZMOWA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
- Napieramy dziś do przodu z wyjątkowym impetem - mówi Nico Elgstrand (ostatni z prawej)
- Napieramy dziś do przodu z wyjątkowym impetem - mówi Nico Elgstrand (ostatni z prawej) Niclas Brunzell
Byli jednym z najważniejszych zespołów metalowych na świecie, a albumem „Left Hand Path” z 1990 roku zdefiniowali gatunek zwany szwedzkim death metalem. Kiedyś Entombed, dziś Entombed A.D. Po perturbacjach personalnych powrócili z nową płytą, a już w sobotę zagrają w poznańskim Eskulapie. O tym powrocie opowiada gitarzysta zespołu Nico Elgstrand.

Po premierze płyty „Serpent Saints”, kariera Entombed nabrała bardzo dziwnego obrotu. Po siedmiu latach od jej wydania powracacie z nowym albumem jako Entombed A.D. Jak określiłbyś czas dzielący te dwa wydawnictwa?

Porównałbym go do bardzo wolnej przejażdżki kolejką górską, która przyspieszyła dopiero pod koniec trasy. Przez większość tego okresu graliśmy koncerty, ale problem pojawił się, gdy trzeba było zacząć pracę nad nową płytą. Kiedy wszyscy uznaliśmy, że nadszedł na to najwyższy czas, jeden z nas przestał pojawiać się na próbach. Już wcześniej zarezerwowaliśmy studio nagraniowe, ale nagrania nie mogły ruszyć z miejsca ze względu na nieobecność Alexa (Hellida, wieloletniego gitarzysty Entombed – przyp. red.). Nasz producent zaczął się niecierpliwić, bo miał już w planie kolejne sesje z innymi zespołami. W zespole doszło więc do konfliktu, który spowolnił prace nad płytą i w efekcie opóźnił jej wydanie.

Przez ostatni rok zmagaliśmy się praktycznie ze wszystkim, próbując wydać ten album. Nasze morale było naprawdę kiepskie. Zawsze jednak trzeba trochę pocierpieć, by w końcu osiągnąć cel. My go osiągnęliśmy. O ile więc nasza przejażdżka przez całe lata toczyła się jak po grudzie, to jej finał zadowala nas wszystkich. „Back to the Front” podoba się ludziom i zbiera niezłe recenzje.

Z mojej perspektywy cała ta sytuacja przypominała jakiś szczególny przypadek zespołowej schizofrenii lub co najmniej – kampanii dezinformacyjnej. Można to było zaobserwować śledząc waszego Facebooka. Kolejne zdjęcia ze studia dzieliły miesiące kompletnej ciszy. Trudno było nadążyć za tym, co się z wami działo.

Zasadniczy problem leżał w komunikacji z Alexem, a w zasadzie – w jej braku. Przez długie miesiące nie mogliśmy nawiązać z nim kontaktu. Odwrócił się od nas i kompletnie nie zależało mu na tym, by porozmawiać o jakimś rozwiązaniu tej dziwnej sytuacji. Doszliśmy więc do wniosku, że musimy wziąć sprawy w swoje ręce, ponieważ chcieliśmy nagrać nowy album. I cieszę się, że się udało.

Całe zamieszanie osiągnęło punkt krytyczny rok temu, gdy przesunęliście datę premiery albumu na bliżej nieokreślony termin. Tymczasem Alex, zamiast dogadać się z wami, wystartował z drugim projektem pod nazwą Entombed. Masz w ogóle pojęcie, dlaczego tak zależało mu na tym, by „Back to the Front” się nie ukazał?

Szczerze mówiąc, nie mam zielonego pojęcia. Próbowaliśmy wielokrotnie skontaktować się z jego prawniczką, ale ona – podobnie jak Alex – milczała i nie odpowiadała na nasze zapytania. Dziś staram się o tym zapomnieć. To już historia, więc nie ma sensu się w niej babrać. Dużo lepiej zrobić następny krok naprzód.

Mam nadzieję, że nie obrazisz się o to pytanie. Pamiętasz kto dokładnie przyjmował cię w szeregi Entombed dziesięć lat temu?

Zdaje się, że właśnie Alex. Czy to nie ironiczne? A teraz, wyłącznie na własne życzenie, sam wykolegował się z zespołu. Bo niby jak inaczej traktować sytuację, kiedy ktoś przepada bez słowa i nawet nie rozmawia z kolegami?

„Back to the Front” miał w końcu swą premierę na początku sierpnia. Czy wydanie albumu po tym wszystkim było dla was jakimś rodzajem katharsis?

Tak. Wiesz, nawet kiedy wszystko dookoła się wali, zawsze tli się jakieś niewielkie światło w tunelu. Cieszę się, że wszystkie te złe zdarzenia udało się nam obrócić w coś dobrego. Mam wrażenie, że brzmimy dziś lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie wiem, z czego to dokładnie wynika, ale suniemy naprzód bez szczególnie wielkiego wysiłku. Jesteśmy na fali wznoszącej i lubię to uczucie.

Podoba mi się to militarne zacięcie w tytule nowej płyty. Czy rzeczywiście jest tak, że muzyka jest dla ciebie frontem, a jej granie – ciągłą walką?

Nie, raczej nie. Granie koncertów to ciężka praca, ale bardzo ją lubimy. Podobnie jest, kiedy siedzimy w studiu i komponujemy. To w jakichś 95% walka, ale pozostałe pięć to poczucie spełnienia. Jeśli wkładasz w to, co robisz, całego siebie, ludzie to docenią. Kreatywność to w większości desperacja, a może w jednej dziesiątej inspiracja. To trochę jak uzależnienie od narkotyków. Dzień składa się z dwóch godzin wyśmienitej zabawy i dwudziestu dwóch, kiedy jesteś w złym stanie (śmiech).

Z czego jesteś szczególnie zadowolony na „Back to the Front”?

Przede wszystkim z tego, że wreszcie stanowimy zgraną ekipę. Każdy z nas miał w tym swój udział. Wiele miesięcy nie słuchałem tych numerów, głównie ze względu na to, jak wiele nas kosztowały. Dziś je po prostu uwielbiam. Najważniejsze jest zaś to, że mam ochotę na nagranie kolejnej płyty i koledzy z zespołu podzielają mój entuzjazm.

LG Petrov jest jedynym członkiem Entombed A.D., który pamięta początki oryginalnego składu Entombed. Czy nagrywając pierwszą płytę pod obecnym szyldem w ogóle zaprzątaliście sobie głowę tym, by nawiązywała ona do ducha któregoś z wcześniejszych okresów w twórczości tamtej grupy?

I tak, i nie. Wraz z każdą nową płytą trzeba niejako wymyślić się na nowo. Z drugiej strony musisz znać umiar, bo ludzie, którzy przychodzą do pizzerii chcą zjeść pizzę (śmiech). Myślę, że największą zaletą tego materiału było to, że powstawał on całkowicie naturalnie. Były chwile, kiedy rzeczywiście myśleliśmy o tym, by piosenki te brzmiały spójnie z dorobkiem Entombed. Jeśli jednak czuliśmy to podobieństwo, to nie analizowaliśmy ich w nieskończoność, tylko szliśmy za intuicją. Ostatecznie powstała muzyka, która jest bardzo „nasza”.

LG jest charakterystycznym, choć zupełnie nieskomplikowanym wokalistą. To bardzo świadomy gość, który podchodzi do swojej pracy bardzo poważnie. Jednocześnie nie stara się nikomu niczego udowadniać. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, jak łatwo się z nim pracuje.

_„Back to the Front” _ukazał się niecały rok po tym, jak z nową płytą powróciło Carcass. Z kolei za chwilę nowy album wydadzą wasi rodacy z At the Gates. Wszystkie trzy zespoły wydawała kiedyś zasłużona wytwórnia Earache Records. Nie uważasz tego tego zbiegu okoliczności za symboliczny?

Coś w tym jest, choć nie jestem najlepszy w strategiach marketingowych (śmiech). Niemniej to bardzo miłe. Graliśmy z Carcass może półtora roku temu w Kolumbii. Bill Steer (gitarzysta Carcass – przyp. red.) wciąż potrafi zabić mnie swoją grą. Z kolei At the Gates byli od zawsze jednym z moich ulubionych zespołów grających death metal. Cieszę się z ich reaktywacji i tego, że komponują nowe rzeczy. Niewiele jest dziś zespołów równie dobrych koncertowo, jak oni. Koniec końców, choć nikt z nas tego nie planował, cieszę się, że wszystkie trzy zespoły wydają nowe płyty w niewielkim odstępie czasu.

Lada chwila polscy fani zobaczą was w Krakowie, Poznaniu i Gdańsku. Towarzyszyć wam będą rodacy z Grave. Czego należy się spodziewać po tych koncertach?

Jesteśmy potwornie głodni tych koncertów. Gramy nieprzerwanie od lat, ale to dziś napieramy do przodu z właściwym impetem. Jeśli więc lubicie czuć się tak, jakby przejechał po was czołg i wgniótł w błoto – a ci, którzy słuchają metalu, lubią to na pewno – powinniście pojawić się pod sceną!

Swoją drogą, to nieco zabawne, że podczas tej trasy na scenie spotkają się dwa zespoły ze słowem „grób” w nazwie. Chcecie pogrzebać swoich fanów żywcem?

Nie inaczej. Plan jest taki, by nie brać jeńców, tylko ściągnąć jak najwięcej skalpów.

Entombed A.D. to obecne wcielenie zespołu Entombed. Ten ostatni powstał w 1989 r. w Sztokholmie na gruzach kultowej formacji Nihilist. Z inspiracji muzyką Autopsy, Motorhead i Kiss, Entombed stworzyli swój własny styl, zwany szwedzkim death metalem. Wydany w 1990 płytowy debiut Szwedów, album "Left Hand Path" do dziś uchodzi za jego najdoskonalszy okaz. W późniejszych latach zespół perkusisty Nickego Anderssona i wokalisty L-G Petrova wielokrotnie modyfikował swoje brzmienie i skład. Po odejściu Anderssona (opuścił grupę w 1997, by założyć rockowy zespół The Hellacopters) grupa wydała jeszcze sześć płyt. W 2014 roku, wskutek nieporozumień między gitarzystą Alexem Hellidem, reszta formacji zmieniła nazwę na Entombed A.D. Pierwsza płyta pod tym szyldem, zatytułowana "Back to the Front" ukazała się w sierpniu nakładem Century Media.

Nico Elgstrand (ur. 1971) - szwedzki gitarzysta metalowy. Do Entombed dołączył w 2004 r. Pierwotnie pełnił funkcję basisty, a od 2010 był gitarzystą grupy. Po zmianie nazwy na Entombed A.D., Elgstrand został głównym kompozytorem utworów tej formacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski