Od pierwszego utworu publiczność spędzała więcej czasu w powietrzu, niż na ziemi. Nie była może najliczniejsza - na koncercie było mniej niż 150 osób - ale za to bawiła się doskonale. Podczas przebojowych utworów "On My Side", "Trouble Is" i "Something Or Nothing" wszyscy skakali bez wytchnienia.
Turboweekend udowodnili, że określenie "rock oparty na syntezatorach" nie ma w sobie sprzeczności. Wszystko to zasługa skocznego, wysuniętego na przód basu, perkusji z mocno zaakcentowaną stopą, charyzmatycznego wokalisty i oczywiście przybrudzonych, świetnie zastępujących gitarę elektryczną syntezowanych dźwięków. Oklaski należą się też technicznej stronie koncertu - nagłośnienie było nienaganne, perkusja porywała do tańca, a wokal nie ginął w aranżacjach.
Po kilku skocznych utworach, Silas Bjerregaard umiejętnie wyciszył publikę i zaśpiewał spokojny utwór "I Forgot". Nic dziwnego, że zapraszali go do współpracy dubstepowi producenci - jego wokal ma bardzo ciekawą barwę, którą można przeoczyć w bardziej hałaśliwych utworach zespołu. Na pewno jednak nie bawiłby się dobrze stojąc sztywno na scenie - skakał, wyginał się i wykonywał sporo nieco zabawnych gestów, jak wskazywanie okien palcem lub wycieranie tatuażu wyimaginowaną gąbką.
Wydało mi się, że napięcie nieco siadło w połowie konceru, ale dosłownie na chwilę. Im bliżej końca, tym ponownie robiło się coraz bardziej żywiołowo - szczególnie taneczny utwór "Now" pochodzący z EP-ki "Bound" wydanej w 2010 roku rozbudził publikę na nowo, która na bis wybłagała jeszcze trzy utwory.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?