MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Lewicy brakuje lidera

Redakcja
S. Seidler
Z dr. hab. Tadeuszem Wallasem, o zmianach na scenie partyjnej, rozmawia Paweł Mikos

Zbliżają się wybory europejskie i polska scena polityczna znowu zaczyna się przeobrażać, zwłaszcza w centrum i na lewicy. Czy na przykład inicjatywa Dariusza Rosatiego ma szanse na sukces wyborczy?
Na lewicy mamy wiele postaci, które pretendują do roli przywódcy. Jednak brakuje jednego człowieka obdarzonego charyzmą, który byłby niekwestionowany liderem. A to znacznie utrudnia integracje po tej stronie sceny politycznej. Można tutaj wskazać ewentualnie na Włodzimierza Cimoszewicza tylko, że on - jak na razie - unika przynależności do jakiegokolwiek obozu. Dlatego ugrupowania lewicowo-centrowe, także te "kanapowe" zabiegają o jego względy. Jednak uważam, że na sukces może liczyć tylko formacja w skład której wejdzie SLD. Przede wszystkim dlatego, że jest to partia znana, dysponująca dość dużymi finansami oraz rozbudowanym aparatem partyjnym w terenie, a to w okresie kampanii odgrywa istotną rolę.

Leszek Miller i Krzysztof Janik twierdzą, że SLD powinno skończyć z dwuwładzą. Partia musi według nich postawić albo na Grzegorza Napieralskiego, albo na Wojciecha Olejniczaka.
Istnienie w partii różnych odłamów i ich ścieranie się nie jest czymś zagrażającym jej istnieniu. Może to świadczyć o demokratycznej dyskusji, jaka toczy się w jej szeregach. Jest to partia, w której decyzje podejmuje się w szerszym gronie działaczy większością głosów, a nie - jak to jest w niektórych innych ugrupowaniach - w drodze aklamacyjnego przyjmowania dyrektyw przywódcy lub uzgodnień w gronie wąskiego kierownictwa. Jednak istotne jest, aby na zewnątrz, zwłaszcza w okresie kampanii wyborczej, stronnictwo miało spójny program i było w stanie funkcjonować w jednolity sposób. Dość dużym błędem było rozbicie przez Olejniczaka porozumienia Lewicy i Demokratów. Była to formacja z udziałem wielu znanych postaci, która zabezpieczała "lewą nogę" przed dalszą fragmentaryzacją. W perspektywie kilku lat mogła ona liczyć na znaczny sukces. Jednak w wyniku tego rozbicia wśród lewicowych liderów wzrosła nieufność, którą trudno będzie zniwelować przed najbliższymi wyborami.

Część komentatorów uważa, że Napieralski nie spełnia cech dobrego przywódcy. Taki lider powinien dążyć do zdobycia władzy oraz być merytorycznie przygotowany do jej sprawowania, a z tym - według komentatorów - ma kłopot.
Nie ulega wątpliwości, że Grzegorz Napieralski nie jest postacią powszechnie akceptowaną na lewicy, jak Aleksander Kwaśniewski w latach 90. Na pewno nie ma on takich umiejętności i charyzmy jak były prezydent. Ale to też nabywa się z czasem, w drodze doświadczenia, więc może za jakiś czas Napieralski jeszcze odegra istotną rolę w jednoczeniu się lewicy. Z tym, że nie ma ona czasu na to, by czekać, ponieważ przed nami w każdym roku odbywać się będą jakieś wybory.

Ostatnio za sprawą Pawła Piskorskiego zrobiło się głośno o Stronnictwie Demokratycznym. Ten były działacz Platformy chce zostać przewodniczącym SD. Czy połączenie bogatego, ale skostniałego ugrupowania z nowymi ludźmi ma szansę zaistnieć w świadomości Polaków i zagrozić PO?
Paweł Piskorski szuka dla siebie nowego miejsca w polityce. Ponieważ za bardzo nie ma z kim tworzyć nowe ugrupowanie, to próbuje przejąć prawie już zapomniane Stronnictwo Demokratyczne. Jednak majątek odziedziczony przez SD po minionej epoce jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Partia ta musi zaproponować program i hasła wyborcze, które w sposób zdecydowany wyróżnią to ugrupowanie od innych. Ale hasłami skierowanymi do centrum posługuje się zarówno Platforma Obywatelska, jak i czasem Prawo i Sprawiedliwość, więc o głosy wśród tego elektoratu będzie niezwykle trudno.

Niedawno odbyła się konwencja PiS. Trwa próba zmiany wizerunku partii i samego prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Czy PiS wyjdzie poza swój twardy elektorat?
Prawo i Sprawiedliwość niewątpliwie jest partią jej twórców, czyli braci Kaczyńskich. I nic nie wskazuje na to, aby to się zmieniło. Jest to obecnie partia jednolita. Wynika to głównie z tego, że PiS opuszczały głównie osoby, które usiłowały zwracać uwagę na inne pomysły niż miał Jarosław Kaczyński. W okresie kampanii wyborczej to pomaga, ale jest też poważnym mankamentem, ponieważ utrudnia to partii dostrzeganie zmieniających się nastrojów i oczekiwań społecznych. Partia ta w najbliższym czasie pozostanie znaczącym ugrupowaniem, ale nie będzie w stanie pokonać Platformy Obywatelskiej. Zatem Prawu i Sprawiedliwości raczej trudno będzie poszerzyć grono wyborców, a jego zasadniczym elementem pozostanie tak zwany elektorat toruński. Jednak to są wnioski, które nasuwają się w obecnej sytuacji. Kryzys ekonomiczny może znacznie zdynamizować scenę partyjną. Próby wychodzenia z kryzysu powodują konieczność różnego rodzaju cięć budżetowych, a to z kolei prowadzi do wzrostu niezadowolenia wśród wielu wyborców. W takich warunkach partie opozycyjne mogą zwiększyć liczbę sympatyków.

Coraz częściej mówi się o głębszej rekonstrukcji rządu. Czy wybory europejskie mogą być szansą "pozbycia się" kilku ministrów w sposób elegancki? I jacy ministrowie są na to najbardziej narażeni?
W wielu państwach partia dokonuje zmian w składzie rządu, aby wykazać społeczeństwu, że ma duże zaplecze kadrowe. W ten sposób, w oczach słabiej politycznie zorientowanych wyborców, rozwiązuje się też problem odpowiedzialności rządu za ewentualne błędy, zaniechania i za niespełnienie obietnic wyborczych. Poprzez rekonstrukcje zwiększa się zainteresowanie mediów partią rządzącą. Ponadto ministrowie, to osoby już znane wyborcom, które małym kosztem zapewnią głosy swojemu ugrupowaniu. Zbliżające się wybory są także doskonałą okazją do tego, aby w kulturalny sposób zmienić skład rządu. Dają one szansę zdymisjonowanemu ministrowi zdobycia ciekawego zajęcia na kilka lat. Może nie będę wymieniać konkretnych nazwisk ministrów, ale sądzę, że w związku z kryzysem ekonomicznym, najbardziej zagrożeni będą szefowie resortów związanych z gospodarką i polityką społeczną, za wyjątkiem obsadzonych przez PSL. Jeśli dojdzie do takich zmian, będzie to znowu próba odebrania ewentualnych argumentów do krytyki ze strony opozycji.

Marszałek województwa, Marek Woźniak, zadeklarował chęć ubiegania się o mandat eurodeputowanego. Poseł Waldy Dzikowski sam przyznał, że Platforma ma problem z wyłonieniem następcy marszałka. Czy to nie świadczy o słabości wielkopolskich elit politycznych?
Nie sądzę, aby w Platformie nie było działaczy, którzy mogliby zastąpić urzędującego marszałka. Raczej jest to wyraz kurtuazji posła Dzikowskiego względem Marka Woźniaka. Dzięki temu, że ewentualnie zwolni się stanowisko marszałka partia będzie miała okazję do wykreowania kolejnego swojego działacza, który może odegrać istotną rolę w kolejnych wyborach, tym razem parlamentarnych.

Dr hab. Tadeusz Wallas - politolog, dziekan Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w Poznaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski