Konin: Problemy z Mostem Toruńskim

Przebudowa kładki dla pieszych na stylowy most, przez który mogą przejeżdżać samochody kosztowała ponad 7,8 mln zł. Z tego ponad 1,8 mln zł pochodziło z dofinansowania. Oddany w grudniu most cieszył kierowców i był powodem do dumy poprzednich władz miasta. Niestety na krótko.

Niedługo po tym jak wjechały na niego auta, zaczęła wypadać kostka brukowa. Wykonawca w ramach gwarancji naprawił bruk, ale ten jak na złość wypadł w innym miejscu. I tak trwa, można powiedzieć, niekończąca się opowieść. Walka wykonawcy z kostką doczekała się już specjalnej nazwy. Anonimowy mieszkaniec, lub mieszkańcy zamontowali przed wjazdem na most tabliczkę, na której widnieje napis "Most im. Rubika". To odniesienie do wynalazcy logicznej układanki, a taką z pewnością jest bruk na kładce.

CZYTAJ TEŻ:
KONIN: PREZYDENT MIASTA W SZPITALU PO ZASŁABNIĘCIU NA PIKNIKU
Chociaż prezydentowi Markowi Waszkowiakowi nowa nazwa mostu przypadła do gustu, na tym nie skończyły się problemy z inwestycją. Do magistratu dotarł bowiem protokół pokontrolny wojewody wielkopolskiego. Inspektor wskazał w nim sporo uchybień, w tym między innymi zamontowanie 10, zamiast 18 (jak widnieje w fakturze) latarni oraz podpisanie protokołu odbioru częściowego robót jeszcze przed ich wykonaniem. - W ocenie organu kontrolnego nosi to znamiona naruszenia dyscypliny finansów publicznych - czytamy.

Brak ośmiu lamp na moście, których koszt oszacowano na niespełna 32 tys. zł to zdaniem prezydenta Waszkowiaka nieprawda. - Liczba 18 lamp wynika z błędnego wyliczenia przez inspektora Urzędu Wojewódzkiego. Policzył on poszczególne części lamp. Tam był słup, zawieszenie i żarówka. To zostało zsumowane. W dokumentacji i na fakturze jest 10 lamp. Wszystko się zgadza - mówi Marek Waszkowiak.

Jednak jednym z najcięższych zarzutów wobec poprzedniego i obecnego prezydenta Konina jest odstąpienie od kar za opóźnienie w oddaniu inwestycji. Wykonawca za ponaddwumiesięczną zwłokę powinien, zdaniem inspektora wojewody, zapłacić miastu ponad 1,56 mln zł. Prezydent Kazimierz Pałasz odstąpił od wyegzekwowania kary, ponieważ uznał za zasadne argumenty dotyczące niskiej temperatury niepozwalającej wykonać betonowych wzmocnień filarów oraz powodzi. Zdaniem inspektora tłumaczenie to jest bezzasadne. - Wskazane przez wykonawcę zapisy potwierdzają, że niskie temperatury występowały w grudniu i styczniu, a więc w okresie zimy. Wykonawca składając ofertę winien to uwzględnić - pisze inspektor.

W odniesieniu do powodzi w protokole podnoszono natomiast, że prace związane z demontażem i montażem kładki powinny być zakończone do 30 kwietnia, a wysoki stan wody miał miejsce na przełomie maja i czerwca.

Z argumentami przedstawiciela wojewody nie zgadza się prezydent Waszkowiak. - Poprzednicy w moim przekonaniu słusznie stwierdzili, że powódź nie jest elementem normalnym i wszelkie sytuacje z niej wynikające były godne uznania. Nie mieliśmy podstaw prawnych, ani merytorycznych do podważenia tego typu decyzji - mówi Waszkowiak. - Dla mnie elementy w zaleceniach pokontrolnych są dosyć dziwne. Trudno, żeby prezydent Nowicki odpowiadał za coś co było za poprzedników - dodaje.