18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyli na bruku w Londynie. Barka UK pomogła wrócić im do kraju

Agnieszka Świderska
Jurek, Artur i Marek - każdy ma za sobą "swój" Londyn. Żaden nie chce do niego wracać
Jurek, Artur i Marek - każdy ma za sobą "swój" Londyn. Żaden nie chce do niego wracać Grzegorz Dembiński
- Pod wiatą pod kartonami spało osiemnaście osób - wspomina Marek Kania, który pracował w Londynie jako lider Barka UK. - Byli pijani. Dla jednych ulica zaczyna się z powodu picia. Dla innych picie zaczyna się na ulicy. Ale ulica nie jest wyrokiem. Możesz wrócić. Jeśli chcesz. Ja byłem od tego, żeby im o tym powiedzieć. Przekonać. "Wracaj, nic tu po tobie. Szkoda twojego życia". W ciągu mojego pierwszego miesiąca w Londynie wróciło 20 osób.

ZOBACZ TEŻ: LUDZIE BEZDOMNI Z DWORCA KOLEJOWEGO - REPORTAŻ ROBERTA DOMŻAŁA

Marek Kania pierwszy raz wyjechał na misję "Londyn" w 2007 roku. Potem były kolejne wyjazdy i kolejne powroty. Czy będą następne? Losy Barki UK wciąż się ważą, a powodem niepewności są umowy z londyńskimi dzielnicami, które płaciły za liderów i powroty imigrantów. Już nie tylko Polaków, ale także Czechów, Litwinów, Rumunów, Włochów, Hiszpanów, a nawet Niemców. Bezdomność nie uznaje bowiem ani płci, ani narodowości, ani koloru skóry. I nie ma dla nikogo litości.

Trzy funty pod stołem
Wśród 70 mieszkańców ośrodka Barki w Chudobczycach, kilkadziesiąt kilometrów pod Poznaniem, jest kilku "londyńczyków". Marek, Jurek, Artur i inni. Każdy ma za sobą swój Londyn.

Trzy funty leżały pod stołem. Musiały spaść. Znaleźli je później. Wcześniej znaleźli winnego, który je ukradł i zdążył przepić, a oni nie mieli już za co pić. Połamali mu ręce i nogi, wybili zęby. Kopali po głowie. Potrzebna była trepanacja czaszki. Marek miał już dość.

Kto następny pójdzie do piachu? Przez osiem lat doliczył się 28 kolegów. Mieli po dwadzieścia i trzydzieści parę lat. Nie był już ciekawy, kto będzie tym 29. Chciał wracać. Wiedział, gdzie znajdzie tych z Barki. Zaglądali do niego i namawiali do powrotu. W styczniu był już w Polsce.

- Ulice w Londynie są piękne do zwiedzania - mówi Jurek. - Ale nie wtedy, gdy musisz na nich żyć. Wtedy ich nienawidzisz.

Jurek przez dwa miesiące koczował w parku. Dobrze, że londyńskie parki są mniej zadbane od tych w Polsce. Można znaleźć zakątek, w którym schowasz się ze śpiworem i jedyną torbą, która ci została.

- Wstydziłem się - przyznaje Jurek. - Kiedy wychodziłem na ulicę, miałem wrażenie, że wszyscy wiedzą, że jestem bezdomny. Jakby bezdomność miała jakiś zapach, po którym można ją rozpoznać. I nie chodzi mi o zapach brudu bezdomnych z polskich dworców. Tylko zapach człowieka, który nie ma dokąd wracać.
NA NASTĘPNEJ STRONIE - HISTORIA ARTURA
Artur zawsze zrywał się przed świtem. Nocował pod murowaną wiatą za kontenerem na śmieci. Obok stały bloki. Nie chciał, by ktoś dzwonił po policję, ale i tak zadzwonili. Policjanci byli mili: "Możesz tu spać, ale żeby nic ci nie stało". Ci z Barki też go znaleźli. Przychodzili i sprawdzali, czy nic mu się nie stało. Kiedy przyszli ostatnim razem, powiedział im, że ma dość. Że chce wracać. Wrócił kilka tygodni temu.

"Oddzwonimy do pana"
Marka zawsze ciągnęło po świecie. Miał fach w ręku. Jako budowlaniec mógł i pracował wszędzie. Kiedy w maju 2004 roku otwarto granice, był już w samolocie do Londynu. Ponad rok przepracował na londyńskiej budowie. Był dobry, więc dobrze mu płacili. Miał pieniądze, więc pił. Po tym jak czwarty raz poszedł w cug, już nie wrócił na budowę.

Potem były inne miasta i inne budowy. Na dłużej i na krócej. Byleby mieć za co pić. Ostatnie pięć lat spędził w Londynie. Z kilkoma innymi Polakami urządzili się w garażu. Ten ranek, kiedy obudził się bez dokumentów, był początkiem końca.
- Bez dokumentów jesteś nikim - mówi Marek. - Wrócić nie możesz. Pracować nie możesz. Tylko na czarno. Czasem płacili, a czasami nie.

Jurek uciekł do Londynu przed dwoma wyrokami za niespłacone kredyty. Wiedział, że po ucieczce odwieszą wyroki, bo nie dotrzymał warunków i nie "naprawił szkody". Wiedział, że może być poszukiwany i dlatego nie wolno nigdzie mu się rejestrować i niczego podpisywać. Zaczął dobrze. Od pracy w KFC. Tak długo jak mógł odwlekał moment podpisania umowy.

Kiedy już dłużej się nie dało, poszukał innej pracy. Każda następna była coraz gorsza, aż w końcu nie było już żadnej. Został tylko park, śpiwór i torba.

- Nie znajdziesz pracy bez telefonu, a jak żyjesz na ulicy, to nie masz go ani za co doładować, ani gdzie naładować. - mówi Jurek. - Nawet jak znalazłem jakieś ogłoszenie o pracę i poszedłem tam to usłyszałem "oddzwonimy do pana". Gdzie mieli zadzwonić?

To na ławce w parku znalazł bezpłatnego "Gońca" z artykułem o Barce UK. Tyle, że w artykule nie było adresu. Chodził od jednej polskiej redakcji do drugiej, zanim w końcu zdobył adres. Gdyby nie ten artykuł o Barce, poszedłby na najbliższy komisariat policji i zgłosił, że jest poszukiwany. Było mu już wszystko jedno. Byleby nie wracać do parku.
Artura ściągnął do Londynu kolega. Obiecał mu pracę. Na miejscu okazało się, że pracy nie ma, a kolega nie jest już dobrym kolegą. Musiał radzić sobie sam. Przez pół roku pracował na czarno na myjni samochodowej. Kiedy stracił pracę, przestał sobie radzić. Było więcej takich jak on.

Żeby być z nimi, a musiał z kimś być w tym 8-milionowym mieście, którego języka nie znał, musiał kraść jak oni po sklepach. Głównie alkohol. Dobrze poznał londyńskie ulice. Spędził na nich półtora roku.
- To był pusty czas - mówi teraz. - To nie było nawet życie, tylko wegetacja.

Przystanek: Chudobczyce

Barka nie tylko przewiozła ich na drugi brzeg. Przecież tu w Polsce nie mieli już dokąd wracać. Dostali dach nad głową w ośrodku w Chudobczycach. Jurek opuścił go tylko raz, by odsiedzieć swoje dwa lata. Marek jest już po detoksie. Artur myśli o przyszłości, w której nie będzie już ulicy.
- Być raz w życiu bezdomnym, wystarczy na jedno życie - mówi.

Żaden z nich nie myśli już o Londynie. Byli jednak przed nimi tacy, którzy wracali.
- Najczęściej wracali do tego samego, nawet jeżeli wierzyli w to, że tym razem im się uda - mówi Marek Kania. - Na pewno łatwiej być bezdomnym w Londynie niż w Polsce. Łatwiej o jedzenie, o drobne od ludzi. Ale tak naprawdę bezdomność jest wszędzie taka sama.

NAJNOWSZE INFORMACJE Z POZNANIA I WIELKOPOLSKI: GLOSWIELKOPOLSKI.PL

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski