Z organizatorami testu umówiliśmy się o 15.30 pod redakcją "Głosu" (przy Grunwaldzkiej 19). Kilka minut po wyznaczonej godzinie zadzwonił telefon.
- Stoimy w korku na alei Niepodległości. Trochę się spóźnimy. Wszystko przez ten deszcz - powiedziała przepraszającym tonem Gabriela Jakimik z agencji Mission Public Relations.
I jak powiedziała, tak zrobiła. Na Grunwaldzką wspólnie z Pawłem Ciesielczykiem dotarła o 16. Później musieliśmy jeszcze dojechać do Ławicy, gdzie znajdował się start naszego testu. O 16.40 byliśmy już w bloku startowym.
Ruszyliśmy Bukowską w kierunku centrum. Kilka postojów na czerwonym świetlne i dojechaliśmy do Polskiej. Nią do Dąbrowskiego. Przed skrzyżowaniem z ulicą Żeromskiego: korek. Na szczęście uporaliśmy się z nim w kilka minut. Dalej znów jechaliśmy dość płynnie. Aż do Kościelnej, w którą - zgodnie z planem - mieliśmy skręcić. Gdy już się udało, ulicą Poznańską dojechaliśmy do Libelta. Chcąc skręcić w lewo w aleję Niepodległości, musieliśmy odstać swoje na światłach. Całe szczęście, załapaliśmy się już na drugą zmianę świateł. Może i udałoby się załapać na żółte, ale postawiliśmy sobie warunek: nie łamiemy przepisów.
Dalej poszło już gładko: Solną do Estkowskiego, przez rondo Śródka i Warszawską do mety, czyli ulicy Krańcowej. Na miejscu byliśmy o 17.20, czyli po 40 minutach. Poszło nam lepiej, niż pozostałym ekipom biorącym udział w akcji "godziny szczytu".
To całkiem niezły wynik. Średnia prędkość: 19 kilometrów na godzinę. Spalanie: 9 litrów na 100 kilometrów. Dystans: niemal 13 kilometrów. I 40 minut. Przejechanie tej samej trasy zajęło innej ekipie 43 minuty. Oni startowali jednak o 7.30 i sprawdzali Poznań w godzinach porannego szczytu.
43 minuty potrzebowała również ekipa, która rano testowała trasę południe-północ, czyli ze Starołęki do ulicy Sucholeskiej. Spalanie wyszło im około 11 litrów na sto kilometrów. Jednak przejechanie tej samej trasy po południu zajęło zdecydowanie więcej czasu.
- Na metę dotarliśmy po godzinie i 6 minutach - opowiada Mikołaj Mielhorski z Mission Public Relation. - Korki były na Starołęckiej, na Mostowej, ale największy na Obornickiej.
Przejechali trasę ze średnią prędkością 12 kilometrów na godzinę.
Czemu miał służyć test przeprowadzony na poznańskich ulicach? Tego, że w Poznaniu są korki, nie trzeba nikomu udowadniać. Ale ile kosztuje nas taki przejazd?
- Niełatwo jeździ się po Poznaniu. A w godzinach szczytu komunikacyjnego to się częściej stoi, niż jedzie. Gdy staliśmy w korkach, często mijali nas piesi. Nawet oni mogli szybciej pokonać pewne odcinki. Stąd wniosek, że należy albo przerzucić się na komunikację miejską, albo zdecydować na mały, miejski, zwinny samochód - mówi Gabriela Jakimik.
- Panuje moda na podróżowanie po mieście dużymi jeepami. I często siedzi w nich jedna tylko osoba. A przecież one, w takich warunkach, spalają nawet 17 litrów - dodaje Paweł Ciesielczyk.
Wniosków z naszych przejazdów było jednak więcej: w deszczu poznańscy kierowcy nie potrafią jeździć. Wystarczy, że trochę popada, a już miasto paraliżują korki. Poza tym, sygnalizacja świetlna nie zawsze działa poprawnie. Na niektórych skrzyżowaniach zielone światło pali się zaledwie pięć sekund (np. Libelta z Niepodległości). Są jednak i plusy: mimo korków zawsze znajdą się kierowcy, którzy zamiast trąbić, wpuszczą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?