- Umowę podpisaliśmy w grudniu. Przez osiem tygodni miałam namawiać pedagogów, nauczycieli i dyrektorów szkół i przedszkoli w Wielkopolsce do podjęcia studiów podyplomowych na uczelni - mówi pani Agata (prosi o nie podawanie jej nazwiska). - Wysłałam dokładne raporty z tego co robiłam. W marcu, kiedy chciałam umówić się z kanclerzem i odebrać wynagrodzenie, jego albo ciągle nie było, albo nie przychodził na spotkania - opowiada kobieta.
Kiedy w końcu udało im się spotkać miała - według jej wersji - usłyszeć, że nie dostanie pieniędzy, bo to była "taka tam umowa", a jej praca "to nie było nic takiego".
Pani Agata podkreśla, że miała promować studia podyplomowe dla nauczycieli, które szkoła miała uruchomić.
- Na razie miały to być dwa kierunki, ale kanclerz mówił mi, że w przyszłości chciałby otworzyć ośrodek doskonalenia zawodowego dla nauczycieli - mówi pani Agata. Dodaje także, że jej motywacja w pracy była podwójna ponieważ kanclerz miał stwierdzić, że gdyby pomysł wypalił, ona mogłaby prowadzić tam swoje szkolenia (ma w tym doświadczenie).
Pani Agata zabrała się więc do pracy. Odwiedzała szkoły m. in. w Poznaniu, Czarnkowie, Owińskach i zachęcała nauczycieli do skorzystania z oferty studiów podyplomowych PWSB.
- Odwiedziłam także targi edukacyjne, gdzie była większość poznańskich liceów i rozmawiałam z dziesiątkami nauczycieli - mówi. - Kiedy zaliczyłam już wszystkie licea, zaczęłam odwiedzać także gimnazja, podstawówki, a nawet przedszkola. Bo do końca trwania umowy został jeszcze czas.
Kanclerz Tomasz Sworowski twierdzi, że pani Agata była nadgorliwa.
- Promować wyższą uczelnię w przedszkolach i podstawówkach? Co to za pomysł? - mówi w rozmowie z "Głosem" T. Sworowski. I zapewnia: - Nigdy nie planowałem otwierać studiów podyplomowych dla nauczycieli.
Według niego promocja szkoły miała obejmować szkoły średnie i jej uczniów. Kanclerz dodaje, że jeżeli pani Agata nie zgadza się z jej decyzją, to powinna iść do sądu. - Ale chyba drogę zgubiła - komentuje.
Kobietę argumenty wysuwane przez kanclerza dziwią.
- Jak to? Przecież były wstępne ustalenia. Studia miały być tworzone we współpracy z moją firmą z Wrocławia. Oferta wisiała już na stronie internetowej - przekonuje.
Umowa nie rozstrzyga, kto w tym sporze ma rację. Spisano ją na jednej kartce, częściowo długopisem. Wynika z niej, że kobieta za swoją promocję w szkołach miała otrzymać 2 tys. zł. Ponieważ wezwania do zapłaty nie poskutkowały, pani Agata chce iść do sądu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?