Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kolejna pożyczkowa afera w Wielkopolsce? Śledczy badają sprawę

Łukasz Cieśla
Kolejna pożyczkowa afera w Wielkopolsce? Śledczy badają sprawę
Kolejna pożyczkowa afera w Wielkopolsce? Śledczy badają sprawę Karolina Misztal
Poznańscy śledczy sprawdzają czy doszło do kolejnej afery pożyczkowej, w której oszukano kilkanaście rodzin. Scenariusz jest podobny do innych przypadków wyłudzeń nieruchomości.

Pojawiają się podwójne umowy, z których jedna to zwykła pożyczka, a druga jest aktem notarialnym o przewłaszczeniu nieruchomości. Pojawia się też mający kłopoty z prawem notariusz C., w którego kancelarii zawierano umowy. Różnica polega na tym, że pożyczek udzielał Zbigniew B. z Wrocławia. A poznańska prokuratura, która już kilka lat temu zaczęła badać jego interesy, nie skierowała do sądu aktu oskarżenia. Jej zdaniem dowody nie są jednoznaczne.

Do naszej redakcji zgłosił się pan M., drobny przedsiębiorca. Jak twierdzi, wraz z żoną są jednymi z kilkunastu Wielkopolan pokrzywdzonych przez Zbigniewa B. - Miałem długi, nie posiadałem zdolności kredytowej. W 2008 roku z ogłoszenia trafiłem do Zbigniewa B., pochodzącego z Wrocławia - opowiada pan M. - Ten człowiek pożyczył mi 30 tys. zł, ale domagał się oddania aż 60 tys. zł. Wiedziałem, że to lichwa, ale byłem w bardzo trudnej sytuacji. Zawarliśmy dwie umowy. Jedna to zwykła pożyczka, druga - akt notarialny. Ten człowiek zabrał nas do notariusza C. Z dokumentów wynikało, że mamy oddać już nie 60 tys. zł., ale znacznie więcej. Gdy zwróciłem na to uwagę, pan B. i notariusz C. twierdzili że tak musi być, by obejść ustawę antylichwiarską. Komu, jak komu, ale notariuszowi ufałem.

Notariusz C., któremu zaufał, obecnie ma trzy procesy karne. Zarzuca się mu współpracę z innymi grupami podstępnie przejmującymi nieruchomości.

Pan M. pokazał nam dokumenty podpisane przez siebie i swoją żonę. Pojawiają się w nich różne kwoty. Z umowy pożyczki wynika, że dostał nie 30 tys. zł lecz 58 tys. zł. A w ciągu trzech lat, wraz z odsetkami, miał oddać łącznie 93,4 tys. zł.

Kolejny dokument to akt notarialny. Tym razem to żona pana M. pożyczała pieniądze od Zbigniewa B. Podobno wzięła 96 tys. zł na 3 lata, zgodziła się na 30 tys. zł odsetek, czyli łącznie oddać miała 126 tys. zł. Zabezpieczeniem spłaty był dom małżonków. O tą nieruchomość do dziś trwa spór. Małżonkowie spłacali pożyczkę. Jak mówi pan M., sądzili, że zgodnie z ustnymi ustaleniami mają do oddania "tylko" 60 tys. zł. Kiedy spłacili już ponad 46 tys. zł, do ich domu zapukała policja. Wtedy dowiedzieli się, że Zbigniew B. jest podejrzewany o oszustwa.

- Śledczy, w tym nadzorująca sprawę prokurator Anna Idziniak, radzili mi, bym nie spłacał kolejnych rat. A ja zrozumiałem, że mogłem zostać oszukany. Upewniłem się, gdy zapytałem Zbigniewa B., ile jego zdaniem mam mu oddać. Nie chciał podać kwoty. Mówił jedynie: tyle, ile na akcie notarialnym. Czyli 126 tys. zł, ponad cztery razy więcej niż faktycznie dostaliśmy - opowiada pan M.

Zbigniewowi B. niebawem postawiono zarzuty oszukania różnych osób, w tym państwa M. Po pewnym czasie prokurator Anna Idziniak z Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto prawomocnie umorzyła sprawę. Uznała, że wersja Zbigniewa B. jakoby nikogo nie oszukał, jest najbardziej prawdopodobna. Mężczyzna potwierdził, że podpisywał co prawda dwie różne umowy, ale zabezpieczały one tę samą pożyczkę i "kreowały" jedno zobowiązanie, a nie dwa.

Jednak sprawa się nie zakończyła. Pan M. wraz z kilkoma rodzinami z Poznania, Wrześni, Miłosławia, Nowego Miasta nad Wartą złożył do prokuratury wspólne zawiadomienie na Zbigniewa B. Sprawą zajęła się Komenda Wojewódzka Policji oraz inny prokurator. Śledczy dotarli do kolejnych potencjalnie pokrzywdzonych osób. Na przykład państwo A. z Wrześni przekonują, że nie dostali od Zbigniewa B. nawet złotówki. Jednak dokumenty "mówią", że pieniądze pożyczył, a gdy nie nie oddali, przejął ich mieszkanie w bloku.

- Wciąż prowadzimy śledztwo. Na razie nikt nie ma postawionych zarzutów - mówi Mateusz Pakulski, szef Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto.

Udało nam się porozmawiać ze Zbigniewem B. Dlaczego nawiązał współpracę z rejentem C., oskarżonym w innych sprawach? - Pechowo do niego trafiłem. To był przypadek, miał kancelarię naprzeciwko poznańskiego sądu. Zrobił dobrze jeden akt, więc wróciłem. To jak z mechanikiem. Jak dobrze naprawi auto, to nie szuka pan następnego. Rejent ma teraz określone problemy, niektórzy próbują się "podczepić" twierdząc, że też zostali oszukani - uważa Zbigniew B.

Wrocławianin tłumaczy, że udzielał pożyczek, bo dostał spadek i nie bardzo wiedział co z nim zrobić.

- Przeczytałem, że są ludzie potrzebujący. Po wioskach nawet jeździłem, ludziom pożyczałem. Ale już teraz nie namówi mnie pan na żadną pożyczkę, w naszym kraju nie ma jak się zabezpieczyć - przekonuje Zbigniew B.

Dodaje, że każdy wiedział co podpisuje, on nikogo nie skrzywdził i jest "szarym człowiekiem". Chce teraz odzyskać jedynie to, co mu się należy i nowych zarzutów się nie boi. - W przeszłości usłyszałem zarzuty, ale pani prokurator stanęła później po mojej stronie. Sprawę umorzyła - dopowiada Zbigniew B.

Śledczy, z którymi rozmawialiśmy, zaznaczają, że sprawa jest niełatwa do wyjaśnienia. Niewykluczone, że Zbigniew B. w obecnym, kolejnym już śledztwie usłyszy zarzuty, ale tylko za niektórych klientów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski