MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W niemieckim domu dziecka

Mariusz Kurzajczyk
Podczas II wojny światowej w Kaliszu funkcjonował Gaukinderheim - Okręgowy Dom Dziecka. Faktycznie pełnił on rolę obozu germanizacyjnego, którego najważniejszym zadaniem było wykorzenienie polskości. Większość dzieci trafiła stąd do zastępczych rodzin w Niemczech i nigdy nie poznała swojej historii.

Gaukinderheim powstał w listopadzie 1942 r. przy ul. Śródmiejskiej w budynkach dawnego klasztoru reformatów, przejętych w 1919 r. przez nazaretanki. Dzieci, które tu trafiały zostały wcześniej specjalnie wyselekcjonowane pod kątem "przydatności rasowej". Ich los nie był więc przypadkowy. Zdaniem urzędników III Rzeszy musiały się nadawać do zniemczenia i pełnienia w przyszłości roli pełnowartościowych obywateli. Najpierw wybierano sieroty z innych domów dziecka, dzieci osób skazanych na śmierć lub zesłanych do obozów koncentracyjnych. Z czasem zwyczajnie odbierano je rodzicom. Żeby zatrzeć ślady czasowego pobytu w kaliskim domu wychowawczym, zorganizowano dla nich osobny „policyjny urząd meldunkowy w Kaliszu”.

W kaliskim domu przebywało jednocześnie około 60 dzieci w wieku 2-16 lat. Przez kilka tygodni były poddawane narodowo-socjalistycznej indoktrynacji i intensywnie uczone języka niemieckiego. 8-letni wówczas Wiesław Kuligowski z podostrowskiej Topoli wspomina: "Ten niemiecki wchodził mi trudno do głowy i dlatego wiele razy dostałem lanie od naszych nowych wychowawców". Po kilku tygodniach lub nawet miesiącach, dzieci z nową tożsamością trafiały do nowych, niemieckich rodziców bądź kolejnych obozów, położonych na terenie Niemiec lub Austrii, gdzie nadal nad nimi „pracowano”. Kuligowski, wywieziony z Kalisza już jako Claus Kugler, wrócił na tu kilka tygodni.

- Tym razem traktowano nas wyjątkowo dobrze. Naszym zadaniem było tylko to, żeby chłopcom i dziewczynkom w Kaliszu opowiadać, że w obozie w Oberweis jest pięknie i dobrze, żeby same chciały tam jechać - wspomina po latach.

Ze wspomnień wychowanków Gaukinderheim wynika, że wśród opiekunów były także kobiety mówiące po polsku a nawet siostry zakonne. Jedną z polskich opiekunek była Maria Pinczewska, która starała się zebrać jak najwięcej danych o wywożonych dzieciach. Na wystawie on-line w Archiwum Państwowym w Kaliszu można znaleźć jej notatki z nowymi imionami i nazwiskami oraz miejscami w Niemczech, dokąd dzieci zostały wysłane a także listy, bo pośredniczyła w przekazywaniu korespondencji między rodzicami a dziećmi.

Spośród wielu wychowanków najsłynniejszym jest chyba pochodzący z Poznania harcerz Zygmunt Światłowski. 14-latek został wybrany przez jedną z niemieckich rodzin i automatycznie przydzielono mu nową tożsamość Hans Huerlemann. Chłopiec nigdy się z tym nie pogodził i nie reagował, gdy nowym nazwiskiem wywoływany był przez wychowawczynie. Na domiar złego na pytania odpowiadał po polsku i w efekcie był karany karcerem.

Tragicznego dnia kierowniczka placówki Johanna Zander chciała zmusić Zygmunta do wymierzenia kary chłosty siedmioletniej dziewczynce, którą po raz trzeci przyłapano rozmawiającą z koleżanką po polsku. Chłopiec wziął do ręki szpicrutę, ale cios wymierzył Frau Zander. Niemka wykręciła mu ręce, zabrała do piwnicy i pchnęła na ścianę, z otwartą instalacją elektryczną. 14-latek zmarł na miejscu i - jak oficjalnie poinformowano - wpadł na przewody elektryczne. Jego nagrobek można znaleźć na Cmentarzu Wojskowym na Majkowie w Kaliszu.

ZiemiaKaliska.com.pl Dołącz do naszej społeczności na Facebooku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski