Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Libicki i jego pomysły na Poznań: Stołówka w Arsenale, miasto bez reklam [ROZMOWA]

Karolina Koziolek
Libicki zapewnia, że jako plastyk miejski nie zniechęci się szybko w walce o lepsze i ładniejsze śródmieście. Mówi, że miasto to dla niego wspólnota, dzięki której można mieć pełniejsze i lepsze życie.
Libicki zapewnia, że jako plastyk miejski nie zniechęci się szybko w walce o lepsze i ładniejsze śródmieście. Mówi, że miasto to dla niego wspólnota, dzięki której można mieć pełniejsze i lepsze życie. Paweł Miecznik
Piotr Libicki, koordynator do spraw estetyki wizerunku miasta popularnie nazywany plastykiem miejskim, o swoich pomysłach na Poznań.

W środę zaczyna pan, jak sam przyznaje, swoją nową drogę życia, myślę o pracy w Urzędzie Miasta. Można powiedzieć, że to wynik wieloletniego zaangażowania w miasto i to jak funkcjonuje. Jak to się stało, że zainteresował się miejską tematyką?
Piotr Libicki: - W 2004 r. kiedy powstał Instytut Sobieskiego, trafiłem tam jako specjalista od krajobrazu. Mocny czułem się w kwestiach krajobrazu polskiej prowincji, ale stwierdziłem, że "ekspertowanie" w instytucie to dobry pretekst, by rozszerzyć swoje zainteresowania. Dostrzegłem, że miasto to ciekawy temat, ma w sobie atrakcyjność. Zacząłem się zastanawiać nad tym dlaczego ludzie zaczęli budować sobie miasta. To było zanim zajmowanie się miastem stało się modne. Duża fala zainteresowania przyszła jakieś trzy, cztery lata temu. Ja załapałem się na pierwszą, wstępną falę.

Czytaj także:

Piotr Libicki: Chciałbym, aby moje działania miały poparcie społeczne

A co pociąga pana w mieście?
Piotr Libicki: - Wspólnota. A więc fakt, że życie w grupie jest pełniejsze. Spotkanie z innymi, nawet najprostsze, stanowi wartość miasta. Z kontaktów społecznych biorą się ciekawe projekty i lepsze życie. A w każdym razie łatwiejsze. Nie bez powodu 50% ludzkości zamieszkuje dziś miasta i odsetek ten wzrasta.

Tuż po pana nominacji Grzegorz Piątek, plastyk miejski z Warszawy gratulował panu na naszych łamach objęcia stanowiska. Po kilku dniach głośnym echem odbiła się jego rezygnacja z urzędu po zaledwie trzech miesiącach. Odszedł, ponieważ uznał, że zarząd miasta nie traktuje jego stanowiska poważnie. W Poznaniu wszyscy zaczęli się wtedy zastanawiać czy Pan również stwierdzi, że "w tym mieście nic nie da się zrobić" i zrezygnuje.
Piotr Libicki: - Warszawa jest o wiele trudniejszym miastem między innymi z powodu większych pieniędzy. Za reklamę na wieżowcu za rotundą przy ul. Marszałkowskiej płaci się pewnie kilkaset tysięcy złotych miesięcznie. W takim wypadku przekonywanie kogokolwiek by zrezygnował banerów reklamowych jest o wiele trudniejsze.

To znaczy, że pan nie zniechęci się szybko i nie rzuci papierami?
Piotr Libicki: - Nie przewiduję takiego scenariusza, tym bardziej, że w przeciwieństwie do Grzegorza Piątka czuję poparcie ze strony władz. Mam sygnały, że władza widzi sens stanowiska, które obejmuję. Słyszałem, że ktoś, kto chciał postawić wystawę na placu Mickiewicza dostał odpowiedź z ZDM, że owszem zgodę dostanie, ale musi dostarczyć opinię konserwatora zabytków oraz plastyka miejskiego, mimo, że przepisy jej nie wymagają. Odczuwam sprzyjający klimat. Nie zamierzam stawiać spraw na ostrzu noża.

Plastyk miejski - nie jak policjant, ale jak negocjator

Czy chciałby pan żeby w Poznaniu na Starym Mieście powstał Park Kulturowy? Stary Rynek byłby wtedy chroniony przed reklamami, rozszalałymi szyldami na elewacjach, brzydkimi ogródkami.
Piotr Libicki: - Nie jestem do końca przekonany do tego rozwiązania w Poznaniu. Tu koniecznie musimy zastanowić się z panią konserwator. W Krakowie, gdzie wprowadzono park, sytuacja jest trochę inna. Tam obszar Starego Miasta jest wciąż bardzo handlowy. W związku z tym każdy chce mieć szyld, reklamę, jeśli nie na ścianie to na studencie. Kraków nie dawał sobie już z tym rady, wprowadził park kulturowy, co trwało pięć lat. Efekt jest taki, że po trzech latach z 50 proc. nielegalnych reklam zostało 25 proc. Nasz obszar staromiejski nie wygląda tak źle w porównaniu do ul. Gwarnej, ul. 27 Grudnia, Ratajczaka czy św. Marcina. I to na ten rejon postawiłbym nacisk jeśli chodzi o walkę z reklamami. A tu parku kulturowego wprowadzić się raczej nie da.
Pewne narzędzia do walki o lepszy wygląd Poznania już mamy, być może tracenie energii na powoływanie parku kulturowego nie jest konieczne?
Piotr Libicki: - Zgadza się, trzeba przedyskutować co umożliwiają obowiązujące przepisy. Mam na myśli ustawę o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami czy prawo budowlane. Miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego też są narzędziem. W tym roku dodatkowo Miejska Pracownia Urbanistyczna opracowała koncepcję polityki reklamowej dla obszaru staromiejskiego i to również jest bardzo cenny dokument. Pokazuje, na podstawie dobrych praktyk, jak należy projektować szyldy i reklamy dla tego obszaru. Chcę się spotkać z autorami tej koncepcji i pomyśleć o wzorniku w formie programu komputerowego, który pozwalałby w prosty sposób zaprojektować szyld w ramach określonego z góry formatu czy koloru. Program "Zaprojektuj sobie szyld" mogłoby być np. dołączony do Głosu Wielkopolskiego. Nie twierdzę, że to przyniesie stuprocentowy efekt, ale jeśli zamiast kilku koszmarnych szyldów powstanie kilka ładnych, to może nie trzeba parku kulturowego.

Mówiąc o prostszych narzędziach ma pan na myśli rozmowy z właścicielami budynków? Wielokrotnie powtarza się, że w kwestii nielegalnych reklam najskuteczniejsze są negocjacje. Jednak nie wszyscy reklamodawcy z powodu nacisków stowarzyszeń, chcą zdejmować swoje reklamy, jak choćby ostatnio Kupiec Poznański.
Piotr Libicki: - Takie przekonywanie to proces. Jeśli teraz nie spotyka się z reakcją to wierzę, że może tak się stać za drugim czy trzecim razem. Ostatnio Ataner nie odpowiedział na prośbę o zdjęcie reklamy z jednego ze swych budynków. Wierzę jednak, że przyjdzie refleksja. Przemysław Czamański, dyrektor Galerii MM, którą wybudował właśnie Ataner, bierze udział w debatach organizowanych przez CK Zamek o problemach ulicy św. Marcin. To pokazuje, że deweloperzy chcą rozmawiać, że mamy wspólne sprawy, bo ładniejsza i bardziej ludna ulica jest w interesie i mieszkańców i właściciela galerii. Trzeba więc deweloperów zapraszać do rozmów o mieście. Pozytywny przykład: Inwestycje Wielkopolski, które zaangażowały się w park w starym korycie Warty. Takich przypadków powinno być więcej.

Pytanie jak daleko można posunąć się w zakazach i nakazach dotyczących przestrzeni? Radni w Rokietnicy chcą zabronić używania koloru niebieskiego, fioletowego, różowego i zielonego na elewacjach budynków. Część mieszkańców oburzyła się, twierdząc, że to zamach na ich wolność.
Piotr Libicki: - Radni chcieliby zastosować odwróconą kolejność - zacząć od restrykcji. A najpierw konieczna jest edukacja. Mieszkańcy muszą wiedzieć, dlaczego fioletowy i różowy kolor domów to kiepski pomysł. Owszem dom jest mój, ale patrzy na niego sąsiad. Należy uczyć, że widok należy do wszystkich.

W swoim programie działań zapisał Pan punkt mówiący o tym, że taką edukację przestrzenną chce pan promować. To ważne?
Piotr Libicki: - Twierdzę, że jeśli ktoś będzie dobrze wyedukowany, nawet nie odważy się pomalować domu na fioletowo więc i zakaz nie będzie potrzebny. W Polsce panuje błędne przekonanie, że każdy nowy przepis rozwiąże sytuację. Moim zdaniem pomoże on jedynie w części. Dużo lepszym narzędziem jest edukacja.
Jak powinna wyglądać taka edukacja?
Piotr Libicki: - Są instytucje, których działy edukacyjne działają bardzo prężnie. Myślę tu o Muzeum Narodowym, CK Zamek, a także awansem o Arsenale. Myślę o czymś podobnym jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, które organizuje warsztaty dla dzieci pod nazwą ArchiDzieciaki. I to jest ten trop, którym chciałbym pójść. Zresztą są poznańskie biura architektoniczne, które z SARPem takie działania już prowadzą. Można im nadać większą skalę, wciągnąć większą liczbę podmiotów.

Abstrahując od reklam, jak podoba się panu poznański Stary Rynek? Często pan tam bywa? W ubiegłym roku na łamach "Głosu" prowadziliśmy dyskusje na temat Starego Rynku, wiele osób na niego bardzo narzekało.
Piotr Libicki: - Na Stary Rynek przestałem wieczorami chodzić już dawno temu. Mieszkam wprawdzie na Ogrodowej, ale wieczorami wychodzę do winiarni na Grunwaldzie i z Grunwaldem czuję się związany uczuciowo. Tam współorganizuję latem kino, biorę udział w przygotowaniu wystaw. Stare Miasto, mówię to z bólem, nie jest w stanie zaspokoić wielu moich potrzeb. Małpki, żabki i tańce go go to nie jest dobra oferta. I tu wracamy do tematu parku kulturowego, który pozwala regulować sprawy związane z wynajmowaniem lokali. Być może z tego względu dobrze byłoby go w Poznaniu wprowadzić, nie tyle w związku nielegalnymi reklamami, ale właśnie polityką lokalową.

Wie pan jak zmienić Stary Rynek?
Piotr Libicki: - Trzeba tam przyciągnąć inna klientelę. Myślę o wykorzystaniu potencjału Arsenału. Wyobrażam sobie przekształcenie parteru galerii na centralną miejską stołówkę w rodzaju Collegium Historicum, z obiadem za trzynaście pięćdziesiąt. Muzea przecież nie są już świątyniami sztuki, są multifunkcyjne. Wyobrażam sobie, że do centralnej stołówki przychodziliby urzędnicy, pracownicy Arsenału, osoby, które pracują w okolicy. Nagle po Starym Rynku zaczęli by krążyć ludzie trochę inni niż ci, którzy przychodzą narąbać się w piątek wieczorem w tamtejszych barach. To mały pomysł, którzy mógłby dać impuls do zmian na Starym Rynku. Bez takiego kreatywnego myślenia, niespodziewanych rozwiązań, zaskoczeń, miasto nie może funkcjonować.

Kim jest Piotr Libicki?
Ukończył historię sztuki na UAM. Jest autorem książek, przewodników oraz artykułów poświęconych tematyce miejskiej.
Od 2004 r. jest ekspertem Instytutu Sobieskiego w Warszawie z zakresu miasta. O 2013 r. prowadzi wykład "Miasto do życia potrzebne" w Instytucie Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej UAM. Wcześniej przez 10 lat przygotowywał dla poznańskiego oodziału TVP programy poświęcone Poznaniowi i Wielkopolsce.
Jest współorganizatorem spotkań Otwarte poświęconych miejskim tematom m. in. pomnikom czy pustostanom.
Współorganizuje Kino na Grunwaldzie, które działa przy Winiarni pod Czarnym Kotem. Minionego lata w każdy czwartek można było tam oglądać filmy poświęcone Poznaniowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski