Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Seryjna oszustka stanęła przed sądem

BAS
Joanna B. nie przyznała się do winy i nie chciała składać wyjaśnień. Ma do tego prawo. Chodziła i siedziała z pochyloną głową, zasłaniając twarz włosami. Sąd czytał jej wcześniejsze wyjaśnienia, a Joanna B. informowała dziewczęcym głosikiem, że nie potwierdzi i nie zaprzeczy, czy to prawda, dopóki nie poradzi się swojego obrońcy.

We wtorek poznański sąd mógł nareszcie rozpocząć proces Joanny B. ze Stęszewa, która w latach 2003 - 2013 wyłudziła pieniądze od wielu Wielkopolan. Pożyczała na rzekomy podatek od spadku po krewnym z Włoch.

W tym roku Joanna B. kończy 43 lata. Akt oskarżenia przeciwko niej wpłynął do poznańskiego Sądu Okręgowego w 2014 roku. Początkowo sąd czekał, aż kobieta urodzi szóste dziecko... Potem Joanna B. ukrywała się - tak skutecznie, że konieczne okazało się tymczasowe aresztowanie. Na rozprawę została doprowadzona przez policję. Jej nowy adwokat - poprzedniemu wypowiedziała pełnomocnictwo w ubiegłym tygodniu - prosił o odroczenie, bo nie zdążył zapoznać się z aktami. Sędzia Antoni Łuczak jednak na to nie przystał i proces się rozpoczął.
Od początku kobieta nie przyznawała się do winy. Jeżeli nawet mówiła, że pożyczyła od kogoś pieniądze, twierdziła, że je oddała.

- W 2003 roku przyszli do mnie dwaj panowie i pani. Niby prawnicy. Wiedzieli o nas wszystko. Mieli nawet zdjęcia z mojego ślubu - powiedziała Joanna B. podczas pierwszego przesłuchania. Mówiła, że wtedy dowiedziała się o spadku po dziadku, który mieszkał we Włoszech ( niektórym poszkodowanym sprzedawała wersję o wujku). Mieszkańcy Poznania oraz wielkopolskich miasteczek słuchali o dziadku fabrykancie, marynarzu czy zamożnym rolniku...

- To jaka jest prawda? - zapytał sędzia Łuczak. Joanna B. nie odpowiedziała.

Metodę pożyczania na włoski spadek stosowała najczęściej. Oszukani wierzyli, że potrzebuje pieniędzy na podatek. A jako zamożna spadkobierczyni bez problemów zwróci pieniądze. Czasami Joanna B. pożyczała na leczenie chorego chłopca ze Stęszewa czy pomoc dla ubogiej rodziny. Niekiedy przedstawiała się jako adwokat. Albo obiecywała artykuły niemowlęce po atrakcyjnej cenie czy możliwość załatwienia dobrej pracy. Trzeba było tylko zapłacić za badania i szkolenie. Właściciela domu, który wynajmowała w Poznaniu omamiła wizją wczasów na Majorce.
Przez Joannę B. ludzie zaciągali kredyty. - Ja ją woziłam po bankach, a dostałam od niej tylko 80 złotych za podróż do Łodzi - żaliła się oskarżona podczas jednego z przesłuchań.

Jak podkreślał prokurator, przestępstwo było dla oskarżonej "stałym źródłem dochodu". Bywał on rozmaity. Sporadycznie - na przykład 100 złotych.

Najczęściej kilka czy kilkadziesiąt tysięcy. Ale Joannie B. udało się wyłudzić nawet 250 tysięcy od pewnego małżeństwa...

Podczas pierwszej rozprawy nie chciała też odpowiadać na pytania. - Dziś - nie - oznajmiła oskarżona.

Sąd rozważył również kwestię kontynuowania tymczasowego aresztowania Joanny B. Prokurator uważał, że nadal jest konieczne, bo oskarżona długo się ukrywała. Adwokat Jakub Relewicz przypomniał, że teraz Joanna B. ukryć się nie może, bo odbywa karę więzienia za inne przestępstwa. Ale sąd uznał, że areszt jest konieczny.
Kolejna rozprawa w procesie Joanny B. odbędzie się w marcu.

Zobacz też: Oszustka ze Stęszewa rujnowała ludzi, by żyć jak milionerka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski