Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nike Farida: "Wszędzie są tylko ludzie - dobrzy i źli" [ROZMOWA Z PISARKĄ]

Marek Zaradniak
Nike Farida:  Mój dziadek pełnił wysoką funkcję w przedwojennej administracji poznańskiej. Pracował w Zamku
Nike Farida: Mój dziadek pełnił wysoką funkcję w przedwojennej administracji poznańskiej. Pracował w Zamku Łukasz Gdak
Nike Farida, polska pisarka, autorka cyklu książek o Libii: - Zaczęłam pisać po 11 września. Wychowując się w Libii, widziałam, jak na moich oczach zmieniał się świat arabski.

Jest Pani autorką trylogii o Libii. Mówi się nawet teraz, że będą cztery książki o tym kraju. Jak się Pani tam znalazła?
Tata jest lekarzem, absolwentem jednej z najlepszych uczelni na świecie, jaką jest Uniwersytet Medyczny w Poznaniu. O tym, że jest to znakomita akademia, przekonałam się, pracując zawodowo z lekarzami przez 17 lat. Ojciec zaraz po przewrocie Kadafiego został zaproszony do Libii, jak wielu polskich lekarzy, by „rozkręcać tam medycynę”. Libię zbudowali Polacy. Drogi, domy, farmy - budowniczy z Dromexu i Budimexu. Lekarzy wysyłał Polservice. Osiedliśmy w małej miejscowości pod Benghazi. Mówi się, że od lat 70. XX wieku do roku 2011 w Libii pracowało ok. pół miliona Polaków, a cała Libia liczyła przecież 3 miliony mieszkańców.

Czyli co szósta osoba w Libii była pracownikiem z Polski...
Na to wygląda. I od razu doznaliśmy ciekawego zderzenia, bo z jednego reżimu pojechaliśmy do drugiego. Tu był późny Gomułka i wczesny Gierek, a w Libii już był Kadafi.

Odczuwało się to, że jest to kraj reżimowy?
Na początku niewiele. W zasadzie cała dekada lat 70. upłynęła nam niczym na wakacjach, żyłam jak arabskie księżniczki; warunki egzystencji były takie, jakie dziś mamy w Emiratach i w Dubaju. Libia w latach 70. XX wieku była jeszcze otwarta na świat. Odkryto, już za króla Idrysa I, bogate złoża ropy, a ponieważ jest to kraj klanowy, okazało się, że każda rodzina ma jakąś część pól naftowych. Wszyscy byli bardzo zamożni, żyło się dostatnio i bez trosk. Libia to piękny kraj, z dostępem do Morza Śródziemnego, Sahary, pełen zachowanych w całości starożytnych miast, z ciekawymi osadami Berberów. Wydawało się, jakbyśmy żyli na nieustających wakacjach. Wokół były starożytne miasta. Gdy wyjeżdżałam do Grecji czy Włoch, też było bardzo pięknie, ale były tam często tylko jakieś fragmenty budowli czy skorup zamknięte w muzeach.

Natomiast w Libii zamiast piaskownicy mieliśmy wielkie starożytne agory, gimnazjony, szkoły, łuki triumfalne, domy i świątynie, pełne pięknie zachowanych mozaik. Nikt tego nie pilnował. Czasem jeden śpiący wartownik na kilkanaście hektarów. Całe miasta schodzące do portu ze wzgórz z zachowanymi domami, piękne morze z dzikimi wyspami i plażami. Godzinami można było iść i nikogo nie spotkać. W morzu pojawiały się dawne statki albo z zatopionych galeonów wyławialiśmy amfory z oliwą pochodzącą jeszcze ze starożytności. Byliśmy szczęśliwcami, bo nigdy tam w zasadzie nie było turystyki, był to kraj zamknięty dla świata.

A dlaczego niedostępny dla turystów? Czyżby Kadafi się czegoś bał? Bał się zarażenia kulturą zachodnią?
Tak myślę. Rządził niepodzielnie. Tak, jak powiedziała kiedyś Oriana Falacci w wywiadzie, który był emitowany na żywo na cały świat, jest dostępny na You Tube. Wtedy orzekła, że on jest młodszym bratem Stalina, Hitlera i Mussoliniego. To był człowiek, który wywodził się z niezbyt zamożnego domu i który uzyskał bardzo dobre wykształcenie wojskowe.

A więc tak jak większość terrorystów.
Dobre spostrzeżenie. Kiedy dokonał przewrotu, był bardzo młody...
Miał 29 lat.
Tak, ale przygotował to dosyć strategicznie. Wiedział, że Idrys I jest poza Libią, a więc jakby nie zależało mu na zniszczeniu króla. Chciał tylko przejąć władzę. Natomiast to, co się stało potem, ukazuje, jak manipulował ludźmi, jak ich zastraszał. Bo przecież była rodzina królewska. Chcieli opuścić Libię po obaleniu króla, a Kadafi się zgodził. Zaproponował im drogę przez Tunezję, autokarami. Obiecał, że nic im nie zrobi. Tymczasem, gdy autokary z członkami najbliższej rodziny władcy Libii jechały przez pas ziemi niczyjej między Libią a Tunezją, zostały zbombardowane. Pozostały tam na lata, na pustynnej drodze, ze śladami krwi na autokarze i asfalcie, tworząc swoisty pomnik okrucieństwa i przestrogi dla innych od Kadafiego.
Przyjaźniliśmy się z rodziną królewską pozostałą w Libii. Król Idrys nie miał synów. Tron miał objąć jeden z bratanków. Wszyscy zostali w bardzo staranny sposób wykształceni, przygotowani, by objąć tron. Literatura angielska na Oxfordzie, rolnictwo w Stanach, ekonomia na London School of Economics, lotnictwo w Dęblinie, medycyna w Poznaniu i w Lublinie.

Najstarszy z braci był bardzo zaprzyjaźniony z moimi rodzicami. Od niego dowiadywaliśmy się, jaka jest historia i dzień dzisiejszy Libii. Posiadał ogromną bibliotekę, często byliśmy zapraszani na kolacje i seanse kinowe w jego potureckim zamku. Nauczyłam się tam jeździć konno na kasztance, która należała do ostatniego króla Libii. Kolejny brat, Hassan, którego Idrys I wybrał na następcę, ukończył szkołę lotniczą w Dęblinie. Latał w Libijskch Liniach Lotniczych, jak wszyscy Polacy mieliśmy okazję z nim często latać na trasie Benghazi - Warszawa. Ich kuzyn był znanym dysydentem. Był człowiekiem przetrzymywanym najdłużej na świecie w celi z wyrokiem śmierci. Siedział przez 42 lata, to dłużej niż Nelson Mandela, który przebywał w więzieniu 35 lat. Czytałam z nim wywiad. Codziennie myślał, że właśnie wchodzą, aby wykonać wyrok. Przez 42 lata! Został uwolniony tuż po wiośnie libijskiej w 2011 roku. Wyjechał do Londynu i wkrótce tam umarł.

Wspomniała Pani, że Libia w latach siedemdziesiątych XX wieku była bardzo otwarta na świat, ale chyba nie do końca, wewnątrz raczej tak nie było, bo wyrzucono Panią ze szkoły...
To było pod koniec dekady. W 1976 roku Kadafi opublikował „Zieloną książkę”. Chciał zostać przywódcą świata panarabskiego. Zaczął w tym celu utrzymywać terrorystów. Współpracował z KGB, Stasi. To on wymyślił ataki samolotów na wieżowce. Utrzymywał Organizację Wyzwolenia Palestyny - Al Fatah, organizacje Baader-Meinhof, Czarny Wrzesień, która zasłynęła atakiem na żydowskich olimpijczyków w Monachium, Irlandzką Armię Republikańską. Kadafi jest odpowiedzialny za zamach nad Lockerbie, to była zapowiedź Twin Towers. Pisze o tym wielu historyków. A ja te fakty umieściłam w moich książkach. Takie życie pod wulkanem, z jednej strony były to nieustające wakacje, ale coraz bardziej odczuwaliśmy też lęk, napięcie i zagrożenie.

Czy już wtedy można było mówić, że był to kraj nietolerancyjny? Spotkała się Pani z przejawami nietolerancji?
Gdy przyjechaliśmy, ojciec odbył z nami bardzo długie rozmowy. Wytłumaczył, że przyjechaliśmy tu jako zaproszeni goście i jest to kraj o zupełnie innej mentalności, kulturze i aby się nie narażać, nie powodować jakichś sytuacji niebezpiecznych, musimy wiedzieć kilka ważnych rzeczy. Po pierwsze, wychodząc na zewnątrz, my kobiety musimy mieć okryte ramiona i długie spodnie czy spódnice. Dowiedzieliśmy się, co to jest prohibicja, że jest to kraj, gdzie nie pije się alkoholu. Kadafi to niebezpieczny człowiek, system był niebezpieczny, ale zgodziliśmy się tutaj być i pracować. Z jednego reżimu przyjechaliśmy do drugiego. W związku z tym nie można doprowadzać do zachowań nieobyczajnych dla Arabów, zachowywać się tak, by na nic się nie narażać. Ale bez oporów weszliśmy w świat arabski, przyjazny, otwarty.

Moi rodzice żyją według zasady, „w Rzymie żyj jak Rzymianin”. Jeśli gdzieś jesteś, w nowym miejscu, kraju, warto wszystko poznać od strony mieszkańców. Literaturę, sztukę, kulturę, obyczaje, jedzenie. Tata natychmiast nauczył się arabskiego i w rezultacie wił się do jego gabinetu sznur aut z pacjentami, którzy przyjeżdżali z najdalszych zakątków Libii, z okolic, znad granicy z Czadem czy z Egiptem, z miast i wiosek czasem oddalonych o tysiące kilometrów. W całym islamie lekarze uważani są za istoty wyższe, bo przecież współdecydują o życiu. A jeden wyleczony pacjent to zarazem wdzięczny cały klan rodzinny. Pacjenci zaczęli nas zapraszać na wesela, na Święta Barana czy święta kończące Ramadan. Jest wtedy tyle przygotowań, ile u nas do Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Myśmy przyjmowali te zaproszenia. Ja w pewnym momencie powiedziałam, że chcę tam pójść do szkoły. Poszłam, ale to już było w momencie, gdy zaostrzyły się stosunki amerykańsko-palestyńskie i to natychmiast było odczuwalne. Przywdziałam tradycyjny strój uczennicy, czarne bistorowe wdzianko, bardzo grube, a to było lato. W szkole trzeba było salutować przed portretem Kadafiego, a ja tego nie robiłam. Trzeba było odśpiewać hymn i na wielogodzinnym apelu wysłuchać, o czym wczoraj w telewizji mówił Kadafi.

Ze względu na pracę ojca i poważanie jakie miał, czuliśmy nad sobą parasol ochronny, ale któregoś dnia ktoś doniósł na mnie, że nie salutuję Kadafiemu, a było to państwo policyjne. Ojciec został wezwany do szefa policji i powiedziano mu, że gdyby nie to, że uratował jako chirurg życie „pół Libii”, to nie wiadomo, co by się stało. Potem ojciec powiedział mi, że jest ze mnie dumny, bo pochodzę z poznańskiej rodziny, ciężko doświadczonej przez historię. Rodzina zresztą do Poznania trafiła ze Lwowa, odebrano nam wiele, ale nie zabrano odwagi i poczucia godności i wolności.
Proszę opowiedzieć o swoich poznańskich korzeniach.
Mój dziadek pełnił wysoką funkcję w przedwojennej administracji poznańskiej. Pracował w Zamku. Był na liście katyńskiej, ale spóźnił się na pociąg. Moja babcia była z Galicji i dziadkowie spędzali ostatnie wakacje przed wojną w małym majątku pod Krakowem. Tam zostali podczas wojny, a dziadek dojeżdżał do pracy w Poznaniu. Dziadek nigdy się nie spóźniał. Był bardzo porządny. Po poznańsku. Ale raz się spóźnił na pociąg z Krakowa do Poznania. Gdy przyjechał do Poznania, okazało się, że już wszystkich zabrano. Zginęli w Katyniu, Ostaszkowie, Starobielsku. Po wojnie dziadek już nigdy nie odnalazł się w reżimowej Polsce. Miał wpisane w dowodzie „urodzony w ZSRR”, gdzie jego rodzina przed wojną posiadała ziemię. Wszystko mu odebrano, włącznie z członem nazwiska, herbem.

Tato poszedł do szkoły jeszcze jako Rogala-Zawadzki, a po wojnie był już Zawadzkim. Zabrano im mieszkanie na Kościuszki. Przed wojną dziadek miał biuro z widokiem na mieszkanie. Po wojnie ścieśniono ich na drugim piętrze kamienicy z innymi lokatorami. Był wtedy taki zamysł jak w Nowej Hucie, aby inteligencję mieszać z innymi ludźmi. Ze względu na dziadków Poznań jest dla mnie ważny również dlatego, że przyjeżdżaliśmy tu, kiedy tylko byliśmy w Polsce. Najpiękniejsze chwile mojego dzieciństwa wiążą się z Kościuszki i z Sołaczem. Tutaj były przecież najlepsze lody. Pierwsze w Polsce lody cassate w cukierni Iwa i park na Sołaczu. Od najmłodszych lat byliśmy świetnie edukowani. Wiedzieliśmy, że była inna historia w domu, gdzie mówiło się o Katyniu, o 17 września, o tradycjach rodzinnych, ale wiedzieliśmy, że na zewnątrz nie można o tym mówić, bo to jest groźne. Tylko przy Kościuszki, w domu moich dziadków, którzy zaliczali się do elity intelektualnej Poznania, a Poznań wtedy był bardzo ważnym ośrodkiem kulturalnym przedwojennej Polski. To tu sukcesy odnosiła w teatrze daleka kuzynka dziadka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.

Tu była jedna z najlepszych Akademii Sztuk Pięknych, której rektorem był Zyndarm Maszkowski, przyjaciel domu. Dziadkowie mieszkali niemal „drzwi w drzwi” ze słynnym architektem Rogerem Sławskim. Odbywały się u nich wieczorki z koncertami fortepianowymi, gry w brydża, dyskusje o sztuce. Jeździli do Wiednia, Berlina, Krakowa, Warszawy czy Petersburga. Tak wyglądało życie w przedwojennym Poznaniu. Zanim nastała wojna.

Europę zalewa fala uchodźców. Wędrują oni m.in. z Libii. Najczęściej wybierają Włochy. Na ile powinniśmy się ich obawiać, bo mówi się, że to cała armia terrorystów. Podziela Pani ten pogląd?
Po pierwsze, dać schronienie uchodźcy jest rzeczą świętą. O tym uczy nas i religia, i historia. Były różne fale uchodźców. Każda polska rodzina ma wśród swoich członków kogoś, kto kiedyś, w poszukiwaniu lepszego losu, lepszego życia, z powodów politycznych czy ekonomicznych emigrował we wszystkich możliwych kierunkach. Do Skandynawii, do USA, do Kanady czy do Wielkiej Brytanii. Powinniśmy pamiętać, że taka historia może przytrafić się każdemu narodowi. Uchodźcy należy się gościna i pomoc i bardzo jestem zdziwiona i chyba doszło do zaniedbań ze strony unijnych urzędników, jeśli nie umiano wprowadzić tego, co stosowano wobec uchodźców z Europy Wschodniej w 1968, 1980 czy 1981. Przecież wśród emigrantów mogli być szpiedzy, były czasy ostrego podziału na Wschód i Zachód. W latach 80. XX wieku wiele rodzin z Libii nie wróciło do Polski, lecz uciekło przez Włochy, Austrię do wolnych krajów.

Opisuję to w najnowszej książce, „Żona”. Każda rodzina, która próbowała wyjechać na Zachód, była poddana co najmniej półrocznej kwarantannie. Sprawdzano każdego, krzyżowo zadawano setki pytań, obserwowano ich. Mieszkali w humanitarnych warunkach, w ogrzewanych namiotach, z rodzinami, z dostępem do łazienek. Posiadali opiekę medyczną i konsularną. Dlaczego teraz się tak nie robi? Jak można było spowodować, że ci ludzie szli o głodzie i chłodzie. To jest XXI wiek? Myślę, że tutaj Unia Europejska nie zdała egzaminu dlatego, że można było każdego świetnie sprawdzić. Są na to metody. Każde ministerstwo obrony narodowej wie, jak wyłapywać szpiegów, to tym bardziej wiedziano, jak obchodzić się z uchodźcami. Większość uchodźców to ludzie w potrzebie życiowej, ludzie, którzy uciekli przed wojną i głodem.

Ale może dlatego jest tak, że od czasów, o których rozmawiamy, świat, Europa się diametralnie zmieniły. Dziś świat i Europa są bardziej otwarte i aby nie stwarzać pozorów, że coś się zamyka, trzeba być otwartym. I dlatego nie należy nikogo sprawdzać. Natomiast z drugiej strony powstają płoty i mury.
Jesteśmy w XXI wieku i władze świetnie widzą to, co dzieje się na Morzu Śródziemnym i że lądem idzie chmara ludzi do bram Europy. To że unijni urzędnicy, wojsko, nie umiało dla nich zbudować obozów przejściowych, narażając swoich obywateli na wyczerpanie, śmierć i głód przybyłych, to dla mnie niezdanie egzaminu z humanitaryzmu, z mądrości, ze wszystkiego, co ludzkie. Polecam świetną książkę na ten temat, o Lampedusie, pióra Jarosława Mikołajewskiego pt. „Wielki Przypływ”.
Zatem wkładanie tego pod szyldy wolnościowe, że nie sprawdza się uchodźców, jest próbą szukania usprawiedliwienia.
Z drugiej strony. Ja bardzo dobrze rozumiem to, że ludzie w Polsce się boją i mówią, że nie chcą uchodźców, dopóki nie zadbamy o własne sprawy. Parę lat temu byłam w Pile i widziałam tam w kwietniu chłopca chodzącego boso. Prosił w sklepie o produkty na rosół niedzielny. Nie miał pieniędzy, był boso i kupował „na zeszycik”. Mówił, że ma pięcioro rodzeństwa. Mam swoje poglądy, ale muszę powiedzieć, że przyglądam się „500 plus” i sekunduję temu programowi, mając w pamięci tego chłopca, mam nadzieję, że on już nie będzie musiał chodzić bez butów wiosną i kupować na kredyt dla swojej rodziny. W Anglii żyje się wszystkim dostatnio. Żyję w kraju, gdzie rodzice dostają wsparcie od państwa na każde dziecko do 16. roku życia, aby mogło się w sposób normalny rozwijać, edukować, było zdrowe, miało ubrania na każdą porę roku, by żyło z godnością.

Skąd bierze się to, iż mówi się, że Arabowie są nietolerancyjni? Czy tylko z tego, że aktualnie w świecie rozszerzył się terroryzm? Czy z tego, że jedne kraje są bardziej proislamskie, a inne prozachodnie?
Dzisiejszy nasz ogląd krajów islamskich jest zaburzony. To, na co ludzie patrzą, to co się dzisiaj dzieje, to jest fundamentalizm, a nie islam. W związku z tym myślę, że dziś na islam patrzymy przez fundamentalizm. Polecam też analizę fundamentalizmu żydowskiego czy chrześcijańskiego. To nie ma nic wspólnego z religią. To tylko podszywanie się pod religię. Natomiast w Polsce wiele osób wykorzystuje niską świadomość tego, jak to wygląda, aby podsycać niepokoje i wygrywać coś politycznie.
Islam jako islam jest bardzo dobrą religią w tym sensie, że jest to przede wszystkim religia opiekuńcza. Wynika to z tego, że powstała podczas wojen religijnych i w związku z tym obowiązkiem było dbanie o rodzinę. Wielożeństwo jest podyktowane koniecznością opieki nad żonami poległych żołnierzy. Mahometanie prawdziwie opiekują się biedniejszymi, co jest jednym z filarówich religii. Mają nawet Dzień Przyjaciela, chodzą po okolicy z ciastkami i pytają wtedy, czy niczego nie potrzeba. To jest szczere. Kiedy wchodzisz do domu arabskiego, zasypują gościa ciastkami, orzeszkami, bakławami, podają kawę, herbatę z róży, lemoniady i orszady. Przepisy na te pyszności zamieszczam w książkach. Natomiast jest to też religia oparta na pozyskaniu wiernych. Ale przecież każda religia próbuje narzucić swoje idee. To, na co my dziś patrzymy to fundamentalizm.

Martwi mnie natomiast krótka pamięć historyczna niektórych. Od rewolucji w Libii nie minęła jeszcze dekada, a już pojawili się ludzie, którzy głoszą, że Kadafi był dobrym przywódcą, człowiekiem i Libia to był socjalistyczny kraj, w którym wszystkim żyło się świetnie i nie było żadnych więzień. Ten pogląd jest popularny w pewnych kręgach i jestem zaskoczona, że ktoś może tak mówić o człowieku, który naprawdę jest odpowiedzialny za to, jak wygląda dziś terroryzm na świecie. Zastanawiające jest to, że wiele autorytetów podpina się pod tę teorię. Ja podobnie jak wybitna pisarka i publicystka Anna Applebaum zadaję pytania - jak można było klanowe społeczeństwo zostawić po 2011 samo? Dlaczego Ameryka i Unia Europejska opuściła Afrykę. A mówienie, że Kadafi był postacią pozytywną, jest nieporozumieniem. Ktoś chyba nie rozumie procesów historycznych, jakie miały miejsce.

Zobaczyłam na własne oczy wiele postaci historycznych, wielu odwiedzało roponośną Libię. Widzieliśmy, jak był przyjmowany Gromyko, jak był podejmowany arcybiskup Cypru Makarios i wielokrotnie widzieliśmy najlepszego przyjaciela Kadafiego, zbrodniarza Idi Amina. Oni razem planowali wznosić pomniki na rzecz Hitlera, tylko że nie zdążyli.
Czy powinniśmy się obawiać Arabów, muzułmanów?
Nie. Powinniśmy się obawiać złych ludzi. Pod każdą szerokością geograficzną są tylko ludzie dobrzy i źli. Radzę spojrzeć na Londyn, który jest wielokulturowym tyglem. Żyjemy często pod czwartym alertem terrorystycznym. Tam naprawdę wybuchają bomby i są zamachy, a ludzie nie żyją w strachu. Dzieci chodzą do katolickich szkół, gdzie są przedstawiciele wszelkich religii. W szkołach organizuje się dzień Polaka, dzień Szweda, dzień Muzułmanina czy Żyda. Dzieciom się tłumaczy od podstaw, na czym polega różnorodność, tolerancja, poszanowanie inności i odmienności. Ciekawe są lekcje religii. Polegają na tym, że poznaje się filozoficzne podstawy chrześcijaństwa.

Ogromną wagę przykłada się do kultury. Dzieci chodzą do teatrów, w tym roku z pompą obchodzi się 400-lecie śmierci Szekspira. Bezpłatne są muzea, galerie sztuki, dzieci często mają lekcje przed płótnami Rembrandta czy Leonarda. W szkole uczą się gotowania.

Skąd pomysł na libijską sagę pt. „Róża Pustyni”? Ukazały się już dwa tomy, „Panna Młoda”, poświęcona dekadzie lat 70. i lata 80. w wydanej niedawno „Żonie”.
Zaczęłam pisać po 11 września. Bo to było dla mnie szokiem, jak dla nas wszystkich. Jednocześnie wychowując się w Libii, obserwując ten kraj przez 30 lat, widziałam, jak na moich oczach zmieniał się świat arabski. I świat wokół. Chciałam to opisać. Chciałam jednocześnie przybliżyć tę kulturę. Pokazać, jak wiele nas łączy, nas, reprezentujących trzy główne religie monoteistyczne. I jaki piękny jest świat.

Nike Farida - Sylwetka

Polka o poznańskich korzeniach, która wychowywała się w Libii, gdzie jak wielu polskich lekarzy został zaproszony do pracy jej ojciec. Uczyła się w arabskiej szkole dla dziewcząt Kadafiemu. Młodość spędziła wśród gościnnych Arabów, w libijskich domach. Nauczyła się gotować specjały kuchni arabskiej, tańca brzucha i malowania rąk henną. Brała udział w wykopaliskach archeologicznych. Samodzielnie przejechała garbusem tysiąc kilometrów po Saharze.

Na jej oczach Libia, kraj ropą i miodem płynący, zmieniła się w ziemię spływającą krwią. Rezultatem pobytu w Libii jest cykl „Róża pustyni”. Pierwszą książkę „Panna młoda” opublikowało wydawnictwo Prószyński i Ska. Druga, „Żona”, ukazała się nakładem poznańskiej oficyny Filia.

Przez wiele lat pracowała w branży PR i filmowej. Jest historykiem sztuki. Farida, co oznacza jedyna, niepowtarzalna, nazwała ją arabska przyjaciółka Salha, która zginęła podczas Libijskiej Wiosny w roku 2011. Aktualnie mieszka w Londynie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski