Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uzdrowiciel z Poznania: Mam moc i pomagam. Uzdrowić pana?

Krystian Lurka
Krzysztof Malengowski: - Ludzie zapominają, że wpływ na zdrowie ma także psychika człowieka
Krzysztof Malengowski: - Ludzie zapominają, że wpływ na zdrowie ma także psychika człowieka Grzegorz Dembiński
- Jeśli ktoś w tej chwili czuje ból, który utrzymuje się od dłuższego czasu albo chce, abym zbadał jego organizm, mogę to zrobić - mówi Krzysztof Malengowski, uzdrowiciel z Poznania.

Krzysztof Malengowski nie boi się mówić, że ma "wielką energię". Przyznaje, że jest bioenergoterapeutą i mistrzem reiki, czyli japońskiej metody leczenia za pomocą energii życiowej. Swoją profesję nawet sformalizował. Jest członkiem Stowarzyszenia Radiestetów. Specjalizuje się w przekazywaniu życiowej energii i leczeniu dotykiem wszelkich dolegliwości. Na propozycję bioenergoterapeuty przystała kobieta, która ma problemy z wątrobą.

Krzysztof Malengowski przyznaje, że ostatnio ma sporo konkurencji, bo coraz więcej jest osób, które proponują pomoc, stosując medycynę alternatywną. A mają wzięcie, bo sposobów niekonwencjonalnego leczenia jest wiele. Wielkopolanie bez większego kłopotu znajdą uzdrowiciela, który leczy dotykiem, za pomocą minerałów, produktami pszczelimi i mało znanymi roślinami, zapachami czy poprzez pobudzenie organizmu do samoleczenia poprzez przebywanie przy drzewach i krzewach. Jak jest możliwość kształcenia się na własną rękę, czytają książki o tematyce leczniczej.

Poznański uzdrowiciel leczy od końca lat 80. I nie bierze za to pieniędzy, co bardzo uwiarygadnia jego moc. Prowadzi bezpłatne wykłady na temat innego spojrzenia na medycynę niż akademickie. Bioenergoterapeuta, który na co dzień jest kierownikiem jednego z poznańskich targowisk, a bywa też ławnikiem w poznańskim sądzie, średnio raz w miesiącu prowadzi wykład dla 30 - 60 osób.

Skąd takie zainteresowanie? - Nikogo nie skreślam. Jestem w stanie - w jakimś stopniu - pomóc wszystkich. Do mnie przychodzą ci, którzy stracili nadzieję - odpowiada.

I przyznaje, że lista miejscowości, gdzie pomagał potrzebującym jest długa. Był między innymi w Owińskach, Luboniu, Kobylnicy, Komornikach, ale też Wągrowcu.

- Dzisiejsze społeczeństwo jest "tabletkowo-zastrzykowe". Ludzie zapominają, że wpływ na zdrowie ma także psychika człowiek. Nie pamiętają o tym, że na organizm oddziałują złe emocje czy negatywne myślenie - przypomina Krzysztof Malengowski.
Diagnoza na miejscu
Uzdrowiciel w mojej obecności wyciąga rękę i - nie dotykając kobiety, która zgodziła się na badanie - zatrzymuje ją kilka centymetrów przed jej czołem. Pyta, czy czuje ciepło. Powtarza tę czynność na całym ciele. Trwa to kilkanaście minut. Chce się dowiedzieć, jak i w jakim towarzystwie kobieta spędza czas. Jest spokojny. Po badaniu i - jak mówi - przekazaniu energii, wyjaśnia, co udało mu się ustalić.

- Pani dolegliwością jest ogólne osłabienie organizmu - diagnozuje Krzysztof Malengowski, który radzi, żeby nigdy nie używać słowa "choroba". Jego zdaniem może to spowodować, że słowa zmaterializują się i sprowadzi chorobę.

Przyznaje też, że któryś z organów wewnętrznych badanej dziewczyny nie jest w najlepszym stanie. Proponuje jej kurację, która poprawi jej zdrowie i zaleca codziennie powtarzać: "Moja głowa jest zdrowa. Moje płuca są zdrowe. Moje serce jest zdrowe".

Wie, że jego słowa i to, co robi, wywołują zwykle - mówiąc delikatnie - niedowierzanie. Tymczasem w obronie bioenergoterapeuty staje za Krzysztof Pu-chalski, socjolog zdrowia i medycyny wykładający w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie i pracujący w Instytucie Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Łodzi.

- Trzeba sobie zadać pytanie, czy powinno się nazywać taką pomoc "nietypową" - zauważa. - Słuszniej byłoby taką działalność określać jako "lecznictwo niemedyczne". To, co większość społeczeństwa uznaje za "typowe", jest znane od kilkudziesięciu lat.

Wcześniej powszechne było ziołolecznictwo, samoleczenie i inne zabiegi, które według dzisiejszych metod naukowych uznawane są za niesprawdzone.

Socjolog z dystansem podchodzi do bezpardonowej krytyki wszystkich, którzy zajmują się leczeniem niekonwencjonalnym.
- Można wymienić kilka powodów, dla których medycyna alternatywna stała się tak popularna - tłumaczy Krzysztof Puchalski. - Zobaczmy choćby, co się dzieje w publicznej służby zdrowia. Żeby dostać się do specjalisty, trzeba czekać niekiedy kilka miesięcy. To odstrasza. W przeciwieństwie do spotkań z uzdrowicielami, którzy tylko czekają na wizytę lub wręcz przejeżdżają do miejscowego domu kultury czy remizy. Co gorsza, kiedy już chory jest w gabinecie lekarskim, zdarza się, że nie jest przyjęty z taką życzliwością i zrozumieniem, jakiej by oczekiwał.

Socjolog przekonuje, że zaletą medycyny alternatywnej jest też to, że uzdrowiciel zazwyczaj poświęca więcej czasu pacjentowi, a dodatkowo stara się spojrzeć na człowieka jako "na całość". Poza tym częściej jest osobą pogodną, kontaktową i zaangażowaną w leczenie. Choć zwraca uwagę, że zdarzają się i tacy "uzdrowiciele", którzy liczą jedynie na szybki zysk.
Także Adam Sandauer, prezes stowarzyszenia "Primum non nocere" przyznaje, że znalezienie osoby, która zajmuje się medycyną ludową, to nie problem.

- Rzeczywiście głównym powodem popularności uzdrowicieli jest publiczna służba zdrowia, która nie zawsze jest dostępna, a ta prywatna i konwencjonalna - za droga - uważa Adam Sandauer.

Nie wyklucza, że wśród uzdrowicieli może znaleźć się osoba, która ma szczere intencje i być może ma do zaoferowanie coś, o czym inni nie mają pojęcia.

- To, co dzisiaj, uznajemy za medycynę konwencjonalną, w przeszłości było uważane za niekonwencjonalną - mówi. - Na przykład kiedyś stosowano do leczenia pijawki albo pajęczynę, w której są pędzlaki, wytwarzające substancje bakteriobójcze. Potwierdził to Fleming, odkrywając penicylinę.

Jak przyznaje Krzysztof Puchalski, gdyby zaszła potrzeba, nie miałby nic przeciwko skorzystania z pomocy uzdrowiciela. Ale najpierw sprawdziłby, czy nie jest on wiarygodny.

- Ostrożności i rozsądku nigdy nie za wiele - dodaje Adam Sandauer, prezes Stowarzyszenia "Primum non nocere".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski