Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Blisko rok przygotowań, specjalny wózek i jedzenie. Kazimierz Jastrzębowski przejechał maraton. Sam, pomimo choroby

Adam Jastrzębowski
Adam Jastrzębowski
Aktywny wózek, na którym jeździ Kazimierz został wykonany na miarę, z uwzględnieniem m.in. długości nóg.
Aktywny wózek, na którym jeździ Kazimierz został wykonany na miarę, z uwzględnieniem m.in. długości nóg. Adam Jastrzębowski
Ponad 42 kilometry próby, blisko rok przygotowań. To, że Kazimierz weźmie udział w maratonie było oczywiste chyba dla wszystkich, którzy widzieli jak zaczął trenować. Trenować, pomimo choroby.

Scena pierwsza

Poznańskie Winogrady. Początek października 2023 roku. Ciepłe, jesienne popołudnie.

Niecałe trzy tygodnie do godziny zero. Startu 22. Poznań Marathon.

- No to jak chcesz jechać ze mną na trening, to bardzo proszę. Tylko ostrzegam, wyjeżdżam o 5 rano.
- Dobrze, wstanę
- Do przejechania mam 21 kilometrów. Przed ósmą powinniśmy być z powrotem w domu.

Scena druga

Dziedziniec - ogród Hospicjum Palium. Jeszcze przed wózkiem, okolice 2016 roku.

Kazimierz codziennie przemierza swoje kilometry. W tę i we w tę. Nie ma tutaj za dużo miejsca do chodzenia, ot parę alejek i wśród nich mały staw; trochę trawy, parę drzew i krzaków. Ale Kazimierz codziennie musi swoje wydrobić. Nieważne czy jest ładna pogoda, czy akurat pada deszcz. Zawzięty jest. I dzień w dzień stawia krok za krokiem. Musi.

Musi, bo parę lat wcześniej usłyszał swój białaczkowy, zdawałoby się, wyrok. Jeszcze przed przekroczeniem sześćdziesiątego roku życia. A przecież ruch pomaga w tym, by mięśnie chciały dalej pracować, stawy trzeszczały mniej i całe ciało się nie poddawało. Sam ruch nie uzdrowi pacjenta, nie będzie uniwersalną tabletką, czy inną cudowną maścią, ale jest formą terapii dla ciała. No i przede wszystkim - terapii dla ducha.

Kiedy Kazimierz nie jest już w stanie chodzić w stu procentach o własnych siłach, to, zamiast poddać się i położyć na przeciwodleżynowym łóżku, jak większość jego współlokatorów z poznańskiego Hospicjum Palium, chwyta za niebieski chodzik-balkonik.

I dawaj z tym balkonikiem po przyszpitalnym ogrodzie. I znowu: w słońcu (w obowiązkowej czapeczce, bo przecież włosów już nie ma, wypadły w czasie chemioterapii), w deszczu, w przejmującym zimnie (dwie pary rękawiczek, bo ta krew to jednak trochę wolniej płynie w organizmie) i cały spocony w tych dniach cieplejszych. Wszystko, byle tylko się jeszcze ruszać. Nie poddać, nie osiąść, nie zostać w szpitalnym łóżku na stałe. Przykutym.

A po tym treningu nie kładł się i nie rozmyślał, tylko schodził na dół, do sali terapeutycznej, aby malować motyle. Na folii, na szkle, na papierze. Powoli stawał się tym Kazimierzem od motyli. Dzisiaj charakterystyczne motyle w drewnianych ramkach zdobią gabinety wielu darczyńców poznańskiego hospicjum, a sam Kazimierz na swoich, przyozdobionych kolorowymi owadami w każdy możliwy sposób, wózkach inwalidzkich pojawia się na festynach, biegach, imprezach kulturalnych i sportowych, promując wolontariat i zbierając datki na Hospicjum Palium. I nie tylko.

Scena trzecia

Lata przed chorobą.

A przecież, zanim ta choroba na literkę B. pojawiła się w życiu Kazimierza, to nie był on typem sportowca. Oczywiście, w szkole średniej grał w siatkówkę (podobno, nawet całkiem nieźle), a już potem, w czasie pracy zawodowej w domu czasami pojawiały się kolejne sprzęty do domowego treningu: od hantli, przez steppery, aż po orbitrek.

Ale nie uchroniło go to od tego, by podczas podejścia z Przesieki do położonego na polsko-czeskiej granicy schroniska Odrodzenie na Przełęczy Karkonoskiej złapać mocną zadyszkę. Nic dziwnego, przecież ani nie lubił długich spacerów, ani chyba nigdy nie wyszedł pobiegać. Nawet na te 2, 3 kilometry. Czy ktokolwiek mógł się wówczas spodziewać, że w życiu Kazimierza, już po 70. roku życia i już po tym, jak z niebieskiego balkonika przesiadł się na wózek inwalidzki, pojawi się wyzwanie… maratońskie?

Scena czwarta

Droga rowerowa przy ulicy Mieszka I. Godzina piąta rano z minutami, jeszcze przed świtem. Ciemno jak oko wykol. Początek października, niecałe trzy tygodnie do startu maratonu.

- To którędy jedziemy?
- Najpierw wzdłuż średnicówki, potem drogą rowerową przy Cytadeli, na Armii Poznań. Na Garbarach wjeżdżam zawsze na Wartostradę i przez most Lecha kieruję się na drugą nitkę Wartostrady. I tak, obok Bramy, Katedry i przy Warcie jadę aż do Starołęki. I tam zawracam.
- To twoja ulubiona trasa?
- Tutaj jest bezpiecznie, jedzie się po ścieżkach rowerowych i asfalt jest w miarę równy, bez dziur. Nie ma też wielu podjazdów, które dla wózkowiczów są chyba większym utrapieniem, niż dla biegaczy. Najcięższe to chyba te przy Bramie Poznania, w obie strony i ten przy osiedlu Piastowskim. Tam to się trzeba tymi rękami namęczyć, żeby wjechać na te niewielkie nachylenia.
- Dlaczego zaczynasz tak wcześnie?
- Jak wyjeżdżam tak rano, to nie ma jeszcze na drogach ludzi z pieskami, które lubią wejść pod koła mojego wózka. A dodatkowo teraz, jesienią, od paru dni są piękne mgły o poranku i mogę je sobie je jadąc podziwiać. No i jak tak zaczynam od porannego treningu, to jestem potem pełen energii na resztę dnia.
- Kogo mijasz podczas treningów?
- Głównie biegaczy i rowerzystów. Niektórzy już mnie poznają, kiwamy sobie na powitanie. Na Wartostradzie mijam takiego pana, który, ilekroć mnie widzi, to krzyczy „dajesz, dajesz”. Uczestniczyłem już w paru biegach - w Biegu Motyli, w lubońskim Biegu Niepodległości, czy też mosińskim Elegancie. Powoli biegacze mnie rozpoznają. Coraz rzadziej się zdarza, że ktoś chce mnie popchnąć, w dobrej wierze!, pod górkę. Wiedzą już, że ja tu trenuję. I muszę tam wjechać sam.

Scena piąta

Mieszkanie na Winogradach

Tu Kazimierz trzyma wszystkie swoje wózki. Wszystkie, bo są aż trzy. Wielki i ciężki wół roboczy na baterie, który jest podstawowym pojazdem do poruszania się po mieście; zwykły wózek inwalidzki, który można wykorzystywać do spacerów i wizyt w miejscach, gdzie ponad 100-kilogramowy elektryk nie wjedzie; i ten trzeci, obecnie najważniejszy: wózek aktywny.

Jest wykonany z aluminium i szyty na miarę, z przypominającym kubełkowe fotele w sportowych samochodach siedziskiem. Przed jego wytworzeniem - a wózki aktywne tworzy się dla konkretnej osoby - Kazimierz musiał zostać pomierzony; szerokość miednicy, długość nóg. Wszystko po to, by powstał pojazd, który nie będzie się wywracał, gdy pochylony zawodnik będzie przemierzał kolejne kilometry. Z tyłu są małe kółka, dzięki którym pokonując podjazd, Kazimierz nie poleci do tyłu; niektórzy je odczepiają, ale tutaj najważniejsze było bezpieczeństwo.

Oprócz konstrukcji stworzonych z aluminium są jeszcze dostępne wózki tytanowe i karbonowe, które wyróżniają się, chociażby dużo mniejszą wagą, ale ich ceny powalają.

A jak wózek jest specjalny, to i rękawiczki też muszą być specjalne, z dodatkową wyściółką. A co za tym idzie - specjalnie drogie.

Scena szósta

Przy moście Lecha. Minęły dwie godziny treningu. Świta. Droga powrotna do domu.

- Widziałeś tego lisa na Wartostradzie?
- Tak, musiałem na niego krzyknąć, by mi zszedł z drogi. Jak tak jeżdżę rano wzdłuż Warty, to mijam i jeże i króliki i lisy, czasami jakaś sarenka się zdarzy. Pełno zwierzyny.
- Chyba jesteś już powoli zmęczony? Trochę dzisiaj przejechaliśmy, a jednak ja na rowerze mam łatwiej niż Ty na wózku.
- W tym kasku niewygodnie się jeździ. Ciężko mi się oddycha. Pierwszy raz go założyłem. Na maratonie jest wymóg, muszę to zatem przetestować wcześniej. Ale nie wiem, czy się przyzwyczaję.
- Widzę, że w te koła to można by było wpompować więcej powietrza.
- Wiem, ale zrobię to dopiero przed samym startem. Teraz są trochę większe opory toczenia i ciężej dzięki temu trenuję. A potem, jak napompuję, to będę fruwał!

Scena siódma

Gdzieś w Poznaniu.Złapana przelotem na krótką rozmowę telefoniczną Alicja. Wolontariuszka, znajoma i sąsiadka Kazimierza.

- Kazia znam od 2016 roku. Jakbym go scharakteryzowała? To marzyciel i idealista, a zarazem perfekcjonista. I, co wcale nie jest cechą negatywną, jest niesamowicie uparty... To jest taki facet, który jak sobie coś zaplanuje, to będzie uparcie ten cel realizował. Tak jak teraz z maratonem. Przecież jak zaczął jeździć i startować, to było dla mnie oczywiste, że nie poprzestanie na Biegu Motyli, na tych lichych 5 km. Ten maraton był w sumie… logiczny. Kiedy się poznaliśmy w tym 2016 roku, to nie miałam prawa się spodziewać, że będzie kiedyś brał udział w takich biegach. Ale tak samo nie myślałam, że będzie aktywnym wolontariuszem i, że będzie kwestował nie na rzecz tylko jednej fundacji, ale paru; że tak chętnie będzie brał udział w wydarzeniach kulturalnych i sportowych. Ta choroba i pobyt w Hospicjum go zmieniły.

Scena ósma

Bieg Motyli nad Maltą, 24 września 2023 roku.

- Pogratuluj Kazimierzowi, jak go będziesz widział. Fotografowałem start biegu i patrzę, a tam Kaziu pędzi na swoim wózku jako pierwszy. To było imponujące

- powiedział wtedy Waldemar Wylegalski, fotoreporter „Głosu Wielkopolskiego”.

Start imponujący, ale tym razem nie zwycięski. W swojej kategorii „wózek aktywny mężczyzn” zajął drugie miejsce, na metę wjeżdżając pół minuty za zwycięzcą, panem Krzysztofem. Dystans wokół jeziora maltańskiego - 5.4 km - pokonał w czasie 33 minut i 38 sekund. Ale i tak - do przodu. Ostatnia próba startowa przed maratonem zakończona pozytywnie.

Na pierwsze poważne treningi Kazimierz zaczął wychodzić w lutym. Najpierw spokojnie, po parę kilometrów po pobliskiej Cytadeli, gdzie każda górka dłużyła się i wyciskała siódme poty. Popękane asfalty poznańskich ścieżek rowerowych, nierówne, pochyłe chodniki, na których trzeba dwa razy mocniej kręcić jedną ręką, by nie zmienić toru jazdy, sprawiały ból. Ale z czasem forma rosła. Gdy w maju udawało się już przejechać półmaraton, zapadła decyzja - trzeba spróbować swoich sił na dystansie królewskim.

Scena dziewiąta

Mieszkanie Kazimierza, Winogrady. Początek października.

- Czego się boisz w związku z maratonem?
- Na pewno nie samego dystansu, bo ten już pokonałem… dwukrotnie. Wiem, że dam radę. Wody nie muszę brać, bo co pięć kilometrów jest punkt odżywczy, tyle nawadniania się mi wystarczy. Specjalnie przygotowane jedzenie będę miał ze sobą w torbie na kolanach. Obserwuję pogodę i widzę, że ani nie powinno być za gorąco, ani nie powinien padać deszcz. Chyba jedyne co mi może przeszkodzić to, odpukać, przebita opona w wózku. Na to nie ma rady, sam sobie nie wymienię dętki. To jest zresztą zawsze moja obawa związana z treningami.
- Nie ma możliwości, byś sobie poradził w czasie samotnych wyjazdów…
- Niestety, nie zdejmę sam koła i nie wymienię dętki, nawet jakbym miał ze sobą narzędzia. Przecież ja na tym wózku siedzę. Wiem, że byłbym wówczas zdany na telefon do rodziny, czy przyjaciół, ale na szczęście do tej pory nie miałem takiego przypadku.
- A o swoje zdrowie się nie martwisz?
- Nie, jestem dobrze przygotowany. Mam rozpisany plan treningowy przez pracowników dydaktycznych z poznańskiego AWF-u. Zresztą, zanim na dobre rozpocząłem jeżdżenie z myślą o maratonie, to wzmocniłem się ćwiczeniami - bicepsy, ramiona i barki.
- A co mówią lekarze o twoich treningach?
- Pani hematolog powiedziała, że mogę śmiało startować, powinno mi to wyjść na zdrowie, bo organizm poprzez aktywność fizyczną będzie walczył również z chorobą. Obiecała też, że będzie stała na trasie i mi kibicowała. Lekarz neurolog także nie widzi przeciwwskazań. Miałem robiony tomograf, który nie wykazał żadnych negatywnych zmian w kręgosłupie, od czasu rozpoczęcia treningów.

Scena dziesiąta

(W której w zasadzie nie spotyka się samodzielnych osób na wózkach inwalidzkich uprawiających sport).

Bo to przecież nie jest takie oczywiste, że niepełnosprawni angażują się w aktywność fizyczną. Jak wykazywał w 2017 roku raport Najwyższej Izby Kontroli obejmujący lata 2013-2015, tylko 2 proc. osób niepełnosprawnych w Polsce korzystało w tym okresie z dofinansowań pochodzących z PFRON i Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej. Oczywiście, można przyjąć, że niepełnosprawnych sportowców-amatorów mamy w społeczeństwie wielu więcej, niż tylko te dwa procent. Tylko gdzie ich spotkać?

Wśród problemów, z którymi borykają się niepełnosprawni, Kazimierz wyróżnia na pierwszym miejscu problem finansowy. Wózki aktywne, które nie są pojazdami uniwersalnymi, są po prostu drogie i jest to pierwsza bariera, która odstrasza. Według niego ciężko również znaleźć programy promujące bieganie dla niepełnosprawnych, ale nie takie, których końcowym elementem ma być udział w zawodach rangi mistrzostw świata, a te przeznaczone dla amatorów. No i nie zapominajmy o tym, że, zwłaszcza u niepełnosprawnych, każda chęć podjęcia aktywności fizycznej powinna być poprzedzona fizjoterapią i konsultacją u specjalisty. A z tym w Polsce krucho.

Scena jedenasta

Winogrady

- Tato, a po co to robisz? Dlaczego postanowiłeś przejechać maraton?
- Powody są tak naprawdę dwa. Pierwszy to chęć pokonania siebie. Stawianie sobie dalszych celów, pokonywanie trudności i barier, które wydawałoby się, są dla mnie nie do pokonania. Przezwyciężenie własnych słabości, własnej niemocy spowodowanej chorobą. I właśnie poprzez sport walczę z białaczką. Chcę pokazać, że mogę jak najdłużej, na ile to możliwe w moim przypadku, być samodzielnym.
- A ten drugi powód?
- Chcę sobie w ten sposób, poprzez aktywność fizyczną, przedłużyć życie.

Scena ostatnia, ta która się jeszcze nie wydarzyła. Ale przecież nastąpi.

Dwudziesty drugi dzień października, godzina 13.30, może parę minut później, albo wcześniej.

Kazimierz zmęczony, ale uśmiechnięty przejeżdża przez linię mety na placu Marka na poznańskich Targach.

Przez poprzednie blisko 5 godzin - planowany przez niego czas ukończenia to 4:30-4:45 - czuł na trasie biegu wsparcie bliskich, przyjaciół z Fundacji, motylich wolontariuszy i pozostałych zawodników na trasie.

Kibicował mu personel z Hospicjum. Odbiera medal, zostaje oficjalnie maratończykiem. Dołącza do grona tych, którzy z walki z dystansem 42 kilometrów i 195 metrów wyszli zwycięsko. I jak każdy sportowiec-amator już zastanawia się, w którym kolejnym biegu wystartuje. I czy wymarzony maraton po paryskich uliczkach jest faktycznie w zasięgu jego ręki, ręki popychającej koło wózka inwalidzkiego.

Errata

Kazimierz Jastrzębowski swój pierwszy w życiu oficjalny maraton pokonał w czasie 5 godzin i 4 minut. Z czego dobrą połowę w trakcie ulewy, która przeszła nad Poznaniem. Już zapowiedział, że za rok ten czas poprawi.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Budynki, niegdyś przyjmujące każdego dnia wielu gości, powoli niszczeją. Nie brakuje tam też stert śmieci i ogólnego bałaganu.Więcej zdjęć ---->

W tym miejscu rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Upiorny ...

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski