Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Julia sentymentalna [RECENZJA PŁYTY]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Julia Marcell, „Sentiments”, Mystic Production 2014
Julia Marcell, „Sentiments”, Mystic Production 2014 Materiały wydawcy
Poprzednią płytą udowodniła, że granie popu w Polsce wcale nie musi równać się muzycznemu obciachowi. Na „Sentiments” Julia Marcell tę prawdę potwierdza, pokazując się od bardziej refleksyjnej strony.

Na wydanym trzy lata temu albumie „June”, Julia oczarowała mnie swoim dziewczęcym urokiem. Dziś patrzy na mnie z okładki „Sentiments” już nie jako panienka z błyskiem szaleństwa w oku i rozwianymi włosami, lecz dorosła kobieta o znacznie surowszym spojrzeniu. Bo i same piosenki są tu bardziej serio. O ile nie słychać tego jeszcze w otwierającym singlu „Manners”, który niejako nawiązuje do młodzieńczej lekkości poprzedniej płyty, to później już jak najbardziej.

„Im starsza jestem, tym więcej mam w sobie strachu” - śpiewa Julia w „Dislocated Joint”. I chyba każdy, kto dobiega właśnie trzydziestki, albo tak jak wokalistka już ją przekroczył, poczuje prawdziwość tych słów. A że towarzyszy temu naprawdę dobra, choć też niezwykle smutna oprawa muzyczna, tym bardziej piosenka kołacze się po głowie. Jest w niej, podobnie jak w wielu momentach nowej płyty, jakaś czarująca melancholia, która niczym na dawnych płytach Tori Amos udziela się i nie oszczędza słuchacza. Daje ona o sobie znać także w nostalgicznym „Twelve” i jakby cieplej pulsującym „North Pole”, gdzie Marcell brzmi chwilami jak Norah Jones.

Ale są też na „Sentiments” piosenki nieco surowsze, zupełnie jak to okładkowe spojrzenie. Zręby tej estetyki słychać już we wspomnianym „Manners”, z efektownym wejściem mocnego beatu i prostą, garage-rockową solówką na gitarze. W pełni jednak ten potencjał budzi się pod koniec albumu. Gdyby „Lost My Luck” napisać jakieś dwie dekady temu, to gitarowe rzężenia mogłyby zakwalifikować ten numer na którąś z pierwszych płyt Pearl Jam czy Alice in Chains. A finał w postaci „Supermana” z każdą sekundą narasta i potężnieje, tak że zgodnie ze słowami piosenki, nic nie jest w stanie nas zbawić. Jedynym minusem jest wciśnięta nieco na siłę „Cincina”. Być może to polski tekst, a może jeszcze coś innego sprawia, że bije z niej drażniąca maniera Marii Peszek i Ani Wyszkoni z czasów, gdy jeszcze śpiewała o Agnieszkach i Narcyzach.

To jednak jedyna wada trzeciego albumu Julii. Zgodnie ze sprawdzoną regułą, że pozycja numer trzy w dyskografii bywa dla artysty momentem granicznym, na „Sentiments” udało się jej pokazać od najlepszej dotąd strony. Dojrzałej, przeważnie stonowanej, ale jeszcze nie starzejącej się. Bo przed Julią jeszcze naprawdę dużo ciekawego do zagrania i zaśpiewania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski