Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad: Odkrywam miasto jak kobietę

Redakcja
Antonello Palombi zaśpiewał już partię Radamesa w poznańskiej inscenizacji "Aidy" Giuseppe Verdiego
Antonello Palombi zaśpiewał już partię Radamesa w poznańskiej inscenizacji "Aidy" Giuseppe Verdiego G. Dembiński
Z Antonello Palombim, o karierze śpiewaka operowego, rozmawia Stefan Drajewski

Jakie były Pana początki w świecie operowym?
Zawsze mnie pociągała opera. I dlatego zapisałem się do chóru kościelnego. Powoli zaczęło do mnie docierać, że śpiew może być czymś bardzo ważnym w moim życiu. Zacząłem się szkolić. Przez trzy lata śpiewałem w teatrze w Pizie, w mieście, w którym ciągle żyję, z którego wyjeżdżam na występy do innych miast, krajów…

Czy jest ktoś, kto podał Panu rękę?
Było kilka osób, które mi pomogły. Ale najlepszym nauczycielem jest scena. Dzięki Claudio Desderi, który kierował Teatrem Verdiego w Pizie, mogłem spokojnie pracować nad techniką, zwłaszcza że każdy śpiewak powinien sam poznać swój głos i znaleźć własny sposób na jego kształcenie. Nie ma techniki uniwersalnej. Nie bez znaczenia jest akompaniatorka, z którą przygotowałem dotychczas wszystkie role. Nie mogę też zapomnieć o mojej pierwszej nauczycielce, która nie brała ode mnie żadnych pieniędzy.

Pamięta Pan swój pierwszy występ?
Po raz pierwszy pojawiłem się na scenie w roli Pinkertona w "Madame Butterfly". Ale prawdę powiedziawszy, mam za sobą kilka debiutów, z których każdy otwierał nową drogę. Myślę tu o Festiwalu w Glyndebourne, gdzie wystąpiłem w "Manon Lescaut", myślę o moim debiucie amerykańskim w Seattle, gdzie śpiewałem w "Dziewczynie ze złotego zachodu", aż do debiutu w La Scali, kiedy wyszedłem na scenę w jeansach, aby zastąpić śpiewaka wykonującego partię Radamesa w "Aidzie".

Czym kieruje się Pan w życiu artystycznym?
Robię wszystko, aby nie postawić fałszywego kroku w swojej karierze. Wybieram tak role, aby pozwoliły mi zrobić krok do przodu, a nie do tyłu.

Co aktualnie interesuje Pana jako śpiewaka?
Jestem w okresie werystycznym, verdiowskim. Ale mam za sobą małą historię muzyki. Śpiewałem opery barokowe Rossiniego, Mozarta. Niedawno śpiewałem Samsona w operze "Samson i Dalila".

Często współpracuje Pan z Michałem Znanieckim?
Pierwszy raz spotkaliśmy się w pracy we Wrocławiu. "Samson i Dalila" to jedyne dzieło operowe, które dotąd zrealizowaliśmy wspólnie. Jest to reżyser, który w sposób zaskakująco dobry zna i rozumie artystę. Wyczuwa jego możliwości. Jest w stanie zaprosić odpowiedniego artystę w odpowiednim momencie. I dlatego mamy sporo wspólnych planów na przyszłość. Szybko zorientowałem się, że można mu zaufać.

Widziałem i słyszałem Pana w roli Samsona we Wrocławiu. Śpiewał Pan także w Warszawie. Spędzi Pan trochę czasu w Poznaniu. Jak Pan postrzega Polskę?
Kiedy patrzę na młodych Polaków, nie widzę różnicy między ich rówieśnikami we Włoszech, Hiszpanii czy Niemczech. Wrocław jest piękny, to jest taka mała Wenecja. Niestety, Poznania nie zdążyłem jeszcze poznać. Z tego, co zauważyłem, to pewnie się nim zachwycę. Oczywiście, mogłem przeczytać jakieś przewodniki i książki o Poznaniu, ale zawsze, kiedy przyjeżdżam do nowego miasta, próbuję je odkrywać jak kobietę. Kobieta nie ma historii. Kobietę odkrywa się zawsze na nowo. Chcę być uwiedziony przez miasto. Na przykład dziś rano, otwierając okna w hotelu, zobaczyłem cmentarz. I tu zaskoczenie. Myślę, że takich zaskoczeń w Poznaniu czeka mnie jeszcze więcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski