Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wielkopolscy producenci surówek podbijają kraj

Marta Danielewicz
Wielkopolscy producenci surówek podbijają kraj
Wielkopolscy producenci surówek podbijają kraj Łukasz Gdak
Wielkopolska to prawdziwe zagłębie surówkowe. Dominuje tu nie tylko działalność kilku małych firm, ale właśnie tych dużych, zatrudniających kilkaset ludzi, mających stabilną pozycję nie tylko w regionie, Polsce lecz także za granicą. Sznura, Grześkowiak i Ogórkiewicz to od lat niekwestionowani mistrzowie surówek. Ich produktami zajada się cała Polska. Przez swoją działalność reklamują produkt regionalny. Wszystkie produkty, z których rodzi się „Colesław”, „Wiosenna”, „Firmowa” czy „Wiejska” pochodzą właśnie z Wielkopolski.

Produkty polskie, wymogi zagraniczne
Sznura, Ogórkiewicz, Grześkowiak to ci najbardziej znani, którzy swoje firmy otwierali po kolei, po sąsiedzku. Oprócz nich w Wielkopolsce są też mniejsi przedsiębiorcy, którzy z podobnym powodzeniem od lat produkują surówki do największych, czołowych restauracji czy barów. Tym zajmuje się między innymi firma Jacka Frąckowiaka z Poznania. Chociaż nazwa „Rodi” nie widnieje na sałatce „Colesław” serwowanej w restauracjach KFC, możemy mieć pewność, że zjadamy tam właśnie mieszankę warzyw, które pochodzą od wielkopolskich rolników.

- Dostarczamy warzywa do 40 restauracji KFC w województwach wielkopolskim, kujawsko-pomorskim i zachodnio-pomorskim. Oprócz tego współpracujemy z siecią Pizza Hut i North Fish - mówi Jacek Frąckowiak, właściciel firmy. „Rodi” zajmująca się przetwórstwem i produkcją warzyw, istnieje od lat 90. Wcześniej Frąckowiak prowadził gospodarstwo rolne, zajmował się produkcją warzyw i owoców.

- Teraz nie mam już własnego gospodarstwa. Stawiam na rozwój firmy. Jednak współpracujemy od lat ciągle z tymi samymi dostawcami, lokalnymi gospodarzami, którzy zajmują się uprawą kapusty, marchwi, cebuli i innych. Dostarczamy też nasze produkty do sieci Dino, Selgros i oczywiście sprzedajemy je na giełdzie na Franowie - opowiada Frąckowiak.

Firma pana Jacka nie jest dużym przedsiębiorstwem. Frąckowiak zatrudnia na stałe 18 osób. Między innymi panie, które zajmują się oczyszczaniem, szatkowaniem warzyw, a także kierowców samochodów dostawczych, którzy przygotowane produkty rozwożą także po restauracjach. - W zeszłym roku rozbudowaliśmy zakład. Najwięcej pracy jest zwłaszcza w poniedziałki i piątki, kiedy trzeba w świeże warzywa i półprodukty zaopatrzyć lokale w Poznaniu i Wielkopolsce. Pracujemy codziennie od godziny 6. Zdarza się jednak często, że towar musimy przygotować na godzinę 2 nocy, by zawieźć go na Giełdę - opowiada Frąckowiak.

Nim jednak gotowy produkt w postaci surówki opuści zakład pana Frąckowiaka, musi przejść szereg kontroli. Samo powstanie dania nie jest też sprawą prostą ani szybką.

- Podlegamy ścisłym rygorom, narzuconym nie przez polskie prawo, ale przez amerykańskie wymogi. Od kilkunastu już lat wdrażamy u siebie system HACCP, czyli analizę zagrożeń i krytycznych punktów kontroli w celu zapewnienia odpowiedniego bezpieczeństwa żywności - mówi Hubert Malak, kierownik produkcji. - Nim surówki wyjadą od nas z zakładu, przechodzą kontrolę jakości przez detektor metali, by nic niepowołanego się do nich nie przedostało - dodaje Malak.

Podstawą surówek jest jednak ich smak. By wypracować ten idealny, pracownicy firmy Frąckowiak także spędzają długie miesiące, próbując różnych kombinacji warzyw i przypraw. - Smak testujemy sami. Pracownicy, którzy u nas pracują, wiedzą, ile czego dodać, dosypać. Nasz produkt jest krótkotrwały. Maksymalnie do sześciu dni nadaje się do spożycia. Nie stosujemy żadnych ulepszaczy - tłumaczy Hubert Malak.

- Jedynie na surówki do KFC dostajemy gotowe przepisy. Nie możemy dodać więcej warzyw czy określonych przypraw, bo wtedy inaczej smakowałyby „Colesław” w całej Polsce - mówi Jacek Frąckowiak.

Codziennie produkowanych jest czasem 5-6 tysięcy pojemniczków z surówkami Colesław.

Grześkowiak na weselu, komunii i na niedzielnym obiedzie
Przekazywali sobie przepisy z dziada, pradziada. A może raczej babki, prababki, bo pierwszy przepis na surówkę wyszedł spod kobiecej ręki. Firma Grześkowiak założona ponad 40 lat temu to rodzinna firma. Jak przekonują jej właściciele, mimo upływu czasu wciąż wykorzystują tradycyjne receptury w produkcji. Nic dziwnego, że Grześkowiak towarzyszy nam podczas wesel, komunii, jest obecny na stole nawet w czasie niedzielnego obiadu.

- Rozpoczynaliśmy produkcję od kwaszenia kapusty i ogórków. Wykorzystywaliśmy do tego tradycyjny proces. Bez dodatków chemii, moi rodzice i wujkowie kwasili kapustę w drewnianych beczkach - wspomina Zbigniew Grześkowiak, współwłaściciel firmy.

Potomkowie rodziny Zbigniewa zaraz po wojnie zajmowali się przetwórstwem na mniejszą skalę, także w Kórniku, gdzie firma od lat po dziś ma siedzibę.

 - Już wtedy to był rodzinny interes, który rozwinęli rodzice. Moi potomkowie starali się wyżyć z tego, utrzymać dom i rodzinę - opowiada Zbigniew.

Bracia Marcin i Zbigniew Grześkowia-kowie już dwadzieścia lat temu przejęli rodzinny interes. Ich rodzice wciąż jednak aktywnie uczestniczą w życiu firmy. - Jesteśmy trochę jak włoska rodzina. O przepisach na nowe surówki debatujemy przy stole, razem opracowujemy receptury, razem próbujemy. Są kłótnie? O sprawy zawodowe się nie kłócimy, my dyskutujemy - mówi Zbigniew Grześkowiak.

Zbigniew Grześkowiak to typ nowoczesnego przedsiębiorcy, który bardzo stara się dbać o dobry wizerunek swojej firmy. Zwłaszcza że w przedsiębiorstwie jest odpowiedzialny za sprawy związane z marketingiem. Już na początku rozmowy uprzedza, że nie zdradzi wszystkiego na temat historii firmy. - Pyta pani, czy zrobiłaby taką samą surówkę w swoim domu. Mówiąc szczerze, nie bardzo. Może pani byłaby lepsza, ale na pewno inna w smaku. Ale nie zdradzę naszych przepisów, powiem tylko, że przy produkcji każdego produktu dodajemy nasze serce - mówi Grześkowiak.

Cała rodzina Grześkowiaków to zapaleni kucharze. Pasję do gotowania mają we krwi. I chociaż poszukują smaków z różnych stron świat, w swoim biznesie stawiają na polską tradycję. Tą pasją zarażają też młodsze pokolenie. Dzieci Zbigniewa mają nawet swój kącik kuchenny, gdzie także mogą przygotowywać własne potrawy.

- Jako firma bierzemy też udział w badaniach naukowych. Bardzo często występujemy w roli ekspertów. Jesteśmy otwarci na współpracę z sektorem naukowym, na testowanie nowych rzeczy - dodaje Grześkowiak.

W tej chwili przedsiębiorstwo Grześkowiak to jedno z większych, bardziej liczących się firm na polskim rynku. Są znani nie tylko w całej Polsce, ale także poza granicami kraju. Właśnie trwają przygotowania do warsztatów kulinarnych, które poprowadzą kucharze z Malezji, aby sprawdzić, czy także w tej egzotycznej kuchni nie znalazłyby się inspiracje do nowych produktów na polskie stoły. Bo Firma Grześkowiak nie ogranicza się tylko do produkcji surówek. Znani są na rynku także jako producenci sałatek, a także dań garmażeryjnych. - Kontynuujemy tradycję naszych potomków, wujków, rodziców, dziadków, zajmując się wciąż produkcją kapusty kwaszonej czy ogórków małosolnych i kwaszonych - dodaje Zbigniew Grześkowiak. - Bazujemy przede wszystkim na świeżych produktach od rolników z Wielkopolski. Staramy się wykorzystać wszystkie atuty naszego regionu, bo naprawdę są tu znakomite surowce - opowiada Grześkowiak.

Rodzinne przedsiębiorstwo z Kórnika, mimo sukcesów za granicą, nigdy nie myślało o założeniu firmy bądź filii w innym kraju. Nie zdradzają jednak swoich planów na przyszłość, bo, jak mówi Zbigniew Grześkowiak, niewiadomo co przyniesie nowy dzień. To jedna z niewielu dużych, rodzinnych firm, która nie została wykupiona przez zagraniczne koncerny. Jej podatki trafiają i zasilają wciąż polski budżet.

- Nasza oferta jest kierowana do polskiego klienta. Jesteśmy modelowym przykładem na to, że bez dodatku konserwantów, rzetelną pracą, dbaniem o jakość można osiągnąć sukces - tłumaczy Grześkowiak.

Jak tłumaczy właściciel firmy, Grześkowiakowie przy reklamowaniu swoich produktów nigdy nie musieli posiłkować się twarzą znanego kucharza lub celebryty.

- Bronimy się sami. Skoro to, co robimy, jest dobre i smakuje, to czego więcej chcieć? Bez wątpienia kluczową rolę odegrał marketing szeptany. To Nasi zadowoleni klienci są naszą najcenniejszą „platformą” marketingową - to oni polecają sobie nawzajem nasze sałatki, pierogi, kapustę czy surówki - tłumaczy Zbigniew Grześkowiak.

Surówki jak sos bolognese
We Włoszech kilkadziesiąt lat temu była wojna o makaron. A właściwie o sos. Jeden z kucharzy oskarżył drugiego o kradzież przepisu na sos bolognese. Nic dziwnego. Tajniki kuchni to najbardziej strzeżone sekrety. Nie tylko kucharze nie chcą zdradzać do końca sposobu, w jaki przygotowują dania. Także producenci i przetwórcy pilnie strzegą swoich interesów. I właśnie kilka lat temu wybuchł w Wielkopolsce skandal związany z kradzieżą. Jeden przetwórca oskarżył drugiego o kradzież receptur… surówek. Sprawa była jednak poważna, ponieważ okradziona firma straciła w tym czasie klientów. Sprawa zakończyła się w sądzie. Nie była to jedyna surówkowa afera, która wybuchła w Wielkopolsce. Jeszcze wcześniej jeden producent oskarżył drugiego, że ten pierwszy reklamował swoją firmę jako największą. Największy jednak nie był, z czym sąd zgodził się z oskarżającym. Jak widać więc, konkurencja na rynku surówek bywa czasem brutalna, a i metody, by wyeliminować przeciwnika na rynku, do najczystszych nie należą.

- Na szczęście nie mamy z tym problemu - mówi Jacek Frąckowiak, właściciel firmy „Rodi”. - Od lat jesteśmy stałym dostawcą dla czołowych firm, które wiedzą, że mogą na nas polegać. Inwestujemy w nowy sprzęt, nasz park maszynowy się rozrasta - dodaje Frąckowiak.

- Zdarzają się przykłady nieuczciwej konkurencji. Teraz jednak skupiamy się na swojej pracy, nie interesuje nas, co dzieje się u innych firm, jakie technologie wprowadzają - dodaje Grześkowiak.

A technologie w tak dużych firmach, jak u Grześkowiaka, to podstawa.

- Wdrażamy różne procesy, mamy takie laboratorium kulinarne, które mógłby nam pozazdrościć niejeden kucharz. Nim nowy smak surówki wypuścimy na rynek, wszyscy go testujemy. Ten proces trwa nawet kilka miesięcy - mówi Zbigniew Grześkowiak.

I chociaż dla jednych wejście Polski do Unii Europejskiej wiązało się z dodatkowymi obostrzeniami, zmianą stosowanych dotychczas receptur, zarówno duża firma z Kórnika, jak i małe przedsiębiorstwo „Rodi” mówią zgodnie, że na tych zmianach zyskali.

- Otwarcie granic było dla nas szansą. Przyjęliśmy rozwiązania, proponowane przez UE i myślę, że wykorzystaliśmy szansę, jaką dała nam bliższa współpraca z innymi krajami - opowiada Zbigniew Grześkowiak.

- Może i wymagania i normy, które musimy spełniać są teraz wyższe, jednak to dobrze wpływa na jakość produktów, które produkujemy - dodaje Frąckowiak.

Plany na przyszłość? - Rozwijać się! - mówią potentaci surówek.

STREFA BIZNESU NA FACEBOOKU. ZOBACZ!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski