Tyle że nie całkiem. W nowym stanie rzeczy, zarządzonym w KRUS-ie emeryt czy rencista na przełomie miesięcy, kiedy to dociera do niego świadczenie, powinien praktycznie nie ruszać się spod drzwi. Do tego drzwi adresu, pod którym jest zameldowany. Jeśli pochopnie wyjdzie do sklepu albo listonosz nie weźmie pod uwagę gorszego słuchu, czy wolniejszych ruchów i o minutę za szybko odjedzie od drzwi, pieniędzy nie będzie. Wrócą do KRUS, który znowu je wyśle.
Tyle że wtedy już całkiem nie da się określić, kiedy pod własnymi drzwiami czyhać. Bo wtedy listonosz znów odejdzie z kwitkiem... A czas płynie. Dla wielu emerytów i rencistów ostatnie dni miesiąca to prawdziwe ekonomiczne wyzwanie. Bo jak podzielić kilka złotych, żeby starczyło na śniadanie, obiad i kolację? Często w ten rachunek jest wliczony nie tylko dzień, ale i godzina nadejścia pieniędzy. A tu listonosz odszedł od drzwi i trzeba przeżyć w jakiś sposób kolejne dni. I dalej gonić swoje zapracowane przez lata pieniądze.
Tylko że spoza zawalonego ważnymi papierami urzędniczego biurka kiepsko widać starego człowieka, odliczającego ostatnie grosze na bułkę, czy takiego, dla którego zima spędzona u krewnych w mieście to jak wyjazd na Hawaje, a dostęp do własnej renty czy emerytury to gwarancja poczucia niezależności.
Z rentą można być gościem. Bez - rezydentem na łaskawym chlebie. Ale cóż to może obchodzić urzędnika. On najchętniej wysłałby pieniądze na konto i na miesiąc miał z głowy. Że dla odbiorcy koszt i kłopot? Ale i tak mniejszy niż pogoń za własną emeryturą. Prawda?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?