Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Detektyw ma dociec prawdy, a nie ją wyreżyserować

Joanna Labuda
Detektyw ma dociec prawdy, a nie ją wyreżyserować
Detektyw ma dociec prawdy, a nie ją wyreżyserować Grzegorz Dembiński
Czy człowiek Krzysztofa Rutkowskiego nakłaniał świadka do składania fałszywych zeznań w sprawie Ewy Tylman? Tak twierdzi prokuratura. Z tego powodu poznańscy detektywi obawiają się utraty wiarygodności całej branży.

Nieprzespane noce, wielogodzinne obserwacje, żmudna analiza zgromadzonego materiału. Praca prywatnego detektywa w rzeczywistości wcale nie przypomina filmu sensacyjnego. Dobry detektyw na zaufanie klientów musi pracować latami. I wystarczy jedno negatywne wydarzenie, które to zaufanie może zniszczyć. A takim niewątpliwie jest zachowanie współpracownika Krzysztofa Rutkowskiego.

Po ostatnich wydarzeniach Radosław B., który brał udział w poszukiwaniach Ewy Tylman, został aresztowany. Prokuratura podejrzewa go o nakłanianie świadka do składania fałszywych zeznań. Kobieta, którą miał przekupić, złożyła zeznania obciążające podejrzanego o zabójstwo Ewy, Adama Z. Szef Radosława B., Krzysztof Rutkowski, początkowo nie wierzył, że jego współpracownik mógłby podstawić fałszywego świadka. W środę przyznał jednak, że jeśli podejrzenia prokuratury się potwierdzą, mężczyzna będzie musiał ponieść konsekwencje.
Detektyw nie pisze scenariusza

Jak wynika z naszych ustaleń, agencje detektywistyczne odczuły już skutki medialnego zamieszania wokół ekipy Rutkow-skiego, a wiarygodność profesji została mocno podważona.

- To bulwersujące dla całego naszego środowiska. Myśleć wolno wszystko, ale nie można naginać prawdy do swojej koncepcji - komentuje Maciej Szuba, były komendant poznańskiej policji, a obecnie prywatny detektyw. Jak przyznaje, nigdy wcześniej nie spotkał się z podobną sytuacją. Tym bardziej, kiedy na szali znajdował się los człowieka podejrzanego o zabójstwo i dobro sprawy.

- Jeśli to prawda, jego działanie mogło skierować śledztwo na boczne tory, a zaangażowane siły i środki mogły zostać zmarnowane. W mojej ocenie takie zachowanie jest nie do przyjęcia - dodaje Szuba.
Zgodnie z ustawą o usługach detektywistycznych, osoba, która preparuje dowody, ponosi odpowiedzialność etyczną i karną, a jej kariera w branży jest skończona. Dlatego każda spływająca do biura detektywistycznego informacja powinna być dokładnie zweryfikowana.

Doświadczenie policjanta
Dziś prywatnym detektywem może być prawie każdy. Wystarczy mieć ukończone 21 lat, posiadać przynajmniej średnie wykształcenie i czystą kartotekę. Osoba, która spełnia te warunki, może ubiegać się o licencję. Jak przyznaje Kamil Wertel, prezes Centralnego Biura Detektywistyki i Obserwacji w Poznaniu, od 2014 roku jej uzyskanie jest znacznie prostsze niż wcześniej.

- 1 stycznia ubiegłego roku zmieniły się przepisy. Teraz kandydat musi przejść kurs, który reguluje resort spraw wewnętrznych oraz badania lekarskie - tłumaczy Wertel. Wcześniej nie było kursu, tylko egzamin państwowy, który składał się z części ustnej i pisemnej, a wiedzę kandydatów weryfikowała specjalna komisja. - Nie da się ukryć, że wpłynęło to na jakość usług detektywistycznych. Trzeba pamiętać, że detektyw nie jest specjalistą w każdej dziedzinie. Jeśli jest sam lub ma małe biuro i od razu obiecuje, że podejmie się każdego zlecenia, możemy poddać w wątpliwość jego kompetencje - dodaje Kamil Wertel.

Wyrobienie licencji detektywa to wydatek wysokości około 2 tys. złotych, z czego cena samego kursu waha się od 700 do 1500 złotych.

Aby założyć biuro detektywistyczne, wystarczy uzyskać zgodę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji i mieć w swoich szeregach chociaż jednego wykwalifikowanego detektywa. Jak już informowaliśmy, Radosław B., nie jest nawet pracownikiem Rutkowskiego, który sam także nie posiada już licencji. B. był... wolontariuszem i jako były strażak brał udział w poszukiwaniach ciała Ewy Tylman. Właśnie dlatego osoby związane ze środowiskiem detektywistycznym nie ukrywają, że najlepszymi agentami są byli funkcjonariusze służb. Na wagę złota jest doświadczenie zdobyte przy sprawach kryminalnych, dochodzeniowo-śledczych oraz gospodarczych.

- Kiedyś w służbach kryminalnych mówiło się, że człowiek, który przepracuje 10 lat, staje się dopiero wartościowym detektywem w policji. I coś w tym jest - przyznaje Maciej Szuba, były policjant i detektyw z ponad 10-letnim stażem.
Byli funkcjonariusze pionów dochodzeniowo-śledczych posiadają warsztat, którego nie można nauczyć się z książek. Maciej Szuba tłumaczy, że ich mocną stroną jest znajomość prawa i procedur oraz umiejętność zabezpieczenia dowodów pod kątem przydatności dla policji i prokuratury.

- Źle zabezpieczony ślad, świadczący o czyjejś winie, może łatwo zostać zniszczony i przepaść - mówi Maciej Szuba.
Zawód detektywa rządzi się jednak swoimi prawami. Czasami młode osoby są bardziej pożądane przy realizacji konkretnych zleceń. Jak mówi Kamil Wertel, ciężko wyobrazić sobie 50-letniego detektywa w klubie dla młodzieży. Między innymi dlatego pracownicy jego biura, którzy dodatkowo są zrzeszeni w Stowarzyszeniu “Pamiętamy Skąd Jesteście”, działają w dwuosobowych zespołach.

- To zwiększa możliwości działania i poprawia warunki pracy - przekonuje detektyw operacyjny CBDiO. - Przypuśćmy, że figurant, którego obserwujemy, jest „elektryczny” (w slangu detektywistycznym jest to określenie osoby, która coś podejrzewa i bardziej się pilnuje). Nagle zmienia środek transportu z samochodu na tramwaj, a następnie wsiada do taksówki. Wykonanie obserwacji w pojedynkę jest w tym wypadku niemożliwe - wyjaśnia.

Najczęściej podejrzewamy... zdradę
Wykwalifikowani prywatni detektywi działają podobnie do funkcjonariuszy policji, ale różni ich jedno: zlecenia. W przypadku detektywów te zawsze zależą od klientów. Osoby, z którymi rozmawialiśmy, nie ukrywają, że najczęściej mają sprawdzić, czy mąż lub żona nie zdradza swojego partnera. - Są detektywi, którzy się w tym specjalizują, bo to specyficzna robota - przyznaje Szuba. Bo takich zleceń jest najwięcej. I trzeba posiadać też właściwe cechy. Jakie?

- Trzeba mieć dużą cierpliwość i cały czas pozostać skupionym. Nie ma mowy o jakimkolwiek rozproszeniu uwagi - mówi detektyw operacyjny CBDiO. Potencjalnie niewiernego małżonka należy przez cały czas mieć w zasięgu wzroku, a jeśli to konieczne - wmieszać się w tłum i szybko stworzyć legendę, z jakiego powodu znaleźliśmy się w konkretnym miejscu.

Czy prywatny detektyw jest w stanie dowieść czyjeś niewinności? Tak. Są to jednak sporadyczne przypadki, a prawda jest brutalna: - Znaczna większość zgłoszeń klientów, którzy podejrzewają zdradę, potwierdza się na podstawie uzyskanych materiałów - przyznaje detektyw operacyjny.

Zaraz za zdradami plasują się zaginięcia, a na początku wakacji również ucieczki dzieci. W przypadku podmiotów gospodarczych, klienci zlecają wykonanie audytów bezpieczeństwa, sprawdzenie partnerów biznesowych i produktów. W okresie wakacyjnym zdarzają się zlecenia zweryfikowania wiarygodności zwolnień L4 pracowników firm.

Biuro detektywistyczne Macieja Szuby przyjmuje od 20 do 30 zleceń rocznie. Tak wygląda organizacja pracy większości agencji w całej Polsce. Wynika to głównie z faktu, że usługi detektywistyczne nie należą do tanich. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sprawy gospodarcze i zaginięcia są wyceniane indywidualnie, w zależności od zakresu czynności. Koszt samej obserwacji to około 1500 zł brutto za 10 godzin pracy dwóch wykwalifikowanych detektywów. Wycena za zaginięcie rozpoczyna się od kilkunastu tysięcy i idzie w górę, chyba że chodzi o uprowadzenie rodzicielskie.

Na granicy prawa
W związku z kontrowersjami, jakie wywołały podejrzenia o nielegalne działania Radosława B., pojawiło się pytanie, do czego może posunąć się prywatny detektyw. Według ustawy, nie może on używać żadnych środków inwigilujących i preparować dowodów. Powinien tylko obserwować, zbierać informacje i rejestrować je w legalny sposób.

- Dodatkowo z naszych działań tworzymy sprawozdania, w których szczegółowo opisujemy sytuację i dołączamy uzyskane materiały dowodowe w postaci zdjęć i nagrań - mówi detektyw operacyjny CBDiO. Po przekazaniu klientowi materiałów, wszystkie dokumenty trzeba zniszczyć.

Jak przyznają osoby ze środowiska detektywistycznego, klienci często proszą o niemożliwe.

- Ludzie są też przekonani, że detektyw jest w stanie wyciągnąć billingi telefoniczne, zamontować kamery lub podsłuch. Takie działania są nielegalne. Są to wyimaginowane scenariusze prezentowane przez telewizję - tłumaczy detektyw.

Oczywiście prywatni detektywi mają sposób, jak - nie łamiąc prawa - działać na jego granicy. Podczas obserwacji potencjalnego niewiernego małżonka najczęściej stosują lokalizator pojazdu GPS, który można zamontować w samochodzie na stałe lub podłączyć do prądu. Informacje o położeniu figuranta spływają na telefon lub platformę internetową. Ewentualna wina za podłączenie urządzenia służącego do inwigilacji spada wówczas na partnera, który tłumaczy, że po prostu obawiał się kradzieży.

Większy problem mają agenci, których podpisana z klientem umowa zobowiązuje do zdobycia i zbadania materiału genetycznego. Jeśli klient nie obawia się współpracy, wystarczy go dobrze poinstruować.
Małżonek może sam dostarczyć włosy, paznokcie, gumę do żucia lub niedopałek papierosa ze śliną. Z kolei jeśli kobieta podejrzewa męża o prowadzenie podwójnego życia i chce przekonać się, czy ma on dziecko z inną kobietą, detektyw, choć to trudne, jest w stanie wyciągnąć materiał genetyczny nawet z pampersa.

- Można naginać prawo, ale trzeba to robić z głową. Pamiętajmy, że detektyw później zeznaje w sądzie. Dowody, jakie zbierze, musi tak zabezpieczyć, aby były nie do podważenia - mówi anonimowo detektyw, który zdradza kulisy pracy.

„To poważna gra, a nie wyścig”
Zdaniem wielu, zaginięcie Ewy Tylman to największa zagadka kryminalna ostatnich lat. Wielokrotnie słyszeliśmy apele jej ojca, który prosił policję o współpracę z Krzysztofem Rutkowskim. Kiedy ten napędzał sprawę medialnie, funkcjonariusze działali metodycznie i po cichu.

Detektyw Maciej Szuba uważa, że choć nadal nie udało się doprowadzić sprawy do końca, w tym wypadku działania wielkopolskich organów ścigania zasługują na uznanie. - Znamy przypadki z historii, kiedy sprawcy twierdzili, że wrzucili zwłoki do rzeki, a po wielu latach ciała i tak nie udało się odnaleźć - mówi Szuba i wraca do sprawy zaginięcia Beaty Kotwickiej. Kobieta zniknęła w 2004 roku i do dziś nie wiadomo, co się z nią stało. - Cały czas wierzę, że znajdzie się osoba, która powie coś nowego. Coś, czego nie udało się ustalić 10 lat temu. Ta sprawa ciągle mnie absorbuje i wiele o niej myślę - przyznaje były szef poznańskich policjantów.

Przypomnijmy, że detektyw, który pracuje nad sprawą przestępstwa, ma obowiązek wystosować do policji pismo, że rozpoczął wykonywanie czynności. Kamil Wertel twierdzi, że w przypadku zaginięć i porwań, policja i prywatni detektywi działają w tym samym celu. Nie ma wyścigu. Najważniejsze jest, żeby poszukiwana osoba się odnalazła. - Policja nie może udostępnić swoich materiałów, ale jeżeli agent dotrze do nich szybciej, powinien przekazać je mundurowym. To może być kluczowe dla całej sprawy - wyjaśnia Wertel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski