Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łajka, Gagarin, Armstrong. Kosmos

Grzegorz Okoński
Tym żył świat, a czytelnicy "Głosu" codziennie czytali, że byli świadkami kolejnych milowych kroków w historii podboju kosmosu. Najpierw sztuczne satelity, pies, a później - człowiek, kosmonauta Jurij Gagarin.

W sobotę, 5 października 1957 roku "Głos" pisał o "rakietowych rewelacjach profesora Kasatkina" - o meteorologicznej "rakiecie radzieckiej, która w najbliższych miesiącach zostanie użyta do badań górnych warstw atmosfery", o czym z kolei radziecki uczony opowiadał - budząc "ogromną sensację wśród uczestników odbywającej się w Waszyngtonie międzynarodowej konferencji specjalistów w dziedzinie rakiet i sztucznych satelitów Ziemi".

Dzień później czytelnicy z pierwszej strony dowiedzieli się o "epokowym osiągnięciu nauki radzieckiej" - "na wysokości 900 kilometrów nad Ziemią krąży sztuczny satelita". "Po raz pierwszy w historii nad ziemią krąży satelita zbudowany ręką ludzką": "w piątek wieczorem uczeni radzieccy wystrzelili w przestworza kulę o przekroju 58 cm..." Ważącego 83,6 kg satelitę wyniosła rakieta, mknąca na orbitę z prędkością, jak podawała Agencja TASS, 800 metrów na sekundę. Co ciekawe, to osiągnięcie nauki radzieckiej można oglądać w promieniach wschodzącego i zachodzącego słońca przy pomocy najprostszych przyrządów optycznych, i - "przez wystrzelenie sztucznego satelity uczeni radzieccy wygrali wyścig ze swymi amerykańskimi kolegami, którzy w lipcu 1955 roku zapowiadali start »sztucznego księżyca« w ciągu najbliższych dwóch lat".

Nawet dziś kolejne starty rakiet relacjonowane są przez większość mediów. Wtedy... każda taka informacja była sensacją. Rozpoczynał się podbój kosmosu. Ale też, o czym nie wszyscy zdawali sobie wtedy sprawę, rozpoczynał się gigantyczny wyścig zbrojeń. Przecież każda rakieta, która wynosiła w kosmos satelitę, byłaby też w stanie przenieść ładunek jądrowy. A takie bomby, przenoszone dotąd przez samoloty, miały już i ZSRR, i USA.

Tymczasem w tryumfalnym tonie ówczesne gazety donosiły o kolejnych satelitach, jakie przygotowywane są w Związku Radzieckim. To "początek nowej ery oznaczającej decydujący etap w zdobywaniu przestworzy międzyplanetarnych".

Numer Dwa w akcji
Już miesiąc później, 5 listopada 1957 "Głos" donosił "Fantastyczny sukces nauki radzieckiej. Półtonowy Sputnik nr 2 krąży wokół Ziemi. Pies pierwszym pasażerem w locie kosmicznym". Teraz satelitą jest ostatni człon rakiety nośnej, mknącej z prędkością 8 tys. metrów na sekundę (!), z aparaturą o wadze ponad 500 kg i z zasobnikiem z pasażerem - żywym psem!

Wystrzelenie satelity było oczywiście sposobem uczczenia rocznicy wybuchu Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej. Ale też kolejnym prztyczkiem w nos dla Amerykanów. Sowieci mieli już nad nimi dwa punkty przewagi.

Czas na ludzi!
W czwartek, 13 kwietnia 1961 roku "Głos" donosił na samej górze pierwszej strony: "Gagarin wrócił z kosmosu". Z radością zatem świat usłyszał, że "Związek Radziecki dał światu swego Kolumba przestrzeni kosmicznej", czym oczywiście ugruntował przewagę nad Stanami Zjednoczonymi.

W osobnym artykule można było przeczytać, że lot w kosmos trwał dwie godziny, a po jego zakończeniu, gdy 4,7- tonowy sputnik Wostok z kosmonautą już wylądował, "Jurij Gagarin odetchnąwszy trochę meldował partii i rządowi o wykonaniu zadania, na ośnieżonych ulicach Moskwy, jak to napisał jeden z korespondentów zachodnich, wybuchła eksplozja radości".

Po tym wydarzeniu każdy następny numer "Głosu" wracał do Gagarina: przedstawiano jego życiorys, opisywano euforię w poszczególnych krajach, gratulacje władz i poszczególnych grup społecznych i zawodowych, a także apele... o położenie kresu wyścigowi zbrojeń, realizacji powszechnego rozbrojenia i zapewnienia pokoju na świecie.

Przez 8 lat Rosjanie mogli - całkiem słusznie - szczycić się podbojem kosmosu. Aż nadszedł 21 lipca 1969 r. i misja Apollo 11 przyniosła lądowanie człowieka na Księżycu. Neil Armstrong stawiając stopę na powierzchni Srebrnego Globu, powiedział: "To jest mały krok człowieka, ale wielki skok dla ludzkości". Nawet w krajach bloku wschodniego, w tym w Polsce, można było zobaczyć w telewizji tę scenę. Temu już ZSRR dorównać nie mógł. Nie udało też się Sowietom dogonić amerykańskiego programu lotów wahadłowych, rozpoczętego startem promu Colombia 12 kwietnia 1981. Te starty śledzono na całym świecie, a dwa szczególnie: 28 stycznia 1986 roku, gdy w katastrofie promu Challenger zginęło 7 astronautów i 17 lat później, gdy również siedem osób zginęło w promie Columbia.

Z mniejszym już zapałem śledziliśmy loty kolejnych sond kosmicznych - choć wydarzeniem było pierwsze lądowanie na Marsie. A już zupełnie mało kto zwrócił uwagę, że gdzieś tam daleko w kosmosie, już poza granicami Układu Słonecznego, wciąż lecą sondy wystrzelone w czasach, gdy ZSRR walczyły z USA, Voyager 1 i Voyager 2 od lata 1977 roku w drodze, wciąż lecą. Energii na łączność z Ziemią ma im wystarczyć jeszcze na 10 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski