Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznaniacy nie płakali po "wodzu ludzkości"

Błażej Dąbkowski
"Nieśmiertelne imię Stalina żyć będzie zawsze w sercach narodu radzieckiego i całej postępowej ludzkości" - pisały gazety
"Nieśmiertelne imię Stalina żyć będzie zawsze w sercach narodu radzieckiego i całej postępowej ludzkości" - pisały gazety
Kiedy 5 marca 1953 r. zmarł Józef Stalin, mieszkańcy stolicy Wielkopolski zostali zmuszeni do wzięcia udziału w festiwalu absurdalnych wieców i wieczornic. Ci, którzy ośmielali się krytykować wodza, źle kończyli...

"Przestało bić serce wodza ludzkości Wielkiego Stalina" - biła po oczach okładka "Głosu Wielkopolskiego" z 6 marca 1953 r., czyli dzień po śmierci Józefa Wissarionowicza. Od tej chwili rozpoczął się blisko dwutygodniowy festiwal opłakiwania, rozdzierania szat na łamach poznańskich dzienników, jak i w zakładach pracy, szkołach, uniwersytetach. Stalin był wszędzie, choć doniesienia medialne, nijak się miały do rzeczywistości.

- Oczywiście nie można wykluczyć, iż łzy pewnych grup społecznych (np. młodych działaczek ZMP) biorących udział w owym hipnotycznym spektaklu były jak najbardziej szczere, ale prawda jest taka, że zdecydowana większość była po prostu zmuszana do udziału w wiecach - autor prac dotyczących kultu Stalina w Wielkopolsce. - To właśnie liczba uczestników była bowiem najważniejszą miarą sukcesu stojących zazwyczaj w cieniu organizatorów tego rodzaju uroczystości, których szukać możemy w lokalnych komitetach PZPR. Publicznie wyrażany żal miał z jednaj strony ilustrować ogrom straty poniesionej przez pozbawiony swego "wodza" "obóz postępu" , z drugiej zaś dowodzić jego prężności i trwałości - dodaje dr Grzelczak.

Lektura gazet z marca 1953 r. dziś może budzić tylko zażenowanie: były biuletyny o stanie zdrowia Stalina, list paryskich komunistów, relacje z dni żałoby w Moskwie, a nawet kuriozalne doniesienia Polskiej Agencji Prasowej o... wysokich nakładach dzieł Stalina sprzedawanych w Rumunii - te wszystkie informacje potrafiły zajmować całe wydania dzienników.

Zakłady imienia Stalina
W Poznaniu po śmierci "Geniusza Narodów" jedne z największych uroczystości żałobnych odbywały się w ZISPO ( Zakłady Przemysłu Metalowego im. Józefa Stalina w Poznaniu), czyli dawnych zakładach Cegielskiego.

- Nazwę zakładów zmieniono 13 XII 1949 r., za sprawą powołanego przez Biuro Polityczne KC PZPR Komitetu Obchodu 70-lecia urodzin Józefa Stalina. Była to w istocie zaplanowana próba zerwania z "kapitalistycznym" dziedzictwem zawartym w nazwisku ich wybitnego założyciela oraz patrona - wyjaśnia historyk. W fabrycznych halach tuż po ogłoszeniu "tragedii", rozpoczęło się - jak przekonywała ówczesna prasa - układanie telegramów kondolencyjnych, pomieszczenia przybrały także żałobny wygląd, natomiast kadra kierownicza zapewniała, iż nie spocznie przed pełnym zwycięstwem socjalizmu w całym kraju. - Te propagandowe obrazki nijak się jednak miały do stanu faktycznych nastrojów społecznych. Warto jednocześnie zwrócić uwagę, iż robotnicy nigdy nie zaakceptowali zmiany nazwy zakładów i to właśnie dzięki ich presji, wywieranej na władze w październiku 1956 r., udało się Cegielskiego odzyskać. Władze zgodziły się na to bardzo niechętnie, do końca forsując innych bardziej "postępowych" patronów - zaznacza Piotr Grzelczak.

Ale HCP nie były jedynym miejscem w Poznaniu, gdzie na początku marca panowała podniosła atmosfera. Jedną z największych akademii na cześć wodza zorganizowano w Auli Uniwersyteckiej, do której spędzono mieszkańców Jeżyc, wschodniego Poznania oraz śródmieścia. Reszta poznaniaków miała się spotkać w Domu Rzemiosła. Z tej okazji aulę ozdobiono girlandami z kwiatów. Zawisł też portret Stalina.

Samokrytyka nie pomogła
Co ciekawe zakłady HCP w tym czasie nie były jedyną poznańską laurką dla generalissimusa. W tym samym roku (1949) jego imieniem postanowiono nazwać park Sołacki. - Warto również pamiętać o tzw. placu Stalina, dzisiejszym placu Mickiewicza. Nazwa ta, choć funkcjonowała w przestrzeni publicznej przez 11 powojennych lat, nie miała pokrycia w żadnej urzędowej dokumentacji, o czym Prezydium MRN nie omieszkało przypomnieć na łamach prasy w 1956 r. Najprawdopodobniej została ona "spontanicznie" przyjęta na przełomie lutego i marca 1945 r. na jednym z wielu wieców organizowanych wówczas przez instalujące się w Poznaniu komunistyczne władze i nikt przez lata nie dopilnował urzędowych formalności - tłumaczy Piotr Grzelczak.

"Wódz ludzkości", podobnie jak w przypadku "Ceglorza", zniknął z obu miejsc w 1956 r. Dziś te historie mogą budzić uśmiech politowania, ale nie można zapominać o całym aparacie represyjnym tamtej epoki. Nawet niewinne zdanie, użyte w przestrzeni publicznej mogło źle się skończyć dla wypowiadającego. - Najlepszym tego przykładem był wybitny historyk sztuki, profesor Szczęsny Dettloff, który po śmierci tyrana, rzucił w kawiarni kilka niezobowiązujących uwag o przyczynach jego zgonu. Najprawdopodobniej w wyniku donosu uczony został zmuszony do złożenia samokrytyki, potępił go ubezwłasnowolniony Senat oraz Rada Wydziału Filozoficzno-Historycznego, a także zaprzęgnięci do udziału w owym stalinowskim spektaklu studenci. Później został wyrzucony z Uniwersytetu Poznańskiego - kończy historyk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski