Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzbierające Voo Voo na Zamku. Relacja z koncertu [GALERIA]

Cyprian Łakomy
Voo Voo na Zamku w Poznaniu.
Voo Voo na Zamku w Poznaniu. Łukasz Gdak
Jeśli przyjmiemy, że koncert ma być czymś więcej niż li tylko odegraniem piosenek z płyty na żywo, to piątkowy występ Voo Voo Wojciecha Waglewskiego na Zamku można uznać za przykładne wykonanie tego założenia.

Voo Voo to zespół, który puszczany w radio nie przeszkadza (co w dzisiejszych czasach sztuką jest niebywałą - piszę bez cienia ironii), a słuchany z płyt pozostawia z reguły sympatyczne wrażenie. Niekoniecznie już porywające jak na genialnym albumie "Oov Oov" z 1998 r., choć nadal solidne i wiarygodne. Kto jednak nie widział formacji choć raz na żywo, powinien czym prędzej to nadrobić. Okazją ku temu był występ w Sali Wielkiej CK Zamek, którym Voo Voo po raz kolejny promowało w Poznaniu ostatnią w dorobku, "Nową płytę" (2012).

Scena jest dla kompozycji Waglewskiego zupełnie wyjątkowym środowiskiem, dającym każdej z nich nowe życie. Dzięki zamiłowaniu muzyków i - powiedzmy to szczerze - ich umiejętnościom improwizowania, każde z wykonań danego utworu jest jedyne w swym rodzaju i niepowtarzalne. Tak było między innymi z piosenką "Głupie to", której hendrixowski główny temat poparty został rozbudowanym wstępem zagranym na lekko klezmerską nutę.

Tuż po liderze, najwięcej uwagi koncentrował na sobie Mateusz Pospieszalski. Jego saksofon raz wybijał się na pierwszy plan, jak w "Wannolocie", gdy wraz z gitarą Waglewskiego grał unisono partię solową, by kiedy indziej wraz z basistą Karimem Martusewiczem budować potężne pasmo niskich częstotliwości.

Zasadniczą część setlisty stanowiły utwory z "Nowej płyty". Koncert rozpoczął się delikatnymi tonami singlowej "Bezsenności", po której usłyszeliśmy "Trąbkę, pompkę i lewarek". Najciekawsze wrażenie robił środek serwowanego programu w postaci "Może dziś" oraz melancholijnego "F-I" z wydanego w 1986 r. debiutu Voo Voo. Obie piosenki zaprezentowano w rozbudowanych aranżacjach, które z każdą sekundą przybierały na intensywności, dążąc do nieuchronnej kulminacji. To właśnie w ich trakcie najsilniej można było odczuć charakterystyczny, niemal szamański charakter brzmienia formacji. Pod koniec dostaliśmy jeszcze kolejna dawkę przebojów - "Nabroiło się", "Papierosy i gin", a także "Pierwszy raz".

- Jest nam bardzo miło, że pomimo wakacyjnej Kanikuły, kupiliście Państwo bilety i przyszliście posłuchać naszego zacnego, choć wciąż młodzieżowego zespołu – żartował Waglewski, pławiąc się w promieniach świateł. Kiedy po ich wygaszeniu i zejściu ze sceny wywołany został salwą oklasków, zaintonował pierwsze akordy „Jak gdyby nigdy nic”, mówiąc do publiczności: - Teraz poproszę was o zaśpiewanie, bo mnie się to już trochę znudziło. Widownia podchwyciła tekst, a jeden ze szczęśliwców został nawet zaproszony na scenę.

Po wybrzmieniu ostatnich taktów bisu, Voo Voo zeszło ze sceny. Tym razem już definitywnie i na pewno z tarczą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski