Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ile misek ryżu zapłacę za wannę?

Leszek Waligóra
Szefie, my chyba tę robotę stracimy. To dobrze nie wygląda. Ten cały żółtek mówi, że łazienkę wyremontuje od stóp do głów za tysiąc. Za tysiąc?

- No, nie można.
Co też panowie obydwaj gadacie. Jak nie można? Ja mam tylko wannę do wymiany!
- Nie można. Pan jest klient, pan nie rozumie. To się inaczej liczy.
Jak inaczej? Wanna mała 200, płytki 200, armatura 100, klej 100, robocizna 400. Jest tysiąc? Jest?
- Pan nie policzył wszystkiego.
Panowie mi tak dali w wycenie.
- Wstępnej, prze pana, wstępnej.
A jaka by była ostateczna?
- Się dogadamy, prze pana, się dogadamy.
Jak się dogadamy? Panie, ja mam tysiąc na Chińczyka! Chińczyk chce tysiąc, to weźmie tysiąc, a panu dziękuję.
- A proszę, prze pana, proszę. Ale przyjdzie kryska na Matyska. Przyjdzie koza do woza. Przyjdzie.
Wziąłem Chińczyka.
Chińczyk przyszedł, popatrzył, pomierzył, rozwalił brodzik (na kartce coś tymi swoimi robaczkami zapisał), wykuł dziurę - i znów coś robaczkami zapisał, wszystko jeszcze przed śniadaniem wyrównał - i znów coś robaczkami zapisał.

Szczęście, że zasady remontu łazienki nie obowiązują przy budowach autostrad. Całe szczęście

Pytam się: co on pisze.
A on: Pan siem nie przejma. Pan zadowolony, pan. Pan dostać wanna, dobra wanna.
A te robaczki?
Chińczyk: To pan płaci. Koszta pan płaci.
A jakie to koszta?
Chińczyk: Miska ryzu, pan prosze. Do sniadania miska ryzu.
To zapłaciłem. Wyszło, że w tym tempie łazienkę skończy do podwieczorku, a koszt robocizny nie przekroczy czterech misek ryżu.
Zaprosiłem Chińczyka do samochodu, pojechaliśmy po wannę. Była wybrana.
Ale...
Pierwszy sklep. Sprzedawca coś szybko zamknął nam drzwi przed nosem. Pukam, dzwonię, dobijam się od zaplecza. Pan sprzedawca mówi, że już nie otworzy, że zamknięte do odwołania.
Pojechaliśmy do drugiego sklepu. Tam wanny droższe o złotych 100, ale skoro Chińczyk taki tani... to się zmieścimy. Wybrałem wannę, Chińczyk wlazł pod nią, zniknął, ale wanna zaczęła się poruszać jak wielki żółw. Doszliśmy do kasy i...
- Pan to odłoży. Nie może pan wyjść z wanną - powiedziało dwóch rosłych ochroniarzy.
Ale ja przecież do kasy z nią, zapłacić.
- Nam to wygląda na zabór mienia. Albo mienia zabór. Wypad.
Wypadłem. Po awanturze. Chińczyka mi za chwilę wydali w opakowaniu zwrotnym. Chińczyk się obtarł z potu i krwi i uśmiechnął. - E, pan sie nie przejmie, pan zadowolony, pan. Do Polska to w pudełku też przyjechałem. Dużym.
Poszliśmy z Chińczykiem do sklepu trzeciego. Znaleźliśmy wannę. W cenie atrakcyjnej. Wzięliśmy wannę, ale... - Pan ją zostawi. Rezerwacja.
To wezmę inną. O, tamtą.
- Też zarezerwowana.
Panie, masz tu pan pięć dych i mi ją pan odrezerwuj.
- Dasz pan tysiaka to odrezerwuję.
Poczekam aż na nową dostawę.
- Nowa dostawa będzie w nowej cenie.
Ile?
- Po tysiącu.
Chińczyk dziwnie się uśmiechnął. I mówi: ja tu jeszcze, pan, wrócę.
Podziękowałem, zapłaciłem trzy miski ryżu. Po miesiącu przyszła nowa ekipa. Ta sama, co na początku. Wzięli 3 tysiące. Przywieźli wannę, z tych zarezerwowanych. Tysiąc zaliczki. I powiedzieli: jutro przyjdzie montażysta.
Przyszedł. Uśmiechnął i rzekł: dobry pan, wanna dobra, ja zrobie. Chińczykowi ekipa płaciła trzy miski ryżu. A moje trzy tysiące?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski