Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmieciowa żywność w szkołach nadal cieszy się największym powodzeniem

Mikołaj Woźniak, Anna Jarmuż
Roma Krzymieniewska, prowadząca sklepik w poznańskim gimnazjum nr 56, przygotowała się na reformę. Zaopatrzyła się w zdrową żywność. Uczniowie jednak chętniej kupują to, co zostało z czerwca
Roma Krzymieniewska, prowadząca sklepik w poznańskim gimnazjum nr 56, przygotowała się na reformę. Zaopatrzyła się w zdrową żywność. Uczniowie jednak chętniej kupują to, co zostało z czerwca Mikołaj Woźniak
Od pierwszego września w szkolnych sklepikach nie miało być "śmieciowej" żywności. Jest, bo do końca roku można ją sprzedawać.

- Zadbałam o to, żebyście w dojrzałym wieku nie byli... "grubaskami" - pochwaliła się uczniom Ewa Kopacz w czasie inauguracji nowego roku szkolnego.

Premier nawiązała tym samym do rewolucyjnych przepisów, które weszły w życie #1 września. W szkolnych sklepikach i stołówkach nie można sprzedawać "śmieciowego" jedzenia. Teoretycznie. W praktyce nadal znajduje się na półkach, obok zdrowych produktów.

POLECAMY: Kalendarz roku szkolnego 2015/2016. Kiedy wolne? [WAKACJE, FERIE, EGZAMINY]

Prowadzący sklepiki i stołówki mają trzy miesiące, by dostosować swoje punkty do nowych przepisów. Sprzedają więc jedzenie i napoje, które zostały im z zeszłego roku szkolnego, a dzieci... kupują je chętniej niż zdrową żywność.

Ze sklepiku w Gimnazjum nr 56 zniknęły pizza, hot-dogi i zapiekanki. Na półkach - obok wafli ryżowych, musli czy pieczywa razowego zostały jednak herbatniki, wafelki i ciastka - które można sprzedawać aż do wyczerpania zapasów.

- Szczerze mówiąc, dzisiaj to te rzeczy schodziły najlepiej. Pewnie za parę dni już ich tu nie będzie - relacjonuje Roma Krzymieniewska, która prowadzi sklepik w poznańskim gimnazjum.

Podobnie było w środę w Szkole Podstawowej nr 71. Na półkach stoi woda, sok pomidorowy, chrupkie pieczywo i wafle ryżowe. Jak tłumaczy ajentka sklepiku, to jedyne, co znalazła w hurtowni, zgodnego z wymogami ministerstwa.

- Jeśli chcę przestrzegać norm, nie mogę sprzedawać żadnego dostępnego na rynku musli czy soku. Nawet wafle ryżowe, często przekraczają limity - mówi Katarzyna Gaicka, ajentka sklepiku w SP 71. - Dzieci otwarcie mówią mi: "Pani tu zbankrutuje". Zauważają pustki, nie wyobrażają sobie kupowania czegokolwiek. Cały czas pytają, dlaczego tak się stało i przynoszą własne jedzenie. I to czasem gorsze niż rzeczy, których nie można sprzedawać.

W czasie naszej rozmowy do sklepiku podeszły dwie dziewczynki, pytając, co mogą dostać za 2 złote. Zamiast zdrowych kanapek z razowego pieczywa i dobrą - przepisową - szynką, wybrały... lizaki z czerwca w promocyjnej cenie.
- Sam pan widzi - mówi sprzedawczyni. - I jak ja mogę liczyć, że sklep nadal będzie mi się opłacał?

To samo mówią inni. Zdaniem ajentów i dyrektorów szkół, zanim ze sklepików zniknie "stara" żywność i zastąpi ją wyłącznie "nowa" i zdrowa - sprzedawcy zbankrutują. Nawet gdyby nie musieli płacić czynszu.

- Jestem już emerytką, ten sklep to dla mnie szansa na dodatkowy zarobek i stały kontakt z ludźmi. Jeśli jednak sprawy przybiorą niekorzystny obrót rozważę zamknięcie biznesu - zapowiada Roma Krzymieniewska.

Sytuacja ta jest bardzo prawdopodobna, gdyż ceny kupowanych teraz produktów poszły w górę. Sprzedawcy przewidują, że na tym się nie skończy. Jak mówią, kiedy hurtownie zorientują się, że sklepikarze są od nich uzależnieni, koszty ponownie wzrosną.

- Kupuję zalecane towary, ale ustawa jest tak ogólna, że sama nie wiem, co wybrać i obawiam się pierwszej kontroli. Potrzeba nam wszystkim czasu na przyswojenie sytuacji - stwierdza Roma Krzymieniewska.

Lech Sadowski, dyrektor Zespołu Szkół Gimnazjalno-Licealnych, zamieszanie związane ze szkolnymi sklepikami komentuje krótko: - To nieporozumienie. Przeprowadzono reformę bez znajomości sytuacji.

Jego zdaniem zmiana ta ma sens w przedszkolach i szkołach podstawowych. W gimnazjach i liceach - by zmienić nawyki żywieniowe młodzieży - można prowadzić co najwyżej pracę wychowawczą.

- Jeżeli uczeń liceum może już kupić papierosy, o alkoholu nie wspominając, to o czym my rozmawiamy? Mam mu odmówić coli lub chipsów? - pyta Lech Sadowski. I dodaje, że młodzież i tak pójdzie do normalnego sklepu i kupi, co będzie chciała. - To stwarza największe zagrożenie. Uczeń wychodzący poza teren szkoły i pędzący do najbliższego sklepu, często nie patrzy przy przebieganiu przez ulicę. Mieliśmy już przypadki potrąceń…

Zdaniem sprzedawców trzeba zmieniać cały system, a nie tylko i wyłącznie wyprowadzać jedzenie ze sklepików. - Rozumiem, że znikają chipsy i gazowane napoje. Popieram to, nigdy ich u mnie nie było. Ale cała reszta jest zbyt restrykcyjna - stwierdza K. Gaicka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski