Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Jaśkowiak najbardziej żałuje dwóch kiepskich zastępców [ROZMOWA]

Karolina Koziolek
Jacek Jaśkowiak: Nie wyrywam się, by zabrać głos. Przemawiam, gdy mnie poproszą
Jacek Jaśkowiak: Nie wyrywam się, by zabrać głos. Przemawiam, gdy mnie poproszą Adrian Wykrota
Najbardziej żałuje wyjazdu Grażyny Kulczyk z Poznania i dwóch kiepskich zastępców - Jacek Jaśkowiak podsumowuje rok walki o władzę w urzędzie.

Chce Pan być twarzą KOD-u w Poznaniu?

Nie zastanawiałem się nad tym.

Jednak wychodzi Pan na uliczne demonstracje Komitetu Obrony Demokracji i jest Pan tam najbardziej widocznym politykiem.

Uważam, że obrona demokracji jest bardzo ważna, a konstytucja - świętością. W tej chwili w Polsce mamy do czynienia z atakiem na trójpodział władzy i najważniejszy sąd, jakim jest sąd konstytucyjny. Protestuję tym bardziej, że jestem prezydentem dużego miasta. To nie są czasy PRL-u, nie ma cenzury. W konstytucji zagwarantowana jest wolność słowa, z której korzystam jako Jacek Jaśkowiak. Zawsze mówiłem, że będę blisko mieszkańców i dlatego jestem wśród nich, kiedy demonstrują. Z ich woli jestem pierwszym obywatelem tego miasta i tak postrzegam swoje obowiązki. Przyświecają mi słowa prof. Władysława Bartoszewskiego „Jak nie wiesz, jak się zachować, to zachowaj się przyzwoicie” oraz słowa dziennikarza wyrzuconego z pracy w stanie wojennym: „Lepiej zachować twarz, bo zawsze się może przydać. Chociażby na pamiątkę”.

Dlaczego nie protestował Pan, kiedy to PO, której jest Pan członkiem, stała się bohaterką afery podsłuchowej albo kiedy w czerwcu ubiegłego roku koalicja PO - PSL uchwaliła ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, o której prawnicy mówią, że jest niezgodna z konstytucją. Dlaczego Pan wówczas nie protestował?

W mojej opinii wówczas nie naruszono konstytucji. Nikt nie ingerował w rozstrzygnięcia Trybunału Konstytucyjnego i trójpodział władzy. Z ust polityków partii rządzącej PO czy PSL nie padały pomysły, by aresztować prezesa trybunału. A teraz? Jak nie reagować na poważne naruszenia konstytucji? Uniemożliwienie ślubowania wybranych przez Sejm sędziów trybunału, ułaskawienie b. funkcjonariuszy CBA Mariusza Kamińskiego czy Macieja Wąsika przed uprawomocnieniem ich wyroków… Moim zdaniem konstytucję naruszył człowiek, który na nią przysięgał!

Nie zmienia to faktu, że na poznańskich demonstracjach KOD-u jest Pan bardzo widoczny. Zawsze Pan przemawia, chętnie daje się fotografować. To sposób na zbijanie kapitału politycznego?

Nie wyrywam się, by zabrać głos. Przemawiam, gdy mnie poproszą. Absolutnie nie ma w tym żadnej kalkulacji politycznej. Kieruję się tymi samymi pobudkami, co mój mentor, wybitny karnista i były sędzia Trybunału Stanu prof. Andrzej Szwarc, u którego pisałem zresztą pracę magisterską oraz inne zacne osobistości, jak socjolog prof. Krzysztof Podemski, dziennikarz i wydawca Piotr Frydryszek. Nie mówiąc już o pani Aleksandrze Banaszak, bohaterce Czerwca ’56.

Na demonstracje polityczne znajduje Pan czas, na obchody rocznicowe nie bardzo. W dniu obchodów Powstania Wielkopolskiego opublikował Pan na Facebooku zdjęcie z łóżka, w którym leży Pan z żoną Joanną, wnuczką i suczką Klusią. Rozpętała się afera. Na obchody Czerwca z kolei zdecydował się Pan w ostatnim momencie, przecież miał Pan wykupiony start w zawodach kolarskich w Karpaczu.

W obchodach rocznicy Czerwca ’56 brałem udział, a start w zawodach w Karpaczu wykupiłem na wiele miesięcy wcześniej, kiedy chyba jeszcze nie byłem prezydentem. Jeśli chodzi o ostatnie obchody Powstania Wielkopolskiego, byłem reprezentowany przez swojego pierwszego zastępcę Mariusza Wiśniewskiego. Miałem informację, że wcześniej na tych obchodach Ryszarda Grobelnego również reprezentowali jego zastępcy. Teraz widzę, że popełniłem błąd, powinienem był tam być, jak bywam na wielu innych uroczystościach historyczno-patriotycznych. Proszę nie definiować mojej postawy przez pryzmat jednego błędu.
Spodziewał się Pan, że ta nieobecność wzbudzi tyle emocji?

Nie spodziewałem się. Wspomnianego zdjęcia nie opublikowałem prowokacyjnie. Zrobił je mój syn. Zobaczył, że wnuczka obudziła nas o 6 rano, uznał to za zabawne i uwiecznił. Zresztą opublikowałem to zdjęcie na swoim prywatnym profilu.

Jaki jest Pana stosunek do poznańskiej historii, martyrologii?

Moja rodzina walczyła za Polskę, była prześladowana. Brat babci zginął w obronie Poczty Gdańskiej. Siostra babci i jej mąż byli w AK, a brat babci był kilka lat więziony za zwalczanie komunizmu. Rocznice i pamięć o naszej historii są dla mnie ważne. Muszę sobie jednak odpowiedzieć na pytanie, czy we wszystkich wydarzeniach muszę brać udział. W obchodach rocznicy Powstania Warszawskiego nie brałem udziału i byłem reprezentowany przez mojego zastępcę. To pielęgnowanie i gloryfikowanie klęski. Jednak jeśli ktoś szufladkuje mnie jako omijającego rocznice historyczne, to nie uważam, bym zasługiwał na takie określenie.

Jak Pan sobie wyobraża współpracę z politykami PiS, którzy ostro Pana krytykują za obecność na protestach KOD? Poseł Szynkowski uznał, że szkodzi Pan Poznaniowi, uczestnicząc w protestach.

Tak samo, jak sobie wyobrażam współpracę z panią Lidią Dudziak czy Joanną Frankiewicz. Nie mógłbym podchodzić negatywnie do inicjatyw na rzecz mieszkańców podejmowanych przez te panie radne tylko dlatego, że mają krytyczny stosunek do moich wystąpień publicznych lub do mojej osoby. Demokracja polega na wolności słowa. Negatywne wypowiedzi posła Szymona Szynkowskiego vel Sęka odnośnie mojego udziału w protestach KOD-u media potraktowały jako szantaż, ja interpretuję je jako brak doświadczenia. Nie wiem, może pan poseł oczekuje, żebym - jak nowy wojewoda Zbigniew Hoffmann - brał udział w miesięcznicach smoleńskich.

Jak Pan ocenia kilka miesięcy rządów PiS?

Radykalizm ich działań mnie niepokoi. Osobiście wolę budować, niż niszczyć. Nie rozumiem mianowania na prezesa TVP Jacka Kurskiego, człowieka, który zasłynął z wypowiedzi „ciemny lud to kupi”. Niepokoi mnie też rosnący podział społeczeństwa, fakt, że mamy obecnie w kraju dwa walczące ze sobą plemiona. Z jednej strony - zwolennicy wartości przyjętych przez Unię Europejską, z drugiej strony - zwolenników quasi-dyktatorskich metod w rodzaju Łukaszenki, ludzi tęskniących za państwem narodowym.

Co będzie, jeśli PO nie postawi na Pana w kolejnych wyborach samorządowych? W politycznych kuluarach mówi się czasem, że może wybrać pracowitego Mariusza Wiśniewskiego, Pana obecnego zastępcę.

Nad tym będę się zastanawiał za trzy lata. Może za dwa. Nie myślę o kolejnych wyborach, ale o pracy na rzecz Poznania, którą mam do wykonania teraz. Oczywiście chciałbym pełnić swoją funkcję przez dwie kadencje, bo to pozwala na realizację wyborczych postulatów. W tej chwili nie mam wrażenia, by moja pozycja w PO była słaba. Jestem w zarządzie regionu. Mam poczucie dużego wsparcia ze strony moich kolegów z PO. Nie mam wrażenia, o jakim pani mówi, by PO chciało teraz stawiać na kogoś innego. Partia zawsze wystawia najmocniejszego kandydata.

Nie obawia się Pan, że za trzy lata „najmocniejszym” okaże się ktoś inny? Pozycja Mariusza Wiśniewskiego jest coraz silniejsza.

Mariusz Wiśniewski wie, że deklarowałem ponowny start. Nie mam powodów obawiać się braku lojalności z jego strony. Nie widzę takich sygnałów.

Największe wsparcie ma Pan pewnie od Rafała Grupińskiego, szefa PO w regionie. Powiedział Pan ponoć Lechowi Dymarskiemu, że to „Rafał Pana wymyślił”.

Nie powiedziałem, że wymyślił mnie Rafał tylko, że pomysł wystawienia mnie w ostatnich wyborach był koncepcją liderów PO w Poznaniu i regionie, z pewnością Rafała Grupińskiego, ale także Filipa Kaczmarka czy Marka Sternalskiego.
Na ile Rafał Grupiński miał wpływ na politykę kadrową w Urzędzie Miasta przez ten miniony rok?

Nie miał wpływu na politykę kadrową, ale Rafał Grupiński pomógł mi w wielu działaniach, związanych np. z komunalizacją MTP, zniesieniem opłaty targowej dla kupców. Konsultowałem z nim też inne sprawy.

Jakie?

Dotyczące budżetu Poznania. Uzgodniliśmy, że będziemy stawiać na mniejsze inwestycje, by być bliżej ludzi. Nie chcemy wielkich fajerwerków, spektakularnych inwestycji typu stadion. Wspólnie omawialiśmy ustawę metropolitalną, sygnalizowałem mu swoje uwagi dotyczące ustawy rewitalizacyjnej. Często się z nim spotykam.

A co z polityką kadrową w urzędzie? Przez ten rok wiele osób Pan zatrudniał, wiele osób Pan zwalniał. Można odnieść wrażenie, że stosował Pan różne standardy wobec podwładnych. Jednych Pan zwalniał bez mrugnięcia okiem, innych Pan bronił. Od Agnieszki Pachciarz nie odbierał Pan telefonu, gdy chciała się wytłumaczyć. Dlaczego?

Nie było podwójnych standardów. W przypadku pani Pachciarz moja reakcja wynikała z materiałów, które do mnie dotarły. Gdy jako moja zastępczyni podejmowała decyzje personalne dotyczące ZKZL-u, powiedziałem jej wyraźnie - jeśli będą błędne, to poniesie konsekwencje. Chodziło o nowego prezesa ZKZL-u. Zasady są jasne - skoro ogłaszamy konkurs, to osoba, która go wygra, ma być lepsza niż poprzednik (Jarosław Pucek - przyp. red).

Pan Augustyn nie okazał się lepszy. Pytał prawników z kancelarii prawniczej powiązanej z posłem Jackiem Tomczakiem, kogo ma zatrudnić w tej miejskiej spółce. To niedopuszczalne. Tomasz Lewandowski przedstawił mi korespondencję pana Augustyna z owymi prawnikami. Nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do jego kompetencji. Skoro pani Agnieszka Pachciarz forsowała jego kandydaturę, to ponosi za to odpowiedzialność. Powołałem na swojego zastępcę Arkadiusza Stasicę, wcześniej przez nią zwolnionego, co było jednoznaczne z żółtą kartką dla niej. Agnieszka Pachciarz nic z tego nie zrozumiała. Jej decyzje personalne pokazywały, że albo nie ma kompetencji, albo jest narzędziem w rękach innych osób.

Jakich?

Między innymi posła Jacka Tomczaka. I nie ma znaczenia, że on, jak ja, jest w PO. Nie toleruję partyjniactwa. Jednym słowem szkoda, że pani Agnieszka Pachciarz nie koncentrowała się w swojej pracy na tym, na czym się zna, czyli na opiece zdrowotnej, ale zaczęła bawić się w politykę, była nieprofesjonalna.
A co z etyką? Etycznie podejrzane były działania Krzysztofa Kaczanowskiego, któremu komisja antymobingowa zarzuciła mobbing. Co z Pana zastępcą Jakubem Jędrzejewskim, który prawdopodobnie wypisywał lewe faktury, będąc prezesem spółki Szpitale Wielkopolski? Wobec nich nie jest Pan tak krytyczny. Dlaczego?

Jedynym organem do orzekania w kwestii mobbingu są sądy powszechne. Pan Kaczanowski działał we wrażliwym, trudnym obszarze. Wiele osób zarabiało na zleceniach z urzędu. Pieniędzmi dysponowali ludzie związani z Ryszardem Grobelnym, którzy bardzo nie chcieli oddać władzy. Pan Kaczanowski uciął te zlecenia i narobił sobie w ten sposób wrogów.

To nie wyklucza mobbingu.

Nie twierdzę, że nie popełnił błędów.

To dlaczego go Pan bronił?

Ponieważ oskarżenia pod jego adresem były anonimowe. Równolegle z zespołem pracowała Państwowa Inspekcja Pracy. Spotkałem się z inspektorami.

Podobne komisje antymobbingowe powoływane są na całym świecie. Nikt nie zarzuca im, że nie podają nazwisk ofiar mobbingu. Dlaczego Pan to robi?

Przede wszystkim zespół ten miał zupełnie inny cel. Nie powołałem go, by orzekał o mobbingu. Miał dać wytyczne, jak poprawić atmosferę w gabinecie.

Pierwsze słyszę.

Tak było. Poza tym moje wątpliwości budzi fakt, iż ustalenia zespołu trafiły do mediów, zanim jeszcze zdążyłem się z nimi dobrze zapoznać. Mam wobec tego wątpliwości co do intencji członków zespołu. Ich ustalenia nie były obiektywne. Stąd moja wstrzemięźliwość w dokonywaniu ocen.

W przypadku Jakuba Jędrzejewskiego również był Pan wstrzemięźliwy, mimo że kwestia lewych faktur była oczywista. Długo Pan zwlekał z decyzją.

Tydzień to długo?

Można było to załatwić od ręki.

Nie sztuka zrobić coś szybko, tylko dobrze. Media szybko ferują wyroki.

Już Pan nie lubi mediów? Może to jest powód, dla którego tak bardzo rozrosło się biuro prasowe. Jego pracownicy są z Panem wszędzie. Promuje się Pan.

Lubię media. Wziąłem nawet udział w demonstracji w obronie wolności mediów. W urzędzie musimy zadbać o politykę informacyjną.
Poznańskie media nie spełniają swojej roli?

Od listopada pracowałem średnio po 60 godzin tygodniowo, a na demonstracji KOD-u byłem trzy razy. Ile z tego było w mediach? Dziennikarze nie piszą o codziennej pracy urzędników i w sumie trudno byłoby od nich tego oczekiwać. Chcemy o naszej pracy rzetelnie informować.

Media informują nierzetelnie?

Nie o to chodzi. Na stronie miasta pokazujemy po prostu to, co robimy, w czym uczestniczymy, gdzie byliśmy, co zamierzamy. Cieszy się to coraz większym zainteresowaniem. Umieszczamy sporo informacji dziennie, czasem nawet ponad 10. W ciągu pół roku liczba odsłon aktualności na poznan.pl wzrosła o 110 procent. Nie ścigamy się z dziennikarzami, staramy się ułatwiać im pracę. Zmieniliśmy sposób pracy w Biurze Prasowym, to prawda. Poprawiliśmy jakość polityki informacyjnej i komunikacji z mieszkańcami. Muszą wiedzieć, co miasto robi - przecież także za ich pieniądze.

Poseł Szymon Szynkowski, który wyrasta na Pana najbardziej wyrazistego krytyka, skomentował to krótko. „W zasadzie nie wymaga to komentarza. Wystarczy przeczytać trzy pierwsze posty (rower, ring i przerębel)”. I załączył profil rzecznika prasowego urzędu. Ma Pan wierne grono kpiarzy.

Poseł skomentował w ten sposób licytacje wspierające WOŚP… A moja walka w ringu z Dariuszem Michalczewskim była odpowiedzią na prośbę radnej Lidii Dudziak, jego koleżanki partyjnej. Poprosiła mnie razem z profesorem Wojtalikiem o wsparcie rozbudowy poznańskiego oddziału kardiochirurgii dziecięcej. Tydzień później organizator bokserskiej gali charytatywnej zapytał mnie, czy zgodzę się wyjść na ring z Szymonem Szynkowskim i włączę się w zbiórkę pieniędzy na rozbudowę szpitala. Uznałem, że lepiej okładać się w ringu niż na łamach gazet. To byłby dobry przykład dla innych polityków. Szynkowski się jednak wycofał. Dlatego boksowałem się z Tigerem. Organizatorzy zebrali na modernizację szpitala 120 tys. zł. To źle?

Nie obawia się Pan, że nie będą Pana traktować poważnie?

W charytatywnych walkach bokserskich brali udział między innymi obecny premier Kanady czy wiceprezydent USA Mitt Romney. Szynkowskiemu bardziej odpowiada wzorowanie się na Łukaszence, ale można też nie mieć kija w kręgosłupie, nie być sztywniakiem i być blisko ludzi.

Wracając do boksu i przerębla. Gdzie jest granica, jak Pan mówi, bycia blisko ludzi?

Trudno powiedzieć. Na razie jej nie przekroczyłem. A hejt to urok demokracji. Każdy ma prawo do własnej opinii. To inny hejt niż ten organizowany w kampanii parlamentarnej przez PiS, który miał ponoć płacić od 1,5 do 3,5 zł za hejterskie wpisy w internecie.

Jak Pan reaguje na kpinę?

Mam do siebie dystans. Jeśli ktoś kpi, że walczyłem w ringu, by zbierać pieniądze dla chorych dzieci, że jeżdżę rowerem, a nie limuzyną, to jego prawo. A kąpiele w przerębli są bardzo zdrowe. W środowisku morsów jest wiele wybitnych osobowości, profesorów. Taki mamy rozwój cywilizacyjny, nie wszyscy są na tym samym jego etapie.
Lechosław Lerczak, jeden z poznańskich tropicieli afer, uważa, że Pan nie jest tym, kim był. W kampanii obiecywał Pan, że udostępni utajnioną przez Ryszarda Grobelnego umowę dotyczącą budowy spalarni. A teraz Pan nie chce. Koszulka z Pana podobizną, którą Lerczak nosił całą kampanię, trafiła na aukcję WOŚP, a on sam oznajmił, że „wypowiada Panu posłuszeństwo”.

Zastanowię się, może zlicytuję tę koszulkę. Lechosława lubię, ale on chciałby ciągłych rozmów, debat, a to niewykonalne. Spotkałem się z nim w ciągu tego roku kilkakrotnie. Ma dobre intencje, ale jest głęboko przekonany, że wyłącznie on ma rację. Nie jestem w stanie zająć się wszystkimi tematami. Spalarnią zajmuje się mój zastępca Arkadiusz Stasica. Oczekiwałbym, żeby Lechosław zwrócił się do niego.

Odtajnienie umowy to była Pana obietnica wyborcza, a nie pana Stasicy.

Muszę akceptować ciągłość władzy i postanowienia zawartych umów.

Obiecywał Pan również, że ze Starego Rynku zniknąć kluby go-go, a wciąż tam są. Z tym pytaniem również odeśle mnie Pan do zastępcy?

Przecież wizerunek Starego Rynku znacznie się poprawił. Przede wszystkim zmienił się wygląd ogródków, jest też czyściej i bezpieczniej, bo zwiększyła się liczba patroli policji. W przypadku klubów go-go czekamy, jak się rozwinie sprawa we Wrocławiu. Zapadł tam wyrok korzystny dla miasta, jeśli sąd drugiej instancji go utrzyma, pójdziemy tą samą drogą.

Dlaczego patrzy Pan na Wrocław? Dlaczego Poznań nie wychodzi z inicjatywą?

Wrocław zaczął działać wcześniej. Możemy skorzystać z tego doświadczenia.

Odchodząc od perspektywy wielkiej i mniejszej polityki i spoglądając na miasto oczami zwykłego mieszkańca, widać, że w Poznaniu niewiele się zmieniło, odkąd Pan został prezydentem. Inwestycja na Kaponierze nadal opóźniona, nowej drogi na Naramowice wciąż nie widać. Dlaczego?

To kwestia ciągłości władzy i zawartych wcześniej umów. Odnośnie Kaponiery to cała ta inwestycja była przygotowana w sposób nieodpowiedni. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w raporcie NIK-u. Nie mam w tej chwili możliwości wypowiedzenia tej umowy, zmiany wykonawcy. To, co mogłem zrobić, to dokonać znaczących zmian kadrowych w spółce PIM nadzorującej budowę. Zmiany objęły nie tylko zarząd, ale i kierowników projektów. Mam zaufanie do osób, które w tej chwili zarządzają spółką. Kaponiera będzie gotowa do sierpnia tego roku. To mogę zadeklarować. Przepraszam poznaniaków, że to tak długo trwa. Mieszkańcy zobaczą znaczącą poprawę w przypadku nowych inwestycji, które będą lepiej przygotowane.

Ma Pan na myśli nową trasę na Naramowice? Niedawno pisaliśmy, że rozpoczęcie jej budowy się opóźnia.

Rozpoczynamy tę inwestycję od samego początku. Konieczne były ponowne konsultacje z mieszkańcami, analiza dokładnego przebiegu linii tramwajowej, ekspertyzy techniczne. To trochę trwa. Budowa ma rozpocząć się w 2018 roku.
Co Pan uważa za swoją porażkę w pierwszym roku Pana prezydentury?

To, że nie udało mi się przekonać pani Grażyny Kulczyk, by została w Poznaniu i stworzyła muzeum sztuki ze swoimi zbiorami. Rozmawiałem z nią kilkakrotnie na ten temat i rzetelnie mnie poinformowała, dlaczego tej decyzji nie cofnie. Z jednej strony nadmiar centrów handlowych w Poznaniu spowodował, że sprzedała Stary Browar. Gdyby go sprzedała wcześniej, dostałaby pewnie 100 mln zł więcej. Nie chciała czekać na zakończenie budowy kolejnego centrum handlowego przy rondzie Rataje. Z drugiej strony jej zbiory są na tyle poważne, że chce je pokazać w większym mieście niż Poznań.

Inne błędy?

Dwie decyzje personalne. Powołanie na stanowiska moich zastępców Jakuba Jędrzejewskiego i Agnieszki Pachciarz.

Największy sukces?

Komunalizacja Międzynarodowych Targów Poznańskich. Ale też bilet senioralny czy zniesienie opłaty targowej dla kupców.

Jak Pana osobiście zmienił ten rok? Mniej się Pan uśmiecha?

Nigdy nie byłem specjalnie uśmiechnięty. Nie zmieniłem się jako człowiek. Przyszedłem do urzędu, żeby zmienić urząd, a nie siebie. Nadal słucham muzyki, sporo czytam.

Najciekawsze wydarzenie tego roku?

Wiele się dzieje, ale szczególnie cenię sobie spotkania z ludźmi. Na przykład z Robem van Gijzel, burmistrzem Eindhoven. Podniósł to miasto z upadku. Chciałem wiedzieć, jak to zrobił. Opowiedział mi swoją rozmowę z Michaelem Schumacherem. Zapytał go, jak to robi, że ciągle wygrywa. Rajdowiec odpowiedział, że - w odróżnieniu od innych kierowców - nie boi się utracić kontroli. Ja również zapewniam sporą samodzielność moim pracownikom. To jest także moja wizja bycia prezydentem. I życia w ogóle.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski