18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Walka o dziecko z cudzoziemcem łatwiejsza... w teorii

Agnieszka Świderska
Walka Jana Kacprzaka o córkę trwa już sześć lat. Na ministerstwo nie może w niej liczyć
Walka Jana Kacprzaka o córkę trwa już sześć lat. Na ministerstwo nie może w niej liczyć Agnieszka Kledzik
- Bliskie sąsiedztwo rodzi wiele problemów w sferze stosunków rodzinnych. Dlatego też nie można nie doceniać tych inicjatyw, które mogą przyczynić się do lepszego i skuteczniejszego działania w interesie dzieci i rodziny - to komentarz ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego do podpisanego w ubiegłym tygodniu porozumienia z niemieckim resortem sprawiedliwości o współpracy w zakresie mediacji transgranicznych w sprawach rodzinnych.

Czytaj też: Matka ma oddać dziecko Włochowi

Oba ministerstwa otrzymują zbyt dużo wniosków o zarządzenie powrotu dziecka czy to do Polski, czy do Niemiec, żeby dłużej udawać, że nie mają z tym problemu. Z kolei mediatorzy rodzinni podkreślają, że nawet w tych najtrudniejszych sprawach, gdy jedno z rodziców postanowiło postawić drugie przed faktem dokonanym wywożąc dziecko za granicę, nadal jest szansa na porozumienie. I że mediacja zawsze jest lepsza od walki w sądzie. I dla rodziców. I dla dziecka.

Dla Jana Kacprzaka, pilanina, który od sześciu lat walczy o 12-letnią córkę Weronikę uprowadzoną przez matkę Ukrainkę do Niemiec, podpisane w czwartek porozumienie mogło być światełkiem w tunelu.

Ma w ręku wszystko, czego potrzebuje ojciec: orzeczenie sądu nakazujące wydanie mu dziecka i odrzucające wniosek o przywrócenie matce praw rodzicielskich. Jest również gotowy na mediację z matką Weroniki, jeżeli to jedyny sposób na to, żeby mieć kontakt z dzieckiem. Nie ma tylko jednego: żadnej informacji o swojej córce.

Niemcy nie dość, że nie uwzględnili żadnego z postanowień polskiego sądu, choć dotyczyły dziecka z polskim, a nie niemieckim obywatelstwem, to jeszcze odmawiają podania adresu. Kilka miesięcy temu wspólnie z siostrą i szwagrem próbował go ustalić na własną rękę.

- Żaden z adresów, który matka podała w korespondencji z sądem nie był prawdziwy - opowiada Krystyna Lemanowicz, ciocia Weronika. - Właścicielka, u której miała wynajmować mieszkanie, twierdzi, że mieszkała tu bardzo krótko i już od dawna nikt jej tu nie widział.

Tymczasem światełko, którym miało być podpisanie porozumienia o mediacji, zgasło, zanim się pojawiło.

- Porozumienie to przewiduje powołanie grupy roboczej, której zadaniem będzie wspieranie i promowanie mediacji w sprawach rodzinnych - mówi Wioletta Olszewska z Ministerstwa Sprawiedliwości. - Do zadań grupy nie należy prowadzenie mediacji w indywidualnych sprawach.
- Nie znam innych spraw rodzinnych niż indywidualne - komentuje poseł PiS Maks Kraczkowski.

Czytaj też: Nic nie zastąpi prawdziwej rodziny

Czytaj też: Matka zostawiła dziecko

Na czym więc ma polegać wspieranie mediacji w sprawach rodzinnych, jeżeli nie na pomocy w konkretnych przypadkach? Po co w takim razie to porozumienie? Tylko dla ministrów, żeby mieli się pod czym podpisać? Polscy rodzice są traktowani przez niemieckie sądy jako obywatele drugiej kategorii, a nasz resort sprawiedliwości robi dużo hałasu wokół dokumentu, który w niczym im nie pomaga, bo niczego nie zmienia. A może właśnie o to chodzi? O zachowanie status quo. Nie będziemy przecież drażnić Niemców upominając się o polskie dzieci. To takie niepoprawne politycznie.

Wyjaśnienie ministerstwa odnośnie skutków podpisanego właśnie porozumienia jest o tyle zaskakujące, gdyż jeden z zapisów wprost odnosi się do mediatorów i to w akcji: "każda ze stron ponosi koszty mediacji, takie jak wynagrodzenie mediatora, poniesione przez niego wydatki oraz inne koszty niezbędne do przeprowadzenia mediacji". Za co ministerstwo chce w takim razie płacić mediatorom, skoro chce ich angażować wyłącznie do spotkań w ramach grupy roboczej? I jaki sens będą miały wypracowane w tej grupie rozwiązania, skoro nie chce mieć ona nic wspólnego z konkretnymi przypadkami? Jak na razie na te pytania nikt z ministerstwa jeszcze nie odpowiedział.

- Obawiam się, że będziemy mieli kolejne martwe regulacje, bo dobre tylko w teorii - mówi Maks Kraczkowski. - Już teraz rodzice powinni czuć, że państwo za nimi stanie, jeżeli upomną się o uprowadzone dzieci. To właśnie gwarantuje im prawo. Przynajmniej na papierze.

Z opinii Biura Analiz Sejmowych, sporządzonej właśnie przy okazji sprawy Weroniki, wprost wynika, że to właśnie Ministerstwo Sprawiedliwości ma podejmować wszelkie środki w celu ustalenia miejsca pobytu uprowadzonego dziecka oraz wszcząć lub ułatwić wszczęcie postępowania sądowego bądź administracyjnego w celu uzyskania powrotu dziecka.

- Prosiłem, pukałem i pisałem już wszędzie, nawet do premiera - mówi Jan Kacprzak. - Nikt mi nie pomógł. Co czuję? Rozgoryczenie. Mam wyroki, które mogę wyrzucić na śmietnik, bo państwo, w imieniu którego je wydano, nie kiwnie nawet palcem. Uprowadzono polskie dziecko? I co z tego?

Tyle że ojciec Weroniki nie zamierza zrezygnować ze swojej walki.
- Skoro nie można liczyć na prawo, trzeba je wziąć w swoje ręce. Jeżeli nadarzy się taka okazja, odbiję swoją córkę - mówi pilanin.

"Jestem przekonany, że podpisanie tego porozumienia w istotny sposób przyczyni się do rozwiązywania tak trudnych niekiedy problemów rodzinnych w sposób najbardziej zgodny z dobrem dzieci". To minister Krzysztof Kwiatkowski.

Czytaj też: Rodzice walczą z córką i jej rodziną

W mediacjach potrzebny jest racjonalny pierwiastek
Z Edytą Dowhan, z poznańskiego oddziału Polskiego Centrum Mediacji, rozmawia Agnieszka Świderska

Mediatorzy podkreślają, że to właśnie dla dobra dziecka rodzice powinni sięgnąć po mediację zamiast walczyć o nie w sądach.
Mediacja nie jest antidotum na każdy problem. I nie zależy to od mediatora, ale od stron. Muszą być gotowe, żeby spróbować w ten właśnie sposób rozwiązać swój problem. To zależy wyłączenie od nich, czy potrafią spojrzeć na niego z dystansu odkładając na bok emocje.

Na czym więc polega jej wyższość nad wyrokami?
Czasami jest jedynym sposobem na to, żeby strony ustaliły coś, co zamierzają faktycznie realizować w przeciwieństwie do rozstrzygnięć sądowych, które uważają na przykład za krzywdzące i nie chcą ich wykonać. Jest to szczególnie ważne w sprawach dotyczących sprawowania opieki nad dziećmi.

Czy na mediację może być zwyczajnie za późno?
Jeżeli emocje są zbyt mocno rozkręcone, trudno o racjonalne myślenie. Mediacja to nic innego jak negocjacje. Nie da się ich prowadzić bez tego racjonalnego pierwiastka. Przystępując do mediacji strony nie muszą być na tym samym etapie. Mogą mieć wątpliwości, ale muszą pozwolić je sobie rozwiać. To ważne, żeby nie traktowały wypowiedzi innych jako ataku na siebie, ale dostrzegły w nich czyjeś lęki, obawy, problemy. Czy warto spróbować? Na to pytanie każdy sam powinien sobie odpowiedzieć. Ja uważam, że warto.

STRONA GŁÓWNA GŁOSU WIELKOPOLSKIEGO

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski