- Na brzegu leżał pełen przekrój gatunków ryb, jakie można było spotkać w tym zbiorniku: amur, leszcz, lin, karaś, karp, szczupak, tołpyga, węgorz, sum, płoć, okoń. Widok był straszny.
- W sumie padło prawie 1200 kg ryb różnej wielkości - potwierdził Janusz Kałużny - prezes pleszewskiego koła PZW.
Kowalewskie glinianki należą do Zarządu Okręgowego PZW w Ostrowie Wlkp., który akwen zarybia. Gospodarzem stawu jest pleszewskie koło PZW.
O tragedii na gliniankach poinformowano Państwową Straż Pożarną w Pleszewie, która sprawdzała, czy w akwenie nie ma trujących substancji.
Zawiadomiono policję, która prowadzi śledztwo, wydział ochrony środowiska w starostwie powiatowym oraz Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska, który pobrał do badań wodę oraz ryby.
Tymczasem wędkarze z łodzi, podbierakami usuwali zwody padlinę. Zebrano ponad 1120 kg nieżywych ryb. Worki z nimi, na koszt Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Wędkarskiego w Ostrowie Wlkp. zostaly odstawione do zakładu utylizacji. Ostrowski Zarząd Związku Wędkarskiego w Ostrowie musi też zadbać o zarybienie i odtworzenie populacji ryb w gliniance.
Przyducha czy zatruta woda?
Janusz Kałużny zapewnia, że na szczęście, nie wszystkie ryby w kowalewskim stawie padły.
- Ryb jest o wiele więcej, a wśród padłych sztuk nie było drapieżników czyli okoni, sandaczy, znaczy to, że przeżyły i skonsumują resztki padłych ryb, których nam się nie uda z glinianki powybierać - twierdzi prezes pleszewskiego koła PZW.
Zapytany o przyczynę śmierci tylu ryb, prosi aby czekać do wyników badań wody i ryb.
Niektórzy wędkarze, zapytani o przyczynę katastrofy na gliniance, wskazują palcem położoną nieopodal ,,fabrykę pomidorów''. Nie wierzą, że to "przyducha". Pokazują rów, który w ubiegłym roku spowodował pianę na stawie, a prowadzi od szklarni. I mówią, że poprzednim razem właściciel tłumaczył się tym, ze "pękła mu rura".
W tym roku wędkarze byli zdziwieni, że mimo braku opadów, w rowkach prowadzących do stawu była woda i nie wiadomo, co zawierała. Dodają, że takie sytuacje zaczęły się 5 lat temu, gdy powstała szklarnia w Kowalewie.
Pokazywali też na mniejszy i płytszy drugi staw, gdzie żadna ryba nie zdechła, ale tam nie spływa nic z pola ani ze szklarni. - Dopiero, jak się woda z dużej glinianki przelewa, to spływa do małej glinianki - mówili wędkarze.
Janusz Kałużny też rozważa możliwość ,,przyduchy'' czyli braku tlenu. Świadczyć może o tym fakt, że ryby wypływały i próbowały łapać w skrzela powietrze... a potem umierały.
Jego zdaniem do stawu może spływać woda używana do podlewania pomidorów w szklarni. ,,Polepszona'' woda powoduje rozwój sinicy, która zabiera rybom tlen. Była susza a woda do stawu płynęła. Skąd? - zastanawia się prezes pleszewskich wędkarzy.
Truciciel zapłaci odszkodowanie
Prezes Kałużny przypomina, że policja prowadzi śledztwo i sprawdzi wszystkie okoliczności. Jeśli udowodni winę, wtedy sprawcy zatrucia ryb można wytoczyć sprawę w sądzie o odszkodowanie za zdechłe ryby, za sprzątanie i utylizację.
Kosztów zatrucia ryb w gliniance w Kowalewie na razie nie można oszacować. Trzeba dodać wartość wpuszczonego do akwenu narybku, koszty sprzątania, utylizacji. - Na pewno chodzi o dziesiątki tysięcy złotych- mówi Janusz Kałużny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?