MKTG SR - pasek na kartach artykułów

90 lat temu demonstranci zdobyli i spustoszyli kaliski ratusz [FOTO]

Mariusz Kurzajczyk
W lutym 1926 roku w Kaliszu miały miejsce rozruchy, o których mówiła i pisała cała Polska. Wydarzenia sprzed 90 lat miały być inspirowane przez partie radykalne, w tym komunistów.

Wypadki kaliskie rozpoczęły się 9 lutego 1926 roku. Koło godziny 9.30 pod ratuszem zebrał się tłum ludzi, według różnych szacunków od 150 do 300 osób, co ciekawe w dużej mierze młodzieży i kobiet. O tym, że nie było to zgromadzenie przypadkowe najlepiej świadczy fakt, że zebrani śpiewali „Czerwony sztandar”. Demonstrujący domagali się widzenia z prezydentem miasta Mieczysławem Szarrasem.

Jak zwykle bywa w takich przypadkach, z każdą chwilą tłum rósł o gapiów oraz robotników pracujących przy odbudowie miasta. Na obecność policji zebrani reagowali wrogimi okrzykami, a wreszcie rzucaniem kamieni. Kilku z nich aresztowano. Delegacja manifestantów (Franciszek Lis, Józef Arnold, Mieczysław Bakowski, Józef Dobrowolski, Józef Janiak, Kazimierz Koszela, Stanisław Pilarski, Wincenty Wojciechowski, Ignacy Szurek) udała się do starosty Zdzisława Stefańskiego z prośbą o ich zwolnienie i tak też się stało. Zresztą areszt znajdował się w siedzibie starostwa. Chwile potem wraz z delegacją Stefański udał się do ratusza, gdzie rozpoczęto pertraktacje.

Robotnicy domagali się przede wszystkim większych stawek dla zatrudnionych przy robotach miejskich młodocianych i samotnych oraz pracy na dwie zmiany. Gdy wiele wskazywało na to, że rozmowy zakończą się pokojowo, doszło do krwawej jatki. Na polecenie starosty policjanci wycofali się z rynku do swoich koszar przy ul. Lipowej. Za nimi pobiegła część demonstrujących, obrzucając funkcjonariuszy kamieniami. Przed koszarami policjanci odpowiedzieli ogniem, raniąc pięciu manifestantów. Rannych zostało też trzech funkcjonariuszy, w tym ciężko Franciszek Winiaszczyk. Jednemu z policjantów zrabowano rewolwer. Odgłosy strzałów dotarły do tłumu przed ratuszem, który, nie reagując na mające uspokoić nastroje przemówienie Szarrasa, wtargnął do budynku. W bijatyce poturbowany został prezydent miasta, szef policji Rajmund Stoczewski. Wicestarosta Henryk Ostaszewski, atakowany przez grupę kobiet, wyszedł przez okno na I piętrze i przeszedł kilkanaście metrów po gzymsie do innego pomieszczenia. Był inwalidą, więc tłum skandował z dołu „dobić kuternogę”. Przy okazji przyszły wojewoda białostocki zyskał wtedy przydomek „Gzyms”.

Już wcześniej starostwa poprosił o pomoc dowódcę 25 Dywizji Piechoty gen. Albina Jasińskiego. Koło godz. 15 na rynku zjawił się oddział 29. Pułku Piechoty na czele pułkownikiem Arturem Górskim. Ostatecznie do użycia wojska nie doszło, choć w niektórych źródłach z tamtego okresu można przeczytać, że zaburzeniom położyła kres „siła zbrojna”.

Demonstranci nie poprzestali na policzkowaniu prezydenta Szarrasa. Zdemolowano magistrat, niszcząc meble i dokumenty, wyrzucając różne przedmioty przez okna. Na rynku i w okolicy chuligani demolowali sklepy, których właściciele nie zdążyli zamknąć.

Spokój zapanował wieczorem, a przez całą noc w starostwie trwała narada z udziałem władz miasta, ale także wojewody łódzkiego Ludwika Darowskiego, który się zjawił o 2 w nocy. Policja aresztowała kilkanaście osób.

Na tym jednak wypadki kaliskie się nie zakończyły. Na 10 lutego Rada Związków Zawodowych zwołała jeszcze przed wybuchem zamieszek wiec w kinie „Stylowy” (późniejsze „Słońce”) przy ul. Ciasnej. Sala wypełniła się po brzegi, a wśród gości znaleźli się m.in. radykalni posłowie Feliks Hołowacz z Niezależnej Partii Chłopskiej i Tomasz Kapitułka z Niezależnej Socjalistycznej Partii Pracy. Szybko jednak zgromadzenie prowadzone przez Adama Mrozińskiego z NSPP zostało rozwiązane przez policjantów z referentem starostwa Koryckim na czele. Część zebranych nie chciała wyjść, więc znów doszło na starć z policją. Posypały się kamienie i butelki. Padły strzały, ale ponoć z przypadkowego uderzenia karabinka o bruk. Rannych zostało kilka osób, a ciężko Kazimierz Szurczak, który cztery dni potem miał umrzeć. Wbrew wielu ówczesnym, ale także powojennym przekazom (np. w „Balladach kaliskich” Bogumiła Kunickie-go) była to jedyna śmiertelna ofiara zajść. Ciężko rannych było ponad 30. Co ciekawe, o śmierci Szurczaka pisze jedynie pół wieku później Henryk Wrotkowski, nie powołując się na źródło. Ówczesna prasa oraz władze dementowały informację o śmierci jednego z rannych.

Już 10 lutego wypadkami zainteresował się Sejm za sprawą posłów Komunistycznej Frakcji Poselskiej. Socjalistyczny „Robotnik” napisał nawet, że komuniści urządzili „demagogiczną awanturę”. Ogólnopolska i oczywiście kaliska prasa jeszcze długo wracała do tych wydarzeń. A na przykład czeski (!) dziennik „Lidove Noviny” doniósł, że decyzję o proteście podjęli uczestnicy konferencji komunistów w Gdańsku. Przeważała opinia, że za wszystkim stoi KPP.

18 lutego odbyło się pierwsze po wypadkach posiedzenie Rady Miejskiej. Prezydent Szarras oświadczył, że magistrat „padł ofiarą motłochu i szumowin”. Co ciekawe, radni PPS dowodzili, że za zamachem stała... endecja.

W październiku przed Sadem Okręgowym w Kaliszu toczył się proces uczestników zajść. Z 55 osób ostatecznie na kary więzienia od 3 miesięcy do roku skazane zostały 32. Od tego wyroku odwołali się zarówno prokurator, jak i obrońcy. Sąd Apelacyjny trzech z początku uwolnionych uczestników - Mrozińskiego Solnika i Lisa skazał na... najwyższe kary - 1,5 do 2 lat więzienia, jednak Sąd Najwyższy Solnika i Lisa oraz skazanego na rok Wojciechowskiego uwolnił.

Niemal wszyscy piszący o wypadkach są zgodni, że ich przyczyną była trudna sytuacja robotników, głównie pochodzących spoza Kalisza. W końcu 1925 roku liczbę bezrobotnych w mieście oceniano na 4 tysiące, przy czym wielu z nich straciło pracę w poprzednich kilku miesiącach. W efekcie wojny celnej z Niemcami spadła sprzedaż tkanin, a Kalisz przemysłem włókienniczym stał. Na niskopłatną, nieregularną, co wynikało z trudności w pozyskiwaniu kredytów, pracę mogli liczyć robotnicy zatrudnieni przez Miasto. Wprawdzie bezrobotni otrzymywali wsparcie z opieki socjalnej, ale zasiłków nie dostawali robotnicy sezonowi, pochodzący najczęściej z podkaliskich wsi. Już jesienią odbyło się kilka wieców, organizowanych przez najbardziej radykalne partie, a przede wszystkim NSPP. Ostatni, który miał miejsce 28 grudnia 1925 r., zakończył się marszem przez miasto z kina „Oaza” pod magistrat. Wtedy jeszcze kamienie nie poleciały...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski