Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań zapłaci za in vitro? Setki par czekają na decyzję

Marta Żbikowska
- In vitro to procedura medyczna, a nie sprawa polityczna - przekonuje profesor Leszek Pawelczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu w szpitalu na ul. Polnej
- In vitro to procedura medyczna, a nie sprawa polityczna - przekonuje profesor Leszek Pawelczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu w szpitalu na ul. Polnej Paweł Miecznik
Poznańscy radni chcieliby przeznaczać na dofinansowanie zabiegów 3 miliony złotych. Póki co mają minimalistyczny plan pomocy niepłodnym parom. Chcą przeznaczyć 150 tysięcy złotych na transfery zamrożonych zarodków.

Od początku tego roku poznańscy radni intensywnie dyskutują o in vitro. Rozmowy przyspieszyły po informacji z grudnia ubiegłego roku, kiedy Minister Zdrowia ogłosił koniec rządowego programu in vitro. Podczas posiedzeń komisji zdrowia Rady Miasta uczestnicy zapoznali się z niemal wszystkimi metodami wspierania płodności oraz ze światopoglądami poszczególnych radnych. Początkowo dyskusja miała doprowadzić do wypracowania stanowiska Rady Miasta w sprawie ewentualnego dofinansowania procedury in vitro z pieniędzy samorządowych. Niektórzy jeszcze trzymają się głównego nurtu, ale wielu radnych odpłynęło w zupełnie inne rewiry.

Jak to się robi w Łodzi?

W tym samym czasie, kiedy tysiące par w Polsce dowiedziało się, że państwo zabiera im szansę na urodzenie dziecka, sprawą zajęli się radni z Łodzi.

- To, że wygasł program rządowy, nie oznacza, że wygasł w Polsce problem niepłodnych par - mówi Adam Wieczorek, łódzki radny Platformy Obywatelskiej. - Chcieliśmy, aby mieszkańcy Łodzi mogli dalej korzystać z dofinansowania leczenia niepłodności, dlatego zaczęliśmy się starać o wprowadzenie programu samorządowego.

Pierwsze spotkanie radnych z prezydentem miasta w tej sprawie odbyło się jeszcze w grudniu. - Na początku stycznia wystąpiliśmy do prezydenta o przeznaczenie 20 tysięcy złotych na przygotowanie programu.

Pieniądze na ten cel zostały przekazane 20 stycznia. Kilka dni później został powołany zespół, który miał zająć się opracowaniem części programu.

- Zespół złożony z radnych i urzędników miał przygotować koncepcję od strony finansowej i ilościowej - tłumaczy Adam Wieczorek. - Stronę medyczną programu miał opracować ekspert.

Ekspert został wybrany miesiąc później. Był to profesor Jan Wilczyński, współautor rządowego programu leczenia niepłodności metodą in vitro.

Gotowy program został wysłany do Agencji Oceny Technologii Medycznych. - Mógł to zrobić jedynie prezydent, dlatego współpraca jest tutaj niezbędna - tłumaczy Wieczorek. - Wiem, że w niektórych gminach radni na własną rękę próbują działać, ale to nie jest właściwa droga. AOTM nie przyjmuje w ogóle wniosków składanych przez radnych. Musi to zrobić gmina.
Po uzyskaniu pozytywnej opinii AOTM projekt uchwały prezydenta trafił pod obrady radnych. Potrzebna była jeszcze zmiana w budżecie, o którą również wnioskował prezydent. Na tegoroczną realizację programu Łódź przeznaczyła 500 tysięcy złotych. W kolejnych latach ma to być milion złotych rocznie. Podczas tej samej sesji wprowadzono również zmianę w wieloletniej prognozie finansowej, ponieważ łódzki program dofinansowania in vitro zaplanowano na lata 2016-2020.

- Po zaopiniowaniu przez komisję zdrowia, uchwała została przyjęta na sesji rady miasta 15 czerwca - mówi Wieczorek. - Zależało nam, aby nasz program był niejako kontynuacją rządowego programu i to się udało zrobić.

Od 1 lipca pierwsze pary zaczęły zgłaszać się do realizatorów programu. Były wśród nich również te, które na różnych etapach przerwały program rządowy.

- W ciągu dwóch miesięcy zgłosiło się 114 par - mówi Marcin Masłowski, rzecznik prezydenta Łodzi. - Program zakładał wsparcie dla 100 par. W tym tygodniu wpłynął wniosek o poszerzenie programu i przeznaczenie dodatkowych 70 tysięcy dla tych 14 par ponad limit.

Łódź do jednej procedury in vitro dopłaca parze 5 tys. złotych, ale nie więcej niż 80 proc. całej potrzebnej kwoty. Program nie ma wielu ograniczeń. Pary muszą mieszkać na terenie Łodzi, górna granica wieku dla kobiety to 40 lat (w wyjątkowych przypadkach 42). Do samorządowego programu kieruje lekarz, który zna historię leczenia niepłodności swoich pacjentów.

- Nasz program nie jest programem leczenia, ale dofinansowania - tłumaczy Wieczorek. - Dzięki temu unikamy dyskusji ideologicznych, w które często można zabrnąć zajmując się tym tematem.

Uratują zamrożone zarodki

Poznańscy radni nie są tak szybcy, jak ich koledzy z Łodzi. Dyskusja o dofinansowaniu in vitro ciągle kręci się wokół aspektów natury etycznej. W jednej sprawie jednak, wszyscy są zgodni.

- Pojawił się problem, co zrobić z tymi zarodkami, które zostały zamrożone podczas procedur realizowanych w ramach rządowego programu - mówi Przemysław Alexandrowicz, poznański radny z PiS. - Skoro te życia zostały już powołane, to lepszym rozwiązaniem jest zapewnić im szansę na rozwój, niż wylać do zlewu.

Szansą dla zamrożonych zarodków jest dokończenie procedury in vitro, czyli implantacja komórek. Jeden taki zabieg to koszt około 1500 złotych. W Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym UMP przy ul. Polnej 83 pary zdecydowały się na zamrożenie zarodków.
- Biorąc pod uwagę, że niektórzy poznaniacy mogli korzystać z programu w innych ośrodkach, szacujemy, że takich zabiegów trzeba będzie przeprowadzić około stu - mówi Przemysław Alexand-rowicz. - Nie byłoby to dla budżetu miasta wielkim obciążeniem.

Na wydanie około 150 tysięcy złotych na przeprowadzenie implantacji już zamrożonych zarodków, zgadzają się niemal wszyscy radni. Jednak propozycję poprawki w tegorocznym budżecie może złożyć jedynie prezydent miasta, który deklaruje, że to zrobi. Wielu poznaniaków spodziewa się jednak od miasta więcej.

Co dalej z niepłodnymi parami?

Czy program leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego dla mieszkańców miasta miałby szanse na akceptację ze strony poznańskich radnych? Dokument taki przygotowała Agnieszka Ziółkowska, a o przyjęcie go wnioskuje do prezydenta Klub Zjednoczonej Lewicy.

- Nasz klub od kilku lat proponuje wsparcie dla rodzin, które borykają się z problemem niepłodności - przekonuje Katarzyna Kretkowska, poznańska radna Zjednoczonej Lewicy. - W ubiegłym roku złożyliśmy wniosek w tej sprawie. Początkowo mieliśmy czekać na utworzenie miejskiego programu prorodzinnego, ale dokument powstał i nic się nie zmieniło. W tym roku przedstawiliśmy program przygotowany przez Agnieszkę Ziółkowską i w formie interpelacji złożyła go nasza radna Beata Urbańska.

Program był konsultowany ze Stowarzyszeniem na rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian”, które opracowało szeroką część teoretyczną. Znalazł się tu opis problemu zdrowotnego, dane epidemiologiczne, opis głównych przyczyn niepłodności.

- Proponujemy, aby dofinansowanie jednego cyklu procedury in vitro wynosiło siedem tysięcy złotych - mówi Katarzyna Kretkowska. - Mówimy o dofinansowaniu, bo para przystępująca do in vitro musi wydać często drugie tyle na badania i leki.

Lewicowi radni chcieliby, aby miasto przeznaczało na ten cel trzy miliony złotych rocznie. Takiemu rozwiązaniu sprzeciwiają się radni PiS.

- Z przyczyn etycznych jestem przeciwny przeprowadzaniu procedury in vitro - mówi Przemysław Alexandrowicz. - Dlatego to rozwiązanie jest dla mnie nie do przyjęcia.

Prezydent miasta deklaruje, że chce dofinansowania zabiegów in vitro poz-nańskim parom, które w inny sposób nie mogą urodzić dziecka.
- Proponujemy dofinansowanie w wysokości siedmiu tysięcy złotych dla 300 par rocznie - mówi Jędrzej Solarski, zastępca prezydenta Poznania. - Jako miasto zamierzamy przygotować taki program. Zająć się tym ma wydział zdrowia i spraw społecznych.

Prezydent zapewnia, że dokument będzie gotowy do końca roku. - Z radnymi będziemy konsultować niektóre kwestie, chociażby to, czy wprowadzić próg dochodowy dla par chcących skorzystać z programu - mówi prezydent Solarski.

Ile par nie może mieć dzieci?

Według danych światowej organizacji zdrowia, co piąta para w wieku rozrodczym na świecie (także w Polsce) ma problemy z poczęciem.

- Niektóre dane mówią nawet, że już co czwarta para ma takie problemy - mówi Agnieszka Drews, właścicielka poznańskiej kliniki leczenia niepłodności Ivita. - To widać zresztą, obserwując takie kliniki, jak nasza. Jest ich coraz więcej, a i pacjentów mają coraz więcej.

W trzech największych klinikach leczenia niepłodności przeprowadza się każdego dnia nawet po pięć zabiegów in vitro dziennie. - Placówki te pracują także w weekendy - zaznacza Agnieszka Drews.

Do kliniki Ivita zgłaszają się pary, które pytają o możliwość skorzystania ze wsparcia finansowego. - Nie każdego stać na procedurę in vitro - przyznaje Agnieszka Drews. - Jeden cykl to cena 6900 złotych. Do tego trzeba doliczyć koszty badań i leków, które w niektórych przypadkach mogą wynieść nawet kilkanaście tysięcy.

Cena 6900 złotych to pobranie komórek, koszty embriologii, czyli samego zapłodnienia oraz transfer zarodka.

- Zgłaszają się do nas pary, które przeszły jedną procedurę w ramach rządowego programu, ale nie zdążyły podjąć kolejnej próby - mówi Agnieszka Drews. - Niektórzy mają zamrożone zarodki i wtedy podchodzą tylko do transferu, co kosztuje 1500 złotych.

Specjaliści przyznają, że par, które decydują się na zabieg in vitro, są w Polsce tysiące. W Wielkopolsce, w ramach rządowego programu, wykonano 1135 cykli (każda zakwalifikowana para miała prawo do trzech) i uzyskano 493 ciąże, co daje 43,5 procent skuteczności.

Światopogląd czy instynkt?

Dzięki programowi w szpitalu klinicznym przy ulicy Polnej w Poznaniu urodziło się ponad 300 dzieci.

- In vitro to procedura medyczna, a nie sprawa polityczna - przekonuje profesor Leszek Pawelczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu w Ginekologiczno-Położniczym Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. - Co ma polityka do in vitro, do leczenia niepłodności? Nawet przy dużym wysiłku nie widzę tu punktów styku. Odnoszę też wrażenie, że większość polityków wypowiadających się w tej sprawie nigdy nawet nie rozmawiała z parą, która przeżywa dramat niepłodności. Dziwi mnie, gdy widzę w telewizji polityka, ojca pięciorga dzieci, który wypowiada się jako ekspert od in vitro.
Profesor przyznaje, że nie spotkał pary, która nie zdecydowałaby się na in vitro z powodów światopoglądowych, a leczeniem niepłodności zajmuje się od 1985 roku. Od 1998 roku przeprowadza zabiegi in vitro.

- Jeśli leczenie niepłodności nie przynosi efektu, para staje pod ścianą. Pozostaje czekanie na cud lub in vitro. W moim przekonaniu, jedyną przeszkodą w wyborze tej metody wśród niepłodnych par są względy ekonomiczne. Nie wszystkich po prostu stać na in vitro.

Choć zapłodnienie pozaustrojowe jest naukowo uznaną metodą leczenia niepłodności, niektórzy próbują odebrać niedoszłym rodzicom szansę na szczęście zasłaniając się względami etycznymi.

- W pewnym momencie życia pojawia się u młodych ludzi bardzo silna potrzeba posiadania potomstwa, kobieta chce przeżyć ciążę, doświadczyć porodu, pragnie karmić piersią. To instynkt, który jest silniejszy niż przekonania - mówi prof. Pawelczyk.

Poznańscy radni instynktu macierzyńskiego nie czują, mają jednak bardzo silne przekonania. To przez nie starają się odebrać parom szansę na rodzicielstwo sprzeciwiając się programowi dofinansowania zabiegów in vitro.

Radny Platformy Obywatelskiej Marek Sternalski podczas ostatniego posiedzenia komisji zdrowia zaznaczał wprawdzie, że zabiegi in vitro nie byłyby w Poznaniu obowiązkowe i korzystałyby z nich tylko chętne pary, którym pozwala na to światopogląd. Nie jest to jednak dla przeciwników żadnym argumentem.

- Za dużo u nas się mówi na ten temat, a za mało robi - mówi radna Katarzyna Kretkowska. - Ciągle obracamy się świecie światopoglądów i przekonań. Radni, zamiast działać, kluczą po problemie.

Radna Kretkowska z łatwością wskazuje przeszkodę, która nie pozwala na wprowadzenie programu refundacji in vitro w Poznaniu. To proste wyliczenie.

- Tu zwyczajnie nie ma woli politycznej. Mamy w Poznaniu 37 radnych, z których sześciu, góra siedmiu jest przekonanych bezwarunkowo do głosowania za przyjęciem programu - mówi Kret-kowska. - To są radni zjednoczonej lewicy. Radni PiS są zdecydowanie przeciwni, a Platforma Obywatelska, jak zwykle kluczy.

Liczeniem ewentualnych głosów za i przeciw zajmują się radni zarówno z lewej, jak i prawej strony. Wynik zależy od tego, kto liczy.
Rządy dają i odbierają nadzieję

Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego, powszechnie zwany rządowym programem in vitro, ruszył 1 lipca 2013 r. Miał potrwać do końca grudnia 2019 roku. Ale w grudniu 2015 roku Minister Zdrowia ogłosił koniec nadziei dla wielu par w Polsce, dla których zapłodnienie in vitro to jedyna szansa na urodzenie dziecka. - Procedura in vitro nie jest jedyną możliwą do zastosowania, jeżeli chodzi o leczenie niepłodności. Problem leczenia niepłodności nie może być sprowadzany do tej jednej procedury. Ona oczywiście jest legalna, ustawa obowiązuje. Mówimy tylko o programie finansowanym ze środków publicznych za setki milionów, na który nas nie stać - tłumaczył wtedy Konstanty Radziwiłł, minister zdrowia. Zapowiedział on również, że w ramach Narodowego Programu Zdrowia powstanie program, który „będzie całościowo zajmował się problemami prokreacji”. Ostatnie dane ministerstwa zdrowia przekazane w czerwcu tego roku, mówiły o 5200 dzieci, które urodziły się dzięki rządowemu programowi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski