Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Konkurs Chopinowski: Mam muzykę i ona mi wystarcza

Marek Zaradniak
Łukasz Byrdy cieszy się z tego, że w wyniku udziału w Konkursie Chopinowskim otrzymał propozycje koncertów
Łukasz Byrdy cieszy się z tego, że w wyniku udziału w Konkursie Chopinowskim otrzymał propozycje koncertów Archiwum artysty
To po prostu niesamowite grać na tej samej scenie, co niezwykłe osobowości świata muzycznego i razem z nimi tworzyć historię - uważa Łukasz Byrdy, pianista, student Akademii Muzycznej w Poznaniu, uczestnik XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.

Czym był dla Pana Konkurs Chopinowski?
Łukasz Byrdy: Był przede wszystkim bardzo dużą szansą, aby zaistnieć jako artysta właśnie dzięki tym wszystkim koncertom, jakie mieliśmy zorganizowane przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina. Było ich rzeczywiście bardzo dużo. Pozwoliły one nam obyć się jeszcze lepiej ze sceną, nabrać pewności siebie i poszukiwać swobody wykonawczej i interpretacyjnej. Na co dzień nie mamy tylu możliwości koncertowania. I już są tego pierwsze efekty - po konkursie dostałem kilka kolejnych propozycji koncertowych. Właśnie dzięki temu, że był on transmitowany w kilku różnych mediach - w internecie, w radio i telewizji - słuchało nas i widziało o wiele więcej osób niż zazwyczaj, to doskonała reklama. Ale dla mnie osobiście konkurs to także wielka przyjemność i przeżycie - grać na tej samej scenie, na której grały niezwykłe osobowości świata muzycznego i świadomość tworzenia historii też przez samego siebie. To po prostu niesamowite.

Czy to był trudny konkurs?
Łukasz Byrdy: To był bardzo trudny konkurs z tego względu, że był on monograficzny i trzeba było grać utwory jednego kompozytora. Trzeba było się odnaleźć w każdym rodzaju dzieł Fryderyka Chopina, a Chopin, jak wiemy, jest specyficznym i trudnym kompozytorem i trzeba uchwycić charakter jego dzieł. A poziom na tym konkursie był bardzo wysoki. Przyjechało wielu świetnych pianistów, tak więc było bardzo, bardzo trudno.

Zakończył Pan swój udział na drugim etapie. Żal, że tak szybko?
Łukasz Byrdy: Żałuję, że nie mogłem zagrać jeszcze raz w Filharmonii Narodowej, ponieważ dawanie tam recitalu jest bardzo przyjemne. Nie mam natomiast żalu o jakieś nagrody czy wyróżnienia. Najbardziej mi szkoda, że nie mogłem być dłużej podczas konkursu, co na pewno merytorycznie dużo by mi dało.

Łukasz Byrdy: Stres towarzyszący występowi był gigantyczny, ale zaraz po koncercie nie czułem zmęczenia. Ono się pojawiało później

Jak wyglądał konkurs od kulis? Co wam zapewniali organizatorzy? Gdzie ćwiczyliście?
Łukasz Byrdy: Mieliśmy zapewnione dwie godziny dziennie ćwiczeń w salach Uniwersytetu Muzycznego. A ponieważ było to tak mało, wracałem od razu po zagraniu do Poznania, gdzie mogłem ćwiczyć bez żadnych ograniczeń czasowych. Obrałem po prostu taką taktykę. Sam konkurs polegał na tym, że przychodziło się do Filharmonii godzinę przed występem i przechodziło do pokoiku naprzeciwko wyjścia na estradę. Tam czekało się ostatnie minuty przed koncertem. Potem przechodziło się korytarzem przez szpaler fotoreporterów i kamerzystów. Otoczony kamerami wchodziłem na scenę i trzeba było natychmiast odciąć się od tego wszystkiego, co mogłoby rozpraszać. Kręciło się tam rzeczywiście wielu ludzi. Dlatego musieliśmy być odporni psychicznie.

Podobno uczestnicy mieli nawet zapewnioną pomoc psychologa?
Łukasz Byrdy: Ja o tym nic nie wiedziałem. Możliwe, że takie coś było.

Czy w polskiej ekipie dominowała narodowa solidarność, czy czuć było atmosferę rywalizacji?
Łukasz Byrdy: Myślę, że pomiędzy nami nie było rywalizacji. Ja przynajmniej niczego takiego nie odczułem. Z większością osób zresztą znałem się dłużej. Byliśmy na kursach przygotowawczych, takich jak ten w sierpniu w Radziejowicach. Zorganizował go Instytut Chopinowski. Tak więc mogliśmy się lepiej poznać, jeśli ktoś nie znał kogoś wcześniej. Mogę powiedzieć, że spośród pianistów, którzy w tym roku uczestniczyli w konkursie, większość z polskiej ekipy była życzliwa dla siebie. Było po prostu bardzo sympatycznie.

Jak w szczegółach wyglądał Pański konkursowy dzień?
Łukasz Byrdy: Nie był jakoś szczególny, ponieważ grałem bardzo wcześnie rano. Musiałem oczywiście wstać odpowiednio wcześnie i nabrać formy, aby za kilka godzin już być na pełnych obrotach. Wstawałem więc przed ósmą, a o godzinie 9 już byłem w Filharmonii Narodowej. Podczas drugiego etapu o godzinie 10 już byłem na scenie. Po występie praktycznie mój festiwalowy dzień się kończył.

A jak Pan odpoczywał?
Łukasz Byrdy: Wracałem pociągiem do Poznania i odpoczywałem w domu. Oczywiście stres towarzyszący występowi był gigantyczny, bezpośrednio po koncercie nie czułem więc zmęczenia. Ono przychodziło dopiero cztery, pięć godzin po występie. Wychodził ze mnie cały stres, napięcie i wtedy to rzeczywiście było bardzo męczące.

Jak Pan odreagowywał sam koncert?
Łukasz Byrdy: Nie robiłem nic specjalnego. Starałem się nie przeżywać nadmiernie tego, co się stało. Nie myśleć o nim, nie słuchać nagrania swojego występu, bo kiedy jest się jeszcze pod wpływem emocji, to nie jest wskazane. Dopiero jak one opadły, słuchałem i analizowałem nagranie. Potem po prostu szedłem spać.

Czy rodzina kibicowała Panu na miejscu podczas konkursu?
Łukasz Byrdy: Oczywiście, podczas drugiego etapu. W pierwszym to się niestety nie udało, ale oglądali mój występ w telewizji i byli ze mną cały czas w kontakcie. Tak więc miałem ich wsparcie.

Zwycięzców poznaliśmy w nocy z wtorku na środę. Czy w czasie konkursu miał Pan własne typy?
Łukasz Byrdy: Wygrał Koreańczyk Seong-Jin Cho. Moim zdaniem był to najbardziej sprawiedliwy i neutralny wybór. On we wszystkich etapach był najbardziej równy. Mimo młodego wieku to światowej klasy pianista. Już utytułowany i z ogromną charyzmą. Poza tym było kilku pianistów, którzy pięknie grają. To przede wszystkim pianiści amerykańscy chińskiego pochodzenia Kate Liu i Eric Liu. Zgadzam się też z tym, co mówią wszyscy, że Charles Richard Hamelin gra pięknie, choć w pewnych momentach mi się też nie podobał. Przyznam jednak, że może nie słuchałem go zbyt uważnie. Kiedy jednak słuchałem go na żywo podczas dwóch etapów, grał naprawdę bardzo pięknie. Myślę, że w większości uczestnicy konkursu byli naprawdę świetni. Niecała finałowa dziesiątka mi się może podobała, ale tak siedmiu na dziesięcioro nawet bardzo.

Co dalej? Na Facebooku napisał Pan, że rozpoczyna studia w Wiedniu. Jak pogodzić je ze studiami w Poznaniu?
Łukasz Byrdy: W zasadzie już jestem na Erasmusie w Wiedniu i tam będę przez najbliższe pół roku. A jeśli chodzi o dalsze plany? Cóż, za wcześnie, aby je konstruować. Jeszcze wszystko jest za blisko konkursu.

Ale pewnie planuje Pan udział w kolejnym konkursie?
Łukasz Byrdy: Myślę o różnych konkursach, ale nie zdecydowałem jeszcze konkretnie w jakich wezmę udział.

Muzyka z pewnością nie wypełnia Panu całego życia.
Łukasz Byrdy: Moje prywatne życie jest zwyczajne, podobne do życia każdego 21-latka - spędzam trochę czasu w internecie, oglądam jakieś wiadomości czy coś czytam. Nie mam jakiegoś hobby, któremu poświęcałbym czas. Mam muzykę, którą kocham i ona wypełnia mi bardzo dużo czasu.

Pochodzi Pan ze Śląska, ale od wielu lat uczy się Pan w Poznaniu. Dlaczego właśnie tu?
Łukasz Byrdy: Jestem tu od sześciu lat, od początku mojej nauki w Szkole Talentów. Wtedy też wybrałem na nauczyciela profesora Waldemara Andrzejewskiego, którego poznałem podczas różnych kursów. Rodzice mieszkają w Katowicach i zgodzili się na moją przeprowadzkę. Pracując z profesorem Andrzejewskim, wygrałem już kilka konkursów, co tylko potwierdziło słuszność naszej decyzji. Nie bez znaczenia był też fakt, że tu istnieje Szkoła Talentów, która dawała mi indywidualne możliwości kształcenia.

Jakieś miejsce Pana szczególnie urzekło w Poznaniu?
Łukasz Byrdy: To zawsze było i jest moje mieszkanie, gdzie mam fortepian, który zresztą kiedyś wygrałem na jednym z konkursów i mogę ćwiczyć. A poza tym mam tam spokój. To wystarcza.

Łukasz Piotr Byrdy

Urodził się 29 czerwca 1994 roku w Katowicach. Studiuje pod kierunkiem profesora Waldemara Andrzejewskiego i dr hab. Joanny Marcinkowskiej w Akademii Muzycznej im. Ignacego Jana Paderewskiego w Poznaniu.

Jest m.in. laureatem konkursów „Arthur Rubinstein in Memoriam” w Bydgoszczy oraz „Halina czerny-Stefańska in Memoriam” w Poznaniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski