Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lauren Beukes: Seryjny morderca nie jest ekscytujący. To jego ofiara ma znaczenie! [ROZMOWA]

Kamil Babacz
Książki Lauren Beukes to powieści fantastyczne, ale mają także znaczenie alegoryczne
Książki Lauren Beukes to powieści fantastyczne, ale mają także znaczenie alegoryczne Morne Van Zyl
O tym, jak fantastyka może otwierać oczy na problemy, o których nikt nie chce już rozmawiać, opowiada Lauren Baukes, pisarka z Republiki Południowej Afryki, która była gościem na festiwalu Pyrkon.

Pani ostatnia książka "Lśniące dziewczyny" łączy motyw seryjnego zabójcy i podróży w czasie. Skąd pomysł, żeby połączyć te motywy?

Lauren Beukes: Podsunął mi go nieznajomy na Twitterze. Pomyślałam wtedy, że seryjny zabójca podróżujący w czasie to naprawdę niezły pomysł, z którym mogę zrobić coś ciekawego. Zaczęłam się zastanawiać, co to mogłoby znaczyć, jak zbudować wokół tego książkę - i jakoś się potoczyło. Nie stwierdzam nigdy - teraz napiszę thriller - tylko zaczynam właśnie od jakiegoś konkretnego pomysłu, który dalej rozwijam. Zaczęłam się zastanawiać nad społeczną fascynacją seryjnymi zabójcami. Lubimy o nich myśleć jako o zimnokrwistych, nieludzkich potworach. Zastanawiałam się też nad naturą przemocy. Podróż w czasie wydała mi się interesującym punktem wyjścia - dlaczego seryjny morderca miałby podróżować w czasie? Co mówiłoby to o świecie? Nie chciałam cofać się do czasów jaskiniowców, szekspirowskich albo nazistowskich Niemiec. Skupiłam się XX wieku. Myślę, że to alegoria na zabójstwa kobiet, przemoc i opresje, które nas dotykają. W książce to dosłowne mordowanie potencjału kobiet, ale w prawdziwym świecie zdarza się to codziennie na różne sposoby. Podróż w czasie dała mi możliwość przyjrzenia się XX wiekowi i sposobowi, w jaki nas ukształtował.

Kładzie Pani duży nacisk na punkt widzenia ofiary. Dlaczego?

Lauren Beukes: Dlatego, że większość książek o seryjnych mordercach jest o… mordercach. Ale jeśli przyjrzysz się prawdziwym seryjnych zabójcom, to okazują się niezbyt interesujący. Jeśli poczytasz wywiady przeprowadzone z nimi w więzieniu, przekonasz się, że oni nie mają w środku nic ciekawego. Nie są Hannibalami Lecterami. Nie mieli traumatycznego dzieciństwa, ich rodziców nie pożarli rosyjscy kanibale. Są tylko pustymi, złamanymi ludźmi, których gloryfikujemy i którymi się ekscytujemy, choć nie ma do tego powodu.

Dotyczy to fikcji kryminalnej, ale też doniesień medialnych. Kiedy kobieta została zamordowana w RPA, przez dwa dni w gazetach były wielkie nagłówki, zdjęcia z nią i jej bikini. To było takie super, bo skończyła w seksowny sposób! Lubimy seksowne, zabite dziewczyny. Tego też chcemy od fikcji, choć nieco się to zmienia, dzięki takim serialom jak "The Killing", skupionym bardziej na wpływie, jaki na żyjących wywiera śmierć. Chciałam pokazać, że morderca nie jest interesujący. Chciałam pokazać, co to znaczy, gdy kogoś tracimy. To ofiara ma znaczenie. Ona nie jest tylko ładnym trupem w kałuży krwi, z porozrzucanymi włosami, w szpilkach i z podwiniętą spódnicą. Była osobą, której już nie ma. Chciałam, by czytelnik wczuł się sytuację w każdej z tych kobiet. Chciałam pokazać ich życie tak realnie, jak to możliwe, by ich śmierć była bardziej dojmująca. Bardzo ważne było dla mnie odwrócenie typowych tropów.
Uważa Pani, że śmierć jest erotyzowana przez media?

Lauren Beukes: Oczywiście. Przejmujemy się śmiercią kobiety tylko wtedy, kiedy jest znana lub piękna. Widzę to w straszny sposób w RPA, gdzie zabijanych jest wiele czarnoskórych dziewczyn, ale uwagę prasy przyciąga tylko zabójstwo białej 17-latki. Musiałoby się im stać coś naprawdę makabrycznego, żeby społeczeństwo się tym przejęło.

Podobno wykonała Pani ogromny research przed napisaniem tej książki. Może Pani coś o nim opowiedzieć?

Lauren Beukes: Research do tej książki był naprawdę ciekawy. Słuchałam wielu audycji o seryjnych zabójcach. Nie potrzebujesz trenera, gdy biegasz na siłowni słuchając audycji z serii "True Crime", bo i tak biegniesz wtedy szybciej. Wiele dowiedziałam się także o historii Chicago w latach 1930-1990. Interesowały mnie też czasy drugiej wojny światowej, ale od innej strony - na przykład kobiet pracujących w fabrykach, tego jak zmieniały się role kobiet, szczególnie Afroamerykanek. Interesowała mnie Czerwona Panika, czasy makkartyzmu. Dzisiejsi przywódcy stosują dokładnie te same taktyki w imię walki z terroryzmem - mówią, że muszą ograniczyć twoją prywatność, bo trzeba chronić państwo. Wróciłam do Chicago - mieszkałam tam kiedyś przez rok. Robiłam wywiady z policyjnymi detektywami, historykami, dziennikarzami. Ważne były szczegóły, które mi podali - tego nie da się wymyślić! Były naprawdę zaskakujące i niesamowite. Łączenie mojej wymyślonej opowieści z tymi prawdziwymi detalami było świetne, dało mojej książce pewną dziennikarską wnikliwość.

Tę wnikliwość można też wyczuć w "Zoo City" - w sposobie, jaki opisuje Pani Johannesburg. Na ile tę książkę można odczytać jako komentarz społeczny?

Lauren Beukes: Johannesburg jest taki jak w "Zoo City". Jeśli wybierzesz się do Johannesburga, to zobaczysz właśnie to miasto - tylko bez magicznych zwierząt. No chyba, że jesteś na jakichś specjalnych prochach. Przykryłam go tylko warstwą magii. Do tego najlepiej nadaje się fantastyka. Bierzesz przemielony temat, o którym nikt nie chce już rozmawiać - przemoc wobec kobiet, uchodźców, ksenofobię, przestępczość w RPA - i zastanawiasz się, jak znaleźć nowy sposób opowiedzenia o nim - tak by umożliwić ludziom spojrzenie na te problemy świeżym okiem. "Zoo City" to opowieść o odkupieniu, o tym, jak żyć ze swoją mroczną przeszłością - twoją własną, ale też w szerszym sensie - przeszłością kraju, społeczeństwa. O tym, jak duchy z przeszłości mogą się ujawnić i pochłonąć całe kolejne pokolenie.
Z czego wynika to, że bohaterowie "Zoo City", zoolusi, mają różne zwierzęta - ptaka, motyla, leniwca?

Lauren Beukes: Chciałam pokazać neo-apartheid - świat, w którym bardzo łatwo jest kogoś ocenić lub wykluczyć ze względu na jakąś cechę fizyczną. Zwierzęta reprezentują poczucie wstydu, które musisz ze sobą wszędzie nosić. Zastanawiałam się, jak ludzie reagowaliby na te zwierzęta, które wszędzie z tobą chodzą - kiedy wiedzieliby, że to nie twoje domowe zwierzę, ale dowód, że zrobiłeś kiedyś coś złego, na przykład kogoś zabiłeś. Nie byłbyś w stanie ukryć, ani uciec od tego, co kiedyś zrobiłeś, bo to dosłownie idzie obok ciebie albo siedzi ci na ramieniu. Ale to też dar, który daje ci możliwość odkupienia win. Nikt nie dostaje zbyt fajnego zwierzęcia. Zwierzęta mają odzwierciedlać charakter postaci. Leniwiec Zinzi, głównej bohaterki, jest z pewnością symbolem jej bezczynności. Ona jest zmuszona do tego, by porzucić swoje życie. Byłaby szczęśliwa dalej uczestnicząc w internetowych oszustwach, ale jest zmuszona zrobić więcej przez to, co jej się przytrafia. Zwierzę siedzące na ramieniu to klasyczny motyw wyobrażeń magii, a z drugiej strony - ekspresja twojej duszy.

W "Zoo City" pojawią się też media społecznościowe. Czemu tak chętnie się Pani do nich odwołuje?

Lauren Beukes: Bo mnie to otacza. To sposób, w jaki doświadczamy świat i w jaki funkcjonuje rzeczywistość. Wykorzystuję elementy mediów społecznościowych, żeby pokazać, jak działa ten świat, nie musząc go wprost tłumaczyć. Jakie okropne byłyby rozmowy bohaterów, gdyby jeden bohater siedział obok drugiego przy barze i tłumaczył, jak działa świat. Chciałam tego uniknąć. Myślę, że w moich książkach czytelnik też jest detektywem - musisz sam połączyć klocki. Chciałam dać mu wszystkie podpowiedzi, ale bez prowadzenia go za rękę.

Na podstawie "Lśniących dziewczyn" podobno ma powstać serial…

Lauren Beukes: Tak, to prawda. Kończyłam właśnie książkę, więc nie rozmawiałam z tymi ludźmi od trzech miesięcy. Realizację biorą pod uwagę Appian Way, firma Leonardo DiCaprio i MRC, studio, które wyprodukowało "House of Cards". To dla mnie dobry znak, bo "House of Cards" zostało wypuszczone od razu w całości do serwisu Netflix - uważam to za świetny sposób dystrybucji seriali. To czy będę miała wpływ na kształt serialu - to zależy od reżysera. Niektórzy mogą chcieć realizować swoją własną wizję. Mam jednak kilka pomysłów, jak rozwinąć niektóre postacie. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy.

Lauren Beukes - południowoafrykańska pisarka, scenarzystka i dziennikarka. Jej druga powieść "Zoo City" zdobyła w 2011 r Arthur C. Clarke Award i 2010 Kitschies Red Tentacle za najlepszą powieść. W Polsce właśnie ukazała się jej nowa książka "Lśniące dziewczyny".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski