Po blamażu w Trnawie trener John van den Brom zareagował aż sześcioma zmianami w składzie. Zawieszonego za czerwoną kartkę Radosława Murawskiego zastąpił Nika Kwekweskiri, który w tym sezonie po raz pierwszy wystąpił w wyjściowej "11", za Hoticia wyszedł Ba Loua, za Karlstroema grał Sousa, kontuzjowanego Pereirę zastąpił Czerwiński, na "9" Ishaka zluzował Szymczak, a w bramce zobaczyliśmy Mrozka zamiast Bednarka.
- Spodziewam się pozytywnej reakcji na to, co stało się na Słowacji
- mówił przed meczem holenderski szkoleniowiec, a jego drużyna starała się od początku przejąć inicjatywę.
W 5 min. Ba Loua wywalczył rzut wolny 20 metrów przed bramką Śląska, ale Elias Andersson trafił w mur. Chwilę później piłka dotarła do znajdującego się w polu karnym Marchwińskiego, ale nowy kapitan wywalczył tylko rzut rożny. Na lewej stronie "zatańczył" z rywalami też Ba Loua, lecz i on zmarnował ostatnie podanie. Lech szybko odbierał piłkę gospodarzom, ale klarownych sytuacji nie tworzył.
Luki w zmasowanej defensywie Śląska nie udało się znaleźć aż do 20 minuty, natomiast pierwszy składny kontratak gospodarzy o mało nie zakończył się golem. Strata w środku pola sprawiła, że urwał się Erik Exposito, prostopadłym podaniem uruchomił Nahuela Leivę, który ograł Eliasa Anderssona, ale w doskonałej sytuacji nie trafił w bramkę.
Po tej akcji stało się jasne, że wrocławianie, starać się będą grać tak jak Spartak, czekać na kontry, jakiś stały fragment i błąd naszej obrony.
Kolejorz zaczął "walić głową w mur", dobrej okazji nie wykorzystali ani Szymczak, ani Ba Loua, a w 37 min. stało się to, co było do przewidzenia, znając dyspozycję defensywy Kolejorza i historię potyczek Śląska z Lechem w poprzednim sezonie. Patryk Janasik dokładnie zacentrował do stojącego między Antonio Miliciem a Eliasem Anderssonem, Erika Exposito, który mierzonym uderzeniem głową nie dał szans Mrozkowi na skuteczną interwencję.
Wszyscy kibice Kolejorza mogli się poczuć jak na seansie kolejnej "czarnej komedii". Nie wiadomo było czy płakać z powodu bezsilności lechitów, czy śmiać się z ich naiwności i krótkiej pamięci.
W doliczonym czasie gry pierwszej części Lechowi nawet udało się trafić do siatki rywali, ale spalił Czerwiński i gol Ba Loui nie mógł być uznany.
Druga połowa miała odpowiedzieć na pytanie, czy w "maszynie van den Broma" coś zacięło się na dobre, czy "sportowa złość" i chęć udowodnienia piłkarskiej jakości będzie u lechitów silniejsza niż rozkojarzenie i deficyty fizyczne. Kolejorzowi trochę pomógł jego były piłkarz Mateusz Żukowski, który przepchnął w polu karnym przy rzucie rożnym Szymczaka, co dostrzegł Szymon Marciniak i podyktował "11". Pewnym strzelcem okazał się Kristoffer Velde i w 51 min. mieliśmy remis.
Kolejorz zamiast przyspieszyć znów zaczął grać wolno i przewidywalnie. Mnożyły się straty na skrzydłach, nieodpowiedzialnie przed swoim polem karnym zachował się Milić, ale bez konsekwencji. To, co zrobił jednak Kwekweskiri w 73 min. skończyło się już fatalnie. Gruzin przy rzucie rożnym nie upilnował Erik Exposito, który ponownie uderzeniem głową skierował piłkę do siatki.
Poznaniacy jeszcze raz zerwali się do walki, przeważali, ale nic sensownego nie potrafili już stworzyć. Na dodatek po kontrze stracili jeszcze trzeciego gola, którego zdobył Patryk Szwedzik i zasłużenie przegrali ze Śląskiem już czwarty mecz z rzędu. Wstyd i katastrofa!
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?