Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polowali na rzeczne bestie [FOTO]

Bartłomiej Hypki
Kaliszanin Maciej Garbowicz rzucił w twarz rękawicę Neptunowi i popłynął z wędką na kraniec Rosji.

Wyspy Szantary to archipelag 15 wysp w południowo-zachodniej części Morza Ochockiego. W ostatnich latach XIX w. w poszukiwaniu złota badał je polski geolog w służbie rosyjskiej, Karol Bohdanowicz. Teraz zawitali tam kolejni Polacy.

Wśród nich był kaliszanin, Maciej Garbowicz. Jest architektem wnętrz i entuzjastą wędkarstwa. Łowi od 12 roku życia. Szczególnie interesują go gatunki ryb, które zamieszkują odległe krańce świata. Podczas swoich podróży w pogoni za bestiami z rzecznych odmętów przemierzył już spory kawałek naszego globu. Teraz wybrał się na sam jego kraniec, na Wyspy Szantarskie, by polować m.in. na zamieszkującego tę część świata lenoka, rybę z rodziny łososiowatych.

Wyprawę zorganizował Bayan Goł, Klub Wędkujących Globtroterów. Pomysłodawcami wycieczki w nieznane byli Paweł Korczyk i Rafał Słowikowski, którzy zorganizowali ją przy pomocy swoich rosyjskich przyjaciół. Jak sami mówili, plan popłynięcia pontonem na Wyspy Szantarskie, to „rzucenie brudnej rękawicy w twarz Neptunowi”. Kaliszanin przyznaje, że nie wie, czy drugi raz odważyłby się wybrać na taką ekspedycję.

- Idea tych wypraw jest zawsze taka, aby połączyć łowienie ryb z jakimś ciekawym regionem - wyjaśnia Maciej Garbowicz. - Jak dzisiaj patrzę na naszą wyprawę na Szantary, to zdaję sobie sprawę, że był to karkołomny pomysł.

Podróż w jedną stronę trwała około 96 godzin. Z Warszawy do Moskwy, potem do Cha-barowska, dalej do Komsomolska i stamtąd 12 godzin podróży wodolotem po rzece Amur do Nikołajewska. I dalej do wybrzeża Morza Ochockiego, nad zatokę Reyneke terenowym kamazem. Stamtąd nad jezioro Mukhtel i potem na Wyspy Szantarskie. Powrót był już dłuższy, bo ekipa trafiła na niekorzystne okno pogodowe.

- Cała eskapada trwała 21 dni, zatem musieliśmy zabrać ze sobą mnóstwo rzeczy. Mieliśmy przygotowane trzy pontony, bagaż o wadze około 30 kg, a do tego prowiant - wymienia Garbowicz.

Ich bazą wypadową były okolice zalewu Mukhtel w Kraju Chabarowskim. Zbiornik położony jest nad brzegiem Morza Ochockiego, a do jeziora spływa kilkadziesiąt małych rzek, gdzie Maciej Garbowicz i jego ekipa wędkowali. Głównie na rzekach na muchę i na spinning.

To rejon, gdzie występują tarła wielu gatunków ryb. Przyciąga też wiele drapieżników. Spotkanie z niedźwiedziami było zatem na porządku dziennym. Na szczęście trzymały się z daleka. Ale - jak twierdzili towarzyszący im Rosjanie - na dziesięć spotkanych misiów, jeden może podejść zbyt blisko, a nawet zaatakować. Zatem, ekipa musiała zachowywać się dość... głośno, by odstraszyć ewentualnych nieproszonych gości.

- Nasz obóz był zlokalizowany nad małą rzeczką, gdzie gorbusze, gatunek ryby z rodziny łososiowatych, wpływają na tarło. To też czas, kiedy niedźwiedzie mogą się pożywić niewielkim nakładem sił, bo ryby same wyskakują z wody w ich łapy - mówi Garbowicz. - Sam spotkałem misia cztery razy.

Wrażenie zrobiła na nim rzeka Amur. Liczy ona prawie 4,5 tys. km. To jedna z większych ichtiofaun, a zamieszkuje w niej wiele gatunków ryb.

Aby dotrzeć na Szantary, ekipa pokonała ponad 130 km na otwartym Morzu Ochockim. A to akwen, wobec którego trzeba mieć dużo pokory. Fale dochodzą nawet do 10 m długości i potrafią być długie na 100 m. Widnieje tam krzyż upamiętniający załogę jachtu, po której odnaleziono tylko kamizelki.

- Dwie noce spędziliśmy na Szantarze Dużym, największej wyspie archipelagu - mówi Maciej Garbowicz. - Dziewięć godzin płynęliśmy po morzu we mgle. Niepokoiliśmy się, a Rosjanom przez ten czas nawet mina się nie zmieniła. Ale to fantastyczni ludzie i bardzo pomocni. Zawsze mogliśmy liczyć na ich wsparcie - dodaje.

Na Morzu Ochockim łowili różne rybie dziwadła. Także kraby. Jednak głównym celem wyprawy był lenok, zwany też pstrągiem amurskim.

- Atakuje przynęty z powierzchni, imitacje myszy, gryzoni. Tam była szansa złapania rekordowo wielkiej ryby. Rekord Bayan Goł to 78 cm. Mnie udało się złowić kilka ryb powyżej 70 cm. Kolega złowił rybę o wymiarach wyrównujących rekord - opowiada kaliszanin.

Degustowali złowione ryby, ale większość z nich trafiała z powrotem do wody. Przy ich obozie na wyspie w nocy płonęło ognisko, co i tak nie odstraszyło różnych „dowcipnisiów”.

- Jakiś lis zabrał z kotła chochlę i zakopał ją do połowy w ziemi z daleka od obozu - śmieje się Garbowicz.

Z niecodziennych dla Europejczyków zwierząt nasi podróżnicy mieli okazję zaobserwować humbaka, jednego z większych wielorybów, który osiąga nawet 17 metrów długości i masę 45 ton. Gatunek ten wyróżnia się specyficzną budową, w tym długimi, przypominającymi skrzydła płetwami piersiowymi i pokrytą guzkami głową.

- Rosjanie nazywają je garbatkami - mówi Garbowicz.

Maciej Garbowicz był do tej pory m.in. w Meksyku, gdzie łowił barakudy i belony, w Egipcie polował na tuńczyki żółtopłetwe i karanksy olbrzymie. Wędkował również w górze Nilu oraz w różnych częściach Europy. Niedawno wrócił z wyprawy, a już myśli o kolejnych. Jego marzeniem jest jeszcze wyprawa na złote dorado do Boliwii. Podkreśla, że na pewno wróci w przyszłym roku do Rosji. Jest zafascynowany tym krajem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski