Jeśli chodzi o triumfy w Superpucharze Polski, Kolejorz przed spotkaniem z Rakowem Częstochowa był rekordzistą. Na 9 rozegranych finałów lechici aż sześciokrotnie wznosili w górę paterę dla zwycięzcy. Piłkarze Marka Papszuna mieli takich finałów wygranych zaledwie dwa, jednak to goście przed tym meczem byli zdecydowanym faworytem. Powód? John van den Brom postanowił w sobotnim pojedynku dać szansę wykazać się rezerwowym oraz młodym zawodnikom.
Lecha Poznań w najbliższych dniach czeka bardzo ważny rewanż w Baku z Karabachem, który zadecyduje o tym, czy poznaniacy zagrają w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów. Nic więc dziwnego, że Holender postanowił dać odpocząć kilku istotnym graczom. W pierwszym składzie zadebiutował Gruzin Giorgio Citaiszwili, natomiast jego rodak Nika Kvekveskiri rozpoczął ten pojedynek jako... środkowy obrońca. Oprócz tego, po raz pierwszy od 11 grudnia 2021 na boisku zobaczyliśmy Artura Sobiecha, który przez znaczną część sezonu przechodził problemy zdrowotne.
Raków natomiast wyszedł na to spotkanie w "galowym" składzie z królem strzelców, a także najlepszym zawodnikiem poprzedniego sezonu - Ivi Lopezem na czele.
Jeszcze przed samym meczem kibice Kolejorza wywiesili transparent "Raków - kiedyś ekipa z zasadami, dziś zwykłymi fr*****mi", wyrażając tym swoje niezadowolenie, co do zachowania kibiców z Częstochowy w trakcie finałowego meczu Pucharu Polski na Stadionie Narodowym.
Pomimo tego, że Kolejorz w ostatnich meczach za każdym razem był słabszym zespołem od Rakowa, a po awizowanych składach wiele wskazywało na to, że podobny mecz zobaczymy w sobotę, to tym razem było zupełnie inaczej. W pół-rezerwowym zestawieniu, to niebiesko-biali postawili się groźnym częstochowianom. Był okres w pierwszej części, że to Raków częściej biegał za piłką, choć częściej sobie stwarzał groźniejsze sytuacje.
W 19. minucie spotkania mocno zakotłowało się pod bramką Filipa Bednarka. Z bliskiej odległości strzałem głową golkipera Lecha próbował zaskoczyć Bogdan Racovitan, jednak bramkarz niebiesko-białych zachował zimną krew. Lechici identycznie, jak w meczu z Karabachem grali mądrze w obronie, nie pozwalając ekipie Marka Papszuna na przedostanie się we własne pole karne, a strzały z dystansu Patryka Kuna czy Zorana Arsenicia wędrowały obok bramki Kolejorza.
W 42. minucie nieporozumienie środkowych obrońców Lecha przyniosło stratę bramki. Piłkę z prawej strony boiska w szesnastkę wrzucał Ivi Lopez, futbolówka minęła Kvekveskiriego, natomiast Milić zgubił Bogdana Racovitana, który bez problemu umieścił piłkę w siatce.
W drugiej połowie groźniej zaczęli goście, a po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, piłkę głową prosto w słupek skierował Mateusz Wdowiak. Chwilę później było już 2:0 dla przyjezdnych. Świetne prostopadłe podanie wzdłuż linii bocznej od Bena Ledermana otrzymał właśnie Wdowiak, który przedarł się w pole karne lechitów i mocnym płaskim strzałem po długim słupku pokonał Bednarka.
Od 65. minuty na boisku zameldował się drugi debiutant w tym spotkaniu, Afonso Sousa, a po dwóch minutach kibice gromki oklaskami nagrodzili go za uderzenie z dystansu. Jednak było ono zbyt oczywiste, aby zaskoczyć Vladana Kovacevicia, który bez problemu złapał piłkę w rękawice.
Do samego końca spotkania niewiele się już działo. Więcej było fauli i nieczystych wejść, niż ładnej i kombinacyjnej gry w piłkę. Pod koniec meczu strzałem z dystansu golkipera Rakowa próbował zaskoczyć jeszcze Dani Ramirez, jednak jego strzał powędrował niewiele ponad poprzeczką.
Częstochowianie dzięki tej wygranej w finale, po Lechu Poznań, Amice Wronki oraz Arce Gdynia, stali się czwartą drużyną w historii, która zdołała obronić ten tytuł.
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?