MKTG SR - pasek na kartach artykułów

W Polsce tracimy co roku 6,5 miliarda złotych z powodu suszy. Tych będzie coraz więcej, a opadów jeszcze mniej

Emilia Ratajczak
Emilia Ratajczak
Rolnik ze Snowidowa znalazł sposób na walkę z suszą.
Rolnik ze Snowidowa znalazł sposób na walkę z suszą. Adam Jastrzębowski
Tradycyjne rolnictwo powoli odchodzi do lamusa – tak uważa rolnik z powiatu grodziskiego. Przed nami coraz mniej opadów, większe susze i zmiany klimatu widoczne gołym okiem. Jest jednak na to sposób, który wydaje się dość prozaiczny, choć niewspierany przez polskie spółki wodne i rolników, którzy wciąż działają tak jak dziadkowie.

Spis treści

Zmiany klimatu wypierają tradycyjne rolnictwo?

Klimat się zmienia. Nie ma co do tego wątpliwości, a pierwszymi, których to dotyka, są rolnicy. To oni od zawsze zmagają się z suszami, które z biegiem lat tylko będą się nasilać – tak przynajmniej twierdzi Patryk Kokosiński, rolnik z wielkopolskiego Snowidowa. I spekuluje – w przyszłości nie będziemy mieli czterech pór roku, tylko dwie: okres, w którym pada od października do lutego, a później taki, w którym opadów będzie mniej.

- Dzisiaj trzeba sobie dać spokój z myśleniem, że tak jak robiliśmy do tej pory jest dobrze. W świecie rolników brzmi to mniej więcej tak: dziadek tak robił, ojciec tak robił i było dobrze, więc co ja będę robił inaczej – mówi Kokosiński.

I dodaje:

- Jak mój ojciec był na studiach, to się uczył, że termin siewu kukurydzy jest około 20 maja, kiedy ziemia jest ogrzana. Dzisiaj o siewie kukurydzy ludzie na Dolnym Śląsku myślą pod koniec marca. To pokazuje, jak zmienia się temperatura i przedłuża okres wegetacyjny.

Rolnik mówi jasno – w związku ze zmianami klimatu straciliśmy najważniejszy magazyn wody, czyli zalegającą zimą pokrywę śnieżną.

- Należy wyjść z założenia, że jej już po prostu nie będzie. W ostatniej dekadzie średni okres utrzymywania się pokrywy śnieżnej w Snowidowie wyniósł 8 dni. Kiedyś było to kilka miesięcy. To był dobry sposób utrzymywania wody.

W Snowidowie susza nam nie straszna

Gospodarstwo w Snowidowie nie jest duże, to raczej „wielkopolska średnia” – 130 hektarów i 100 krów. Miejsce to jest jednak wyjątkowe. Wyróżnia się podejściem do nowoczesnego rolnictwa, ale przede wszystkim do retencji wody, która jest tu traktowana jak płynne złoto. „Woda to życie” – kilka razy w ciągu rozmowy powtarza Patryk. W tym roku susza już była – wczesnowiosenna. Nasz rozmówca przewiduje jednak, że może to nie być ostatnia w sezonie.

- Co roku powinniśmy zakładać, że susza będzie. Problem jest taki, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy to nastąpi. W tym roku deficyty wody występowały przez siedmiotygodniowy brak opadów. Pod koniec marca mieliśmy prawie 30 stopni. Całkowita abstrakcja, która rozpędziła bardzo szybko sezon wegetacyjny. Później znowu przyszły przymrozki. Wody wtedy brakowało mocno, był to pierwszy moment, że część międzyplonów ozimy poszło na straty - mówi.

Pierwsza susza w tym sezonie trwała krótko – 5-7 tygodni. Z racji tego, że była to wiosna - wcale nie było tak gorąco. Problem był w uprawach, które przez jesień i zimę wody miały pod dostatkiem – te pory roku były naprawdę mokre.

- Zasiane jesienią przez cały okres swojego życia były w bardzo dobrych warunkach wodnych – korzeń nie musiał szukać głęboko wody. To się nazywa syndrom leniwego korzenia. Dzięki temu, że miały wody pod dostatkiem, wczesną wiosną wybudowały bardzo dużo zielonej masy i nagle gdy się zrobiło 30 stopni w marcu, a mamy dużą część naziemną i słabo rozwinięty system korzeniowy, to w wielu miejscach były straty w plonach.

Jednak w Snowidowie rolnicy suszy nie odczuli. Radzili sobie już z gorszymi deficytami wody. W 2018 roku było 2,5 miesiąca w czerwcu i lipcu bez deszczu.

- My co roku wychodzimy z założenia, że wczesną wiosną jesteśmy przygotowani do suszy stulecia. Działając w sieci melioracyjnej, piętrząc wodę – jestem w stanie pozbyć się jej całej z naszej okolicy w ciągu 10 minut. Otwieram zastawkę, woda bardzo szybko spływa i nie ma tematu. Jednak nie jestem w stanie jej zatrzymać jak jej nie będzie. Z takim myśleniem podchodzimy do każdego sezonu – wczesną wiosną zatrzymujemy jej ile się da. Łąki, trwałe użytki zielone są pozalewane w części, sieć melioracyjna jest pełna, a później obserwujemy co się dzieje. W tym roku wiosenna susza została przez nas niezauważona.

Wciąż większość, nawet świadomych rolników, twierdzi Kokosiński, wychodzi z założenia, że skoro w tamtym roku było sucho, dwa lata temu było sucho, to w tym roku napada.

- Dzisiaj musimy się oswoić z tą myślą, że opadów będzie coraz mniej. Na to musimy się nastawiać, przygotowywać swoje gospodarstwa. Dzisiaj żyjemy w takich czasach, że w rolnictwie nie ogranicza nas w zasadzie nic, mamy dostęp do materiału nasiennego jaki sobie wymarzymy i technologia bardzo nam pomaga. Zachwyciliśmy się tą nowością, i to dobrze, ale nie możemy zapominać o tym, co najważniejsze – woda.

Okiełznać płynne złoto. Co z tą retencją?

Melioracja w swoim założeniu ma działać dwoiście – jeśli wody jest dużo to odprowadzamy – uzdatniamy grunty do uprawy, natomiast jeśli wody robi się zbyt mało to są te wszystkie urządzenia piętrzące, które mają wodę zatrzymywać.

- Na przestrzeni dekad system ten został wypaczony – mamy narzędzie do utraty wody, do spływu – rowy są pogłębiane i czyszczone przez spółki wodne, ale zapomnieliśmy o urządzeniach piętrzących i tego nie ma. Mamy dziś narzędzie, które nam osusza i przyspiesza odpływ wody z pól. Jest to efekt betonozy, dziaderstwa spółek wodnych i Wód Polskich – mówi z przekąsem nasz rozmówca.

Kokosiński, mimo że retencjonuje wodę od lat, uważa, że rolnicy nie powinni się tym zajmować. Od tego są spółki wodne.

- Płacimy składkę do spółki wodnej, od każdego zmeliorowanego hektara 55 złotych, czyli około 6 tysięcy złotych w roku na utrzymanie rowów. W ustawie prawo wodne jest artykuł dotyczący spółek wodnych. Jest tam jasno wyznaczony zakres obowiązków, a jednym z nich jest „racjonalne zarządzanie wodą na obszarze zlewni”. Dla mnie w XXI wieku bezmyślne odprowadzanie wody nie ma nic wspólnego z racjonalnością.

W Polsce wody się nie retencjonuje, a jeden deszcz nic nie zmieni w kwestii suszy, tym bardziej, że według Kokosińskiego w Polsce nie mamy polityki zarządzania wodą.

- Spółki wodne tego nie robią, więc my od 2017 roku zaczęliśmy sobie te zastawki tworzyć – naprawiać te, które dało się naprawić, zaprosiliśmy bobry do współpracy i wiosną przystępujemy do sezonu. Ludzie w okolicy zaczęli to doceniać.

Rozwiązaniem nie są również zbiorniki retencyjne, które tak chętnie stawiane są w każdej gminie.

- Zbiornik retencyjny to nie jest nic dobrego i to nie jest wybawienie od wszelkich problemów. Retencja jest wtedy efektywna i skuteczna, kiedy robi się ją w miejscu, gdzie woda spada. Im bliżej miejsca, gdzie spadł deszcz staramy się zatrzymać wodę – tym lepiej.

Pomagają im bobry, a z wody korzystają też sąsiedzi

Gospodarstwo w Snowidowie to 130 hektarów, natomiast 500-600 jest objętych działalnością retencji w sieci melioracyjnej. Wodą dzielą się z sąsiadami. Jest ona piętrzona w rowie melioracyjnym, który ma około 2 kilometry długości, przy nim jest 12 właścicieli gruntów, więc wszyscy z niej korzystają.

Zdolność retencyjna, czyli zdolność do przetrzymywania wody w krajobrazie na różnych poziomach, w gospodarstwie w Snowidowie dzieli się na trzy przestrzenie. Pierwsza to gleby i pola – dba się o wysoką zawartość materii organicznej, czyli wszystko to, co żyje – szczątki, resztki czy nawozy naturalne i obornik.

- Tutaj kłania się Zielony Ład proponowany przez Unię Europejską. Wszystkie z zaproponowanych ekoschematów mają za zadanie odbudowywać magazyn materii organicznej w glebie, co, jeśli potrafi się logicznie myśleć, ma za zadnie pomóc rolnikom zmagać się z suszą. W Polsce tracimy co roku 6,5 miliarda złotych z powodu suszy – w Wielkopolsce około 2 miliardów, czyli najwięcej w Polsce.

Druga przestrzeń to sieć melioracyjna. Jeśli nie uda nam się zatrzymać wody w glebie, tylko spłynie ona do rowów, to wtedy budujemy zastawki. W tym momencie w gospodarstwie rolnicy ze Snowidowa mają ich 22. Trzeci element to traktowanie krajobrazu jako funkcjonalnej całości. Krajobraz rolniczy to mozaika siedlisk – drzewa, chwasty, trochę miedzy. Z tym powinien się kojarzyć krajobraz rolniczy.

- Oczywiście nie w Wielkopolsce, bo tutaj krajobraz rolniczy to kukurydza i rzepak rosnące po horyzont. Do tego doprowadziliśmy na przestrzeni ostatnich lat pozbywając się tzw. obszarów nieprodukcyjnych. Na przestrzeni ostatnich 40 lat straciliśmy 80% oczek wodnych i 60% zadrzewień śródpolnych.

To nie chodzi o to, mówi Kokociński, żeby każde pole było ogrodzone drzewami, by nie dało się wjechać – wystarczy linia drzew co 500-600 metrów i ma on już funkcję wiatrochronną, co pozwala na uchronienie roślin przez wyrywaniem i utratą materii organicznej. Rolnicy z Snowidowa posadzili już ponad 10 tysięcy drzew.

- Sadzenie drzew rolników nawet nie powinno interesować, bo mamy swoją pracę, ale ten aspekt retencji i ochrony wody to jest coś, z czym trzeba pójść i przekonywać, że to ma sens.

Retencja wody to mnóstwo małych praktyk i działań, których nie da się wdrożyć w innym gospodarstwie na świecie w takim stopniu jak robią to rolnicy ze Snowidowa, ale, mówi nasz rozmówca, każde inne gospodarstwo mogłoby choć z kilku tych działań skorzystać.

Czy to się w ogóle opłaca?

Betonowy blok, który wstawia się w środek rowu melioracyjnego z zastawką kosztuje 8 tysięcy złotych. Rolnicy ze Snowidowa chcieli jednak zrobić to jak najmniejszym kosztem – wykorzystali techniki bobrów, bo to one są mistrzami w retencji wody. Przydało się wszystko to, co znaleźli w gospodarstwie – deski, żelastwo i gałęzie. Czas pracy w sezonie wynosi około 24 godzin – w tym kryje się obsługa wszystkich zastawek.

- W pierwszym roku mieliśmy dwie działki. Rósł na nich jęczmień ozimy. Na jednej była retencja, na drugiej nie. To było w 2019 roku – z działki, która była objęta retencją, zebraliśmy 7 ton jęczmienia z hektara, z drugiej – 4. Na tamte czasy to było 1800 złotych z hektara.

I dodaje:

- Ci, którzy będą się długo upierać przy tradycyjnym modelu rolnictwa niedługo pozostaną z niczym i za chwilę będziemy mogli wydzierżawić od nich ziemię. Tak dłużej się nie da. Przyjdzie kolejna susza, która będzie na tyle dotkliwa, że to się nie uda. Jest wiele dużych gospodarstw w Polsce, które promują bardziej postępowe rozwiązania.

„Zielony Ład wyrzucimy do kosza i wtedy wszyscy będą zadowoleni?”

W Snowidowie nie strajkowali – Kokociński uważa, że byłby hipokrytą, gdyż z wielu rozwiązań Zielonego Ładu korzysta na co dzień. Nie neguje słuszności strajków rolniczych i zaznacza – nic nie jest czarno-białe, a w tej sytuacji żadna ze stron nie ma racji. Ale przyznaje - wiele gospodarstw jest teraz w kryzysie przez otwarty handel z Ukrainą, ale nie tylko z tym państwem, więc mieli powód, by strajkować. Nagle wszedł również Nowy Zielony Ład – model rolnictwa, który nie wszystkim odpowiada.

- Z wolnym handlem Tusk czy Unia Europejska naprawdę nic nie zrobią. Nadal będzie do nas przyjeżdżała soja z Ameryki Południowej czy towar z Ukrainy, a Zielony Ład wyrzucimy do kosza i wszyscy będą zadowoleni? My będziemy na tym zarabiać lepiej a oni będą wciąż walczyć z suszą.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak kupić dobry miód? 7 kroków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski