Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznańscy radni: Skakaliśmy sobie do oczu, by spełnić marzenia o mieście

Bogna Kisiel
25-lecie Rady Miasta Poznania. Pamiątkowe zdjęcie radnych wszystkich kadencji ma dziedzińcu poznańskiego magistratu. Niestety, nie wszyscy wzięli udział w uroczystości, która odbyła się w miniony poniedziałek w Sali Białej Urzędu Miasta
25-lecie Rady Miasta Poznania. Pamiątkowe zdjęcie radnych wszystkich kadencji ma dziedzińcu poznańskiego magistratu. Niestety, nie wszyscy wzięli udział w uroczystości, która odbyła się w miniony poniedziałek w Sali Białej Urzędu Miasta Waldemar Wylegalski
Byli debiutantami. Uczyli się na własnych błędach. Odzyskana wolność dawała im jednak siłę i wiarę, że mogą zmienić rzeczywistość. Chcieli zbudować lepszy świat dla swoich dzieci oraz wnuków. Poznańscy radni realizują swój cel od 25 już lat.

- Było tylu wrogów zmian, że nie miałem czasu się obawiać. Trzeba było walczyć. Należało mieć zaufanie do ludzi, bo ludzie są mądrzy. Naszym politykom często brakuje zaufania do ludzi - powiedział w 20. rocznicę pierwszych wolnych wyborów samorządowych do rad gmin prof. Jerzy Regulski, jeden z twórców reformy samorządowej. Odbyły się one 27 maja 1990 r. W tym roku mija 25 lat od tego wydarzenia. Wybrano wtedy prawie 52 tysiące radnych. W Poznaniu było ich 65.

- Wszyscy byliśmy debiutantami. Towarzyszył nam ogromny entuzjazm - twierdzi Wojciech Kręglewski, który mandat radnego sprawuje do dzisiaj. - Najmilej wspominam pierwszą kadencję, mimo że nie mając doświadczenia popełnialiśmy błędy.

Dyskusje były burzliwe, ale z perspektywy czasu widzę, że wszystkim 65 radnym przyświecał jeden cel - jak najlepiej zarządzać Poznaniem i jak najwięcej po sobie zostawić.

Wojciech Kulak, dziś wiceprezes Remondisu, a 25 lat temu sekretarz miasta twierdzi, że pierwsza Rada Miasta składała się głównie z marzycieli, ludzi ideowych.

- Co mi utkwiło w pamięci z tamtego okresu? - zastanawia się W. Kulak i bez namysłu odpowiada: - Zapał, entuzjazm, chęć wprowadzenia zmian, radość z odzyskanej demokracji, wolności. Jednym słowem, był to piękny czas.

Andrzej Bielerzewski radnym był przez sześć kadencji. W 1990 r. startował z listy Komitetów Obywatelskich "Solidarność".

- Na 65 radnych 64 było z KO, a jeden z KPN - mówi A. Bielerzewski.

Ekipa KO szybko podzieliła się na dwie grupy. Dlaczego? W. Kręglewski twierdzi, że jak się tylu ludzi - mających mnóstwo pomysłów, tryskających energią, a do tego krewkich indywidualistów - wsadzi do jednego pomieszczenia, to musi nastąpić wybuch. - Skakaliśmy sobie do oczu - przyznaje W. Kręglewski. - Ale z większością do dzisiaj jestem zaprzyjaźniony.

W historii naszego miasta był to naprawdę fantastyczny skok. Tysiące ludzi na to pracowało. Mamy powody do dumy

Bywało gorąco, ale do rękoczynów nie dochodziło. Właściwe dyskusje toczyły się w grupach. Spotykano się w domach lub kawiarniach i tam uzgadniano strategię działania. To nie oznacza, że sesje były nudne. Oj działo się, działo. Kłopotów przysparzała grupa młodych liberałów, do których należał m.in. Ryszard Grobelny czy Janusz Pazder. Ten ostatni lubił dyskutować. Jednak niekwestionowanym liderem pod względem liczby wystąpień był prof. Jan Skuratowicz, który zabierał głos na każdy temat i to wielokrotnie. Urszula Wachowska zawsze była "anty". Krystyna Stachowska pojawiała się z nieodłącznym kubkiem herbaty. Stosowała też typowo kobiece chwyty, by osiągnąć cel. Gdy zgłosiła poprawkę do budżetu i nie chciano się na nią zgodzić, rozpłakała się. Okazało się, że była to broń skuteczna, bo dopięła swego, pieniądze się znalazły na to, co proponowała.

Nierozłączną parę stanowili Tadeusz Jarmołowicz i Miron Perliński. T. Jarmołowicz lubił wyjeżdżać z radnymi. W takie podróże zabierał pół lodówki i później w pokoju hotelowym wszystkich gościł.

- Oryginalnym podróżnikiem był Heniu Komasa (dop. red. radny trzeciej kadencji) - uważa Janina Paprzycka, radna w latach 1998-2006. - W torbie podróżnej miał wszystko: śrubokręty, scyzoryki, klucze, plastry na odciski.

Sesje w pierwszych kadencjach rady trwały długo. Antoni Szczuciński, radny od 1994 r. przypomina historię związaną z najstarszym radnym z klubu SLD, który zawsze punktualnie wracał do domu. Gdy minęła godz. 22, a jego jeszcze nie było, żona zawiadomiła policję. - Ta przyjechała na sesję i tu go znalazła - dodaje A. Szczuciński.

Choć obrady przeciągały się do późnej nocy, to kanapek głodnym radnym nie podawano, ale na brak wody mineralnej nie mogli narzekać. Czym ją czasami wzmacniano w kuluarach pozostanie słodką tajemnicą. Zdarzało się jednak, że po powrocie na salę sesyjną delikwent przemawiając musiał wspierać się na mikrofonie.

Ryszard Grobelny opowiadał kiedyś o jednym radnym, który podczas debaty budżetowej przyszedł i niezbyt sprawnym głosem pytał, kiedy będzie głosowana jego poprawka, bo do godz. 12 to on jeszcze wytrzyma, ale dłużej już nie. Nie dotrwał. Poprawka przepadła.

Życie towarzyskie kwitło. I nieważne było kto, jakie ma poglądy. Ten zwyczaj przetrwał przez kolejne kadencje Rady Miasta. - Antek Szczuciński organizował spotkania dla wszystkich ugrupowań w knajpie "Pod psem" - przypomina J. Paprzycka.
Podczas tych spotkań rodziły się pomysły na miasto, toczono spory. Przede wszystkim jednak ciężko pracowano, by nadrobić stracony w PRL czas. Łatwo nie było, przy ogromnych potrzebach i ograniczonych możliwościach finansowych często dokonywano wydawałoby się rzeczy karkołomnych. Takim wyzwaniem była Malta. Jej budowa rozpoczęła się jeszcze w gospodarce scentralizowanej.

- Prezydent Andrzej Wituski informował władze, że nie ma pieniędzy i nie można prowadzić prac, ale było polecenie Urzędu Wojewódzkiego, by kontynuować - przypomina Tomasz Kayser, radny od 1990 r., potem zastępca prezydenta, obecnie radny PRO. - Kiedy w 1990 r. powiedzieliśmy, że jest to inwestycja państwa, odpowiedziano nam: "A dlaczego, przecież to realizowała jednostka miejska".

Ostatecznie samorząd został zmuszony do spłaty zaciągniętego na Maltę długu.

- Okazało się, że odsetki przekroczyły wartość zasadniczą długu i zaczęła się gimnastyka - mówi A. Bielerzewski. - Niektórzy radni proponowali, by pływały tam kaczki. Inni chcieli zasypać Maltę i spalić camping. Trzeba było odważnych decyzji. Dzięki nim możemy chwalić się Maltą.

Negocjacje w sprawie zmniejszenia zadłużenia miasta z firmami, które pracowały na Malcie prowadziła skarbnik Elżbieta Lubińska. Kobieta drobna, ale w negocjacjach prawdziwa "Żelazna Dama". T. Kayser twierdzi, że pamięta, jak z gabinetu skarbnik wychodzi dyrektor jednej z takich firm i głośno sam sobie się dziwi, dlaczego zrezygnował z części zapłaty.

Wszystkim radnym przyświecał jeden cel - jak najlepiej zarządzać Poznaniem i jak najwięcej po sobie zostawić

To wszystko było możliwe dzięki ludziom, którzy ze szczególnym oddaniem pracowali na rzecz samorządu. Z pewnością swoje piętno odcisnął na Poznaniu prezydent Wojciech Szczęsny Kaczmarek. - Stosował zasadę, że wydaje się to, co się zarobi, a nie to, co się pożyczy - twierdzi W. Kręglewski.

A jednak potrafił zaskakiwać, choćby decyzją o zakupie 120 nowych autobusów. Postawił jednak warunek, że muszą one być produkowane na miejscu. Dzięki temu ściągnięto do Poznania dużych producentów autobusów - firmy MAN, Neoplan (później Solaris). To za jego czasów MPK przekształcono w spółkę i zmieniono sposób finansowania komunikacji miejskiej (pół pasażerowie, pół budżet miasta). Nie dopuścił do prywatyzacji MTP.

O prezydencie Kaczmarku krążą legendy, opowiada się mnóstwo anegdot. W Urzędzie Miasta np. wprowadził zakaz palenia. Nie obowiązywał on jedynie w miejscach, w których prezydent przebywał, bo sam palił "jak smok". Miał też poczucie humoru.

- Na jednej z komisji oświaty pojawiły się głosy, że radny Andrzej Karaś, pełnomocnik prezydenta do spraw inwestycji w oświacie, nie może sobie z czymś poradzić - opowiada Michał Grześ, radny od 1998 r. - Na to prezydent Kaczmarek stwierdził "Z tym problemem to nawet ławica karasi nie poradzi, a co dopiero jeden Karaś".

Inną sytuację przytacza Grzegorz Ganowicz, radny od 1998 r.: - Kasia Kretkowska zawsze dużo i długo mówiła. Kiedyś Wojtek Kaczmarek po jej wystąpieniu wstał i powiedział "a ja poproszę o krótkie resume".

M. Grześ też jest bohaterem wielu anegdot. Twierdzi, że już na początku swojej kariery radnego mógł dostać po zębach od boksera Zdzisława Nowaka. Gdy w tajnym głosowaniu wybierano prezydenta, M. Grześ powiedział, że jak ktoś tajnie chce głosować, to może iść do ubikacji. - Podczas przerwy podszedł do mnie Nowak, mówiąc "nie pajacuj, nie pajacuj" i tak wyglądał, jakby chciał mnie rąbnąć prawym sierpowym - wspomina M. Grześ.

G. Ganowicz twierdzi, że z samorządem zawsze będzie mu się kojarzyć Andrzej Porawski (radny trzech kadencji, a od 1991 r. także dyrektor Związku Miast Polskich). - To człowiek instytucja - uważa G. Ganowicz. I przypomina, że niektórzy nazywają go z racji pełnionej funkcji w ZMP - Ojcem Dyrektorem.

Z kolei A. Szczuciński mówi, że zaskoczył go w roli radnego Maciej Frankiewicz, którego wcześniej znał z różnych akcji, demonstracji, skierowanych przeciwko komunistycznym władzom, słynnych ucieczek. Przypomnijmy, że M. Frankiewicz był dwukrotnie internowany, trzykrotnie aresztowany i wiele razy zatrzymywany za działalność polityczną w PRL-u.

- Tymczasem, jako radny był cichym, spokojnym, pracowitym człowiekiem - zaznacza A. Szczuciński.

Prof. Jadwiga Rotnicka słynęła z dobrych manier, taktu, ale potrafiła w sposób elegancki "usadzić" niejedną "gorącą głowę". W ciągu ćwierć wieku takich ludzi przez poznańską Radę Miasta przewinęło się mnóstwo. Każdy z nich był niepowtarzalny, wniósł swoją cegiełkę w budowę Poznania.

Po 25 latach wspomnienia pokryły się nieco kurzem. Pamięć ludzka czasami zawodzi. Zmysł krytycznej oceny nieco stępiał, bo chcemy pamiętać rzeczy dobre, a zapomnieć te złe. Choć malkontentów nie brakuje.

- Zawsze można powiedzieć, że można było więcej, szybciej i lepiej - odpowiada krytykom W. Kulak. - Jeśli ktoś popada w depresję, to radzę zobaczyć film przygotowany przez Telewizję Polską z okazji 25-lecia samorządu, który przedstawia Poznań z 1990 roku i obecnie. Tam widać, co się stało w okresie jednego pokolenia. Myślę, że w historii naszego miasta był to naprawdę fantastyczny skok. Tysiące ludzi na to pracowało. Mamy powody do dumy.

Pierwsza Rada Miasta Poznania
Liczyła 65 osób. Oto radni kadencji 1990-1994: Roman Andrzejewski, Jerzy Babiak, Krzysztof Bąk, Andrzej Bielerzewski, Przemysław Bielicki, Henryk Brant, Wiesława Chomicz, Jan Chudobiecki, Paweł Chudziński, Włodzimierz Cofta, Andrzej Czyżak, Aleksander Deskur, Ludwik Dziewolski, Jan Firlik, Adam Futymski, Andrzej Gajtkowski, Władysław Golik, Mariusz Grajek, Ryszard Grobelny, Zdzisław Guderski, Krzysztof Janowski, Artur Jazdon, Jan Kaczmarek, Wojciech Szczęsny Kaczmarek, Tomasz Kayser, Tadeusz Kieliszewski, Izabela Klimaszewska, Krzysztof Kłoskowski, Krzysztof Konik, Edmund Kownacki, Wojciech Kręglewski, Zbigniew Krysztofiak, Tomasz Marian Lewandowicz, Radosław Lewandowski, Janusz Łabędzki, Krystian Marciniak, Zbyszko Markiewicz, Andrzej Nowotny, Barbara Ordoń, Henryk Pawlaczyk, Marek Pawlak, Janusz Pazder, Marek Pietrzyński, Narcyz Piślewski, Andrzej Porawski, Marek Pudliszak, Czesław Ratajczak, Jadwiga Rotnicka, Jan Rutkowski, Marek Simon, Jan Skuratowicz, Tomasz Sokołowski, Piotr Stawicki, Sławomir Stelmasiak, Zdzisław Stryła, Michał Stuligrosz, Roman Trojanowicz, Konrad Tuszewski, Maria Uliszewska-Kaden, Maciej Urbański, Urszula Wachowska, Jacek Wiesiołowski, Mieczysław Wojciechowski, Zygmunt Zagórski, Barbara Zalewska, Stefan Żynda.

W 1992 r. mandat po Marku Pietrzyńskim, który wyprowadził się z Poznania objął Ludwik Dziewolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski