Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czerwiec 1956: Gdzie i jak ginęli uczestnicy poznańskiego buntu

Krzysztof M. Kaźmierczak
Uczestnicy zrywu przeciwko władzom PRL opanowali na krótki okres pojedyncze czołgi, ale nie potrafili ich użyć, a do tego nie były one uzbrojone lub były wyposażone tylko w amunicję do broni maszynowej
Uczestnicy zrywu przeciwko władzom PRL opanowali na krótki okres pojedyncze czołgi, ale nie potrafili ich użyć, a do tego nie były one uzbrojone lub były wyposażone tylko w amunicję do broni maszynowej Archiwum IPN
Większość osób zabitych podczas Poznańskiego Czerwca nie poniosła śmierci, biorąc czynny udział w walkach - stwierdziłdr Łukasz Jastrząb, który przeanalizował wszystkie zgony.

Poznański zryw przeciwko władzy komunistycznej miał krwawy przebieg, ale większość ofiar to były osoby, które przypadkowo znalazły się na linii strzału. Gdyby uczestnicy buntu i tłumiące go jednostki wojskowe działały bardziej zdecydowanie, zabitych mogło być wielokrotnie więcej.

- Najwięcej było postrzałów klatki piersiowej - 15, głowy - 12, czaszkowo-mózgowych - 10, brzucha - 9. Było pobicie, wypadek komunikacyjny, rozjechanie przez czołg - wylicza dr Łukasz Jastrząb, który w oparciu o dokumentację oraz relacje świadków i członków rodzin dokładnie przeanalizował wszystkie zgony, do jakich doszło podczas wydarzeń Poznańskiego Czerwca ’56.

- Nie doszukiwałbym się tutaj jakiś celowych działań, np. snajperów, bo i takie tezy się pojawiały. Mnogość obrażeń wskazuje raczej na chaos i przypadkowość. 80 proc. zabitych nie brało czynnego udziału w zajściach. To samo ranni, zdecydowana większość była ranna poza centrum wydarzeń - poza ul. Kochanowskiego - dodaje.

Bezpieki bronili pisarze i szewcy

Spośród wszystkich 58 zabitych 19 osób zginęło w rejonie siedziby Wojewódzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Publicznego - przy ul. Kochanowskiego i na pobliskich ulicach. Każda śmierć jest wielką tragedią, ale 19 zabitych to stosunkowo niewiele, biorąc po uwagę, że w tym miejscu toczyły się najpoważniejsze starcia.

Wokół obleganego przez kilka godzin gmachu było aż 28 punktów, z których ostrzeliwano budynek i obrzucano go butelkami z benzyną. Gdyby działania o charakterze zbrojnym były skoordynowane, to bardzo możliwe, że udałoby się zdobyć gmach WUdsBP. Przewaga liczebna była po stronie atakujących.

Budynek był broniony przez niewielką grupę słabo uzbrojonych milicjantów i funkcjonariuszy UB, wspomagał ich wprawdzie pluton Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, ale nie byli to żołnierze wyćwiczeni w walce. Służyli w jednostce gospodarczej - było wśród nich dwóch pisarzy, krawiec, czterech woźniców, operator kinowy, dwaj magazynierzy, rusznikarz i dwóch szewców.

Zabijani w drodze i przy stole

Poza okolicami siedziby bezpieki były pojedyncze przypadki śmiertelne w różnych rejonach miasta, głównie na Jeżycach i w centrum, na ul. Fredry, ul. Ostroroga, i mostach Teatralnym i Dworcowym. Większość przypadkowo (pomyłkowo lub z powodu niewłaściwego obchodzenia się z bronią) zabitych osób ginęło na ulicach, ale np. 28-letni Roman Makowski i 25-letni Mikołaj Matwiejczuk zginęli, siedząc w biurze Okręgowej Rady Związków Zawodowych przy ul. Słowackiego od wycelowanej w okno budynku serii z broni maszynowej.

Według ustaleń historyka wśród zabitych przeważali robotnicy (było ich 31). Poniosło też śmierć 8 funkcjonariuszy służb mundurowych, 7 pracowników umysłowych i 7 uczniów oraz 3 rzemieślników i 1 kolejarz. 43 osoby były mieszkańcami Poznania, a spoza Wielkopolski było 7 ofiar śmiertelnych. Wśród zabitych przeważały osoby w wieku 16-20 lat - było ich 16. Wśród z nich był 19-letni Marian Kubiak, który poniósł śmierć w dramatycznych okolicznościach i był jedynym, który miał rany kłute. Kubiak był jednym z demonstrantów, którzy opanowali czołg i ostrzeliwali z jego karabinu maszynowego gmach WUdsBP. Kiedy z niego wyszedł przez właz, został zaatakowany przez żołnierzy, którzy przebili go bagnetami.

Były też 3 młodsze ofiary. Prócz zabitego w niewyjaśnionych okolicznościach 13-letniego Romka Strzałkowskiego, śmierć ponieśli dwaj 15-latkowie. Andrzej Gliński z Technikum Łączności po wyjściu z domu po mleko zginął od postrzału w głowę na ul. Kochanowskiego. Natomiast ucznia szkoły zawodowej Henryka Nowickiego, który miał kupić matce chleb, zastrzelono na ul. Fredry, niedaleko kościoła pw. Najświętszego Zbawiciela.

Pola minowe na Golęcinie

Mówi się o zbrojnej pacyfikacji Poznania. Miała ona faktycznie miejsce i do zbuntowanego miasta rzeczywiście wkroczyły doborowe jednostki wojskowe. Dwie z nich z doświadczeniem frontowym z okresu II wojny światowej - 4. Pomorska Dywizja Piechoty im. Jana Kilińskiego i 5. Saska Dywizja Piechoty - oraz sformowana na bazie jednostek frontowych 10. Sudecka Dywizja Pancerna. Nie miała takiej przeszłości tylko 19. Dywizja Pancerna, ale przynajmniej jej dowódcy byli weteranami walk, także o charakterze ulicznym.

Na szczęście nie podjęły one żadnych działań na większą skalę. Nie doszło do zdobywania punktów oporu przy ostrzale z armat czołgów. Nie było bowiem żadnych zajętych i grupowo bronionych przez uczestników Czerwca ’56 miejsc. Jednostki pancerne zostały użyte głównie do zabezpieczenia strategicznych dla władzy miejsc i budynków, np. bankowych. Miały odstraszać przez ewentualnymi próbami ich zdobycia, ale takich nie podjęto.
- Nie ma obrażeń spowodowanych przez czołgi. Jest jeden przypadek zmiażdżenia, to może świadczyć raczej o „ostrożnym” manewrowaniu i nieszarżowaniu czołgów po ulicach Poznania - zwraca uwagę dr Łukasz Jastrząb.

Wiadomo, że przeciwko zbuntowanemu miastu użyto 180 tys. sztuk amunicji, czyli - według historyka - każdy z żołnierzy użytych do pacyfikacji oddał średnio 18 strzałów. Przy 58 zabitych oznacza to też, że strzelano głównie na postrach, co potwierdza wiele relacji ówczesnych mieszkańców Poznania.

Ofensywne użycie wojska, a już szczególnie jednostek pancernych, oznaczałoby wielokrotnie większe straty osobowe. Ofiar mogłoby być też zdecydowanie więcej, gdyby uczestnicy buntu podjęli próbę zdobycia wojskowych magazynów broni, które znajdowały się na Golęcinie. Doszłoby wtedy do masakry atakujących, gdyż - co jest mało znanym faktem - 28 czerwca 1956 roku w trybie alarmowym tereny wokół magazynów zabezpieczono polami minowymi. Zrobili to saperzy z 10. Pułku KBW. Nastąpiło to dopiero około godz. 16.30, w trakcie walk w rejonie gmachu WUdsBP.

Ostrzał z wież
Wiele przypadkowych ofiar w miejscach, gdzie nie było walk, było skutkiem ostrzału prowadzonego przez osoby, które po zdobyciu broni rozlokowały się na dachach i wieżach. Strzelano m.in. z wieżyczek na Collegium Minus, kościoła pw. Najświętszego Zbawiciela, tzw. Iglicy na terenie MTP, oraz wież Ratusza i Zamku, a także z wielu dachów wysokich budynków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski