Ten jakże wszechstronny stylistycznie, przez wielu uznawany za numer 1 współczesnej gitary, przez Andrésa Segovię już w wieku 11 lat nazwany "księciem gitary", Australijczyk nadal gra, choć rzadziej, nadal też zachwyca swą techniką i jakże indywidualną kulturą muzykowania.
Tym razem odwiedza Polskę podróżą po sześciu miastach w cyklu zatytułowanym "Together & Solo". Bo takie jest całe jego muzyczne życie, w którym grał solo, ale i spotykał się z tak odrębnymi stylistycznie gigantami, jak skrzypek Itzhak Perlman czy pianista i dyrygent Daniel Barenboim.
Występuje z kolejnym "innym", bo angielskim jazzmanem, Johnem Etheridgem. To nie ich pierwsze spotkanie, bo mają już na swoim koncie wspólne dokonania płytowe, jak choćby słynne "The Magic Box" czy "Places Between. Live in Dublin", których utwory zabrzmiały w poniedziałkowy wieczór.
Koncert obu muzyków w Auli UAM był takim właśnie spotkaniem dwóch pasjonatów swoich własnych gitarowych światów i spojrzeń na muzykę, ale równie zainteresowanych światem muzycznego partnera. Williamsa świat Johanna Sebastiana Bacha (z najlepszym w koncercie rewelacyjnym wykonaniem Preludia, Fugi i Allegra Es-dur) i Beethovena (Ludwig's Horse) czy standardów ludowych z Wenezueli ("Como llora una estrella", "Aire Totumo de Guarenas"). Etheridge'a świat Sonny'ego Rollinsa, ale i etnicznych standardów z Południowej Afryki, z wykorzystaniem elektronicznego oprzyrządowania gitary.
W muzyce etnicznej Williams i Etheridge spotkali się jak przyjaciele przy kominku i winie (bis "Extra Time"), w prezentacjach solowych ukazywali moc indywidualności. I tylko szkoda, że koncertu - między innymi ze względu na wysoką cenę biletów - wysłuchało zaledwie 100 osób.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?