Pod koniec 2010 r. posłowie przyjęli ustawę gwarantującą kobietom i mężczyznom co najmniej 35 proc. miejsc na listach wyborczych do Sejmu, Parlamentu Europejskiego, rad samorządowych oraz sejmiku województwa. Nie było zgody na parytet - 50 proc. miejsc dla każdej z płci oraz na propozycję, by na trzech pierwszych miejscach musiała znaleźć się co najmniej jedna kandydatka, a w pierwszej piątce - co najmniej dwie. Mimo to PO oraz Ruch Palikota chcą wprowadzenia dalszych zmian.
- Twierdzenia, że partie będą miały problem ze znalezieniem odpowiedniej liczby chętnych na listy kobiet, okazały się nieprawdziwe - mówi Bożena Szydłowska, posłanka PO, która jest sprawozdawcą projektu i która w 2011 r. startowała z piątego miejsca poznańskiej listy PO. - Do Sejmu weszło jednak mniej kobiet, niż oczekiwaliśmy. Powodem było przydzielanie im odległych na liście miejsc.
Bo choć wybory dały najwyższy w historii Polski udział kobiet w Sejmie - 24 proc., to o równości mówić trudno. Dla przykładu: Wielkopolska na 40 posłów ma tylko 6 kobiet. Dlatego zdaniem PO, potrzebna jest tzw. metoda suwaka - naprzemiennego umieszczania przedstawicieli obu płci na listach.
- Suwak ma dać szansę na równy dostęp do funkcji publicznych - uważa Adam Szejnfeld, który za zmianami w kodeksie wyborczym opowiada się od lat. I dodaje, że naprzemienne umieszczanie kobiet i mężczyzn sprawdziło się już wewnątrz PO, która wprowadziła tzw. minisuwak, czyli wymóg, że w pierwszej piątce listy muszą znaleźć się co najmniej dwie kobiety, w tym co najmniej jedna w pierwszej trójce. W 2011 r. z tej pierwszej piątki PO w Poznaniu dostały się do Sejmu dwie kobiety - Agnieszka Kozłowska-Rajewicz i Bożena Szydłowska, a w pozostałych trzech wielkopolskich okręgach partia wprowadziła po jednej pani.
Okazuje się, że w PO do pomysłów prawnego uregulowania podziału płci na listach przekonali się nawet ci bardziej sceptyczni posłowie.
- Wcześniej miałem wątpliwości, bo uważam, że udział kobiet w życiu publicznym może rosnąć naturalnie - mówi Waldy Dzikowski. - Ale skoro jest potrzeba, to wyjdźmy jej naprzeciw i przyspieszmy ten proces.
O ile w PO pomysł tzw. suwaka popierają mężczyźni, o tyle w innych partiach wątpliwości pojawiają się nawet wśród kobiet. - O miejscu na liście i w Sejmie powinny decydować kompetencje - uważa Ewa Jemielity, radna PiS w Poznaniu, jedna z dziewięciu kobiet w 37-osobowej radzie. - Kobiety, które chcą działać, są aktywne i widoczne. Nie chciałabym zostać posądzona o to, że zdobyłam mandat, bo jestem kobietą. I z drugiej strony, nie chciałabym, by decyzje podejmował za mnie ktoś, kto do gremiów decyzyjnych dostał się dzięki parytetom i suwakowi.
Zwolenniczką ustawowych rozwiązań nie jest też Krystyna Łybacka, jedyna wielkopolska posłanka SLD i jedna z czterech przedstawicielek tej partii w Sejmie.
- Kobiety, chcąc się zaangażować, stają przed trudną decyzją o podziale obowiązków pomiędzy polityką a domem i rodziną - uważa Krystyna Łybacka. - Nie będzie im łatwiej bez większej determinacji, wsparcia ze strony rodziny, partnerów i rzeczywistego otwarcia się mężczyzn na kobiety w życiu publicznym. Dyktat prawny może jedynie pomóc zwrócić uwagę na ten problem i ułatwić podjęcie decyzji.
Łybacka przyznaje jednak, że skoro Sejm na regulacje się decyduje, to lepiej byłoby ustanowić parytety. I z takim pomysłem powraca Ruch Palikota. Partia chce suwaka, jak i równego udziału kobiet i mężczyzn na listach. Sama w 2011 r. zastosowała procentowe kwoty i zasadę, że w pierwszej czwórce osób muszą być dwie kobiety. Mimo to, cztery zdobyte w Wielkopolsce mandaty przypadły panom.
50-proc. parytet budzi w Sejmie spore kontrowersje. Dlatego większe szanse ma kompromisowy projekt PO.
Parytety na świecie
Ok. 40 państw stosuje przepisy zapewniające kobietom miejsca na listach. Zapisano je w ustawach, a w niektórych przypadkach w konstytucji. W kilkudziesięciu innych państwach partie są zobowiązane do regulowania tej kwestii we własnych statutach i przepisach. W UE parytety lub procentowe kwoty obowiązują m.in. w Belgii, Portugalii, Hiszpanii, Słowenii czy Francji.
Rozwiązania w tym ostatnim kraju (od 2000 roku) są takie, jakie teraz w Polsce proponuje Ruch Palikota - liczba kobiet na liście musi być równa liczbie mężczyzn, a przedstawiciele obu płci muszą być umieszczani na przemian. Komitetom, które nie przestrzegają tych przepisów, grożą kary finansowe lub brak zgody na zarejestrowanie listy.
Z kolei w Belgii przedstawiciele jednej płci nie mogą stanowić więcej niż dwie trzecie ogółu kandydatów na liście. Dodatkowo trzy pierwsze miejsca nie mogą być zajęte przez osoby tej samej płci. W Hiszpanii postawiono na kwoty. Kobiety i mężczyźni są reprezentowani w proporcjach 40 do 60 proc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?