Kolejorz od pierwszego gwizdka arbitra zaatakował gospodarzy z dużą intensywnością i rozmachem. Co ważne, lechici byli też skoncentrowani. Grali dokładnie, skrzydłami, aktywni byli też boczni obrońcy. Nie brakowało też uderzeń z dystansu, co w poprzednich meczach było deficytem. To właśnie po uderzeniu z 18 metrów Karlstroema, bramkarz Wisły Płock Krzysztof Kamiński musiał po raz pierwszy ratować swój zespół przed utratą gola.
Lechici szybko rozgrzali golkipera gospodarzy. Chwilę później Kamiński obronił bombę Rebocho. Piłka trafiła do Amarala, który uderzył bez namysłu, lecz poprawka Portugalczyka była minimalnie niecelna. Potem formę Kamińskiego sprawdził Radosław Murawski. Także to uderzenie nie zaskoczyło płockiego bramkarza.
W pierwszym kwadransie gospodarze mieli problemy z wyjściem z własnej połowy. Dopiero gdy Kolejorz złapał małą zadyszkę, Wisła próbowała coś skonstruować. Lech jednak grał uważnie w defensywie, a gdy w 23 min. Joao Amaral wyraźnie spudłował, na koncie zespołu z Poznania było już 7 strzałów, w tym 3 celne, na co Nafciarze odpowiedzieli tylko jednym niecelnym uderzeniem. Można było tylko żałować, że w okresie, w którym poznaniacy zdominowali rywali, nie potrafili swojej przewagi udokumentować na tablicy wyników.
W pierwszej odsłonie gospodarze mieli tylko jedną dogodną okazję strzelecką. Po faulu Pereiry na Jorginho Mateusz Szwoch uderzał płasko z rzutu wolnego z 18 metrów. Mickey van der Hart zdołał musnąć piłkę, która jeszcze odbiła się od słupka i wyszła za boisko.
Lecz kolejną dobrą okazję znów miał Kolejorz. Dobrze do prostopadłego podanie wystartował Dawid Kownacki, minął na 25. metrze Kamińskiego, ale zbyt daleko wypuścił sobie piłkę na lewą stronę i w efekcie nie wyszedł mu techniczny lob, którym starał się jeszcze posłać piłkę do bramki gospodarzy.
Gdy wydawało się, że pierwsza część zakończy się bezbramkowym remisem, Antonio Milić posłał prostopadłą piłkę na lewą stronę do Michała Skórasia. Bohater meczu ze Śląskiem świetnie ją opanował i po wbiegnięciu w pole karne oraz minięciu obrońców podał do Dawida Kownackiego, który świetnym przyjęciem kierunkowym najpierw przyjął piłkę, a potem dokładnym wykończeniem otworzył wynik meczu. To był pierwszy polski gol w Lechu (bramka+asysta) od meczu z Górnikiem Zabrze w 2. kolejce. Wówczas przy golu Skórasia asystował Jakub Kamiński.
Po zmianie stron Kolejorz dążył do strzelenia drugiego gola, który zamknąłby emocje w tym meczu. Lech znów dyktował warunki, miał dużo wolnego miejsca w bocznych sektorach boiska, ale długo nie potrafił zadać tego decydującego ciosu. Strzelali Amaral i Kownacki, kilka groźnych kontrataków przeprowadzili Kamiński i Skóraś. Poznaniakom brakowało jednak zimnej krwi, by wykończyć swoje dobre akcje.
Nerwowo zrobiło się w 83. min. kiedy po dośrodkowaniu Rzeźniczaka minimalnie niecelnie główkował Michalski. Było to ostrzeżenie dla Lecha, by w ostatnim fragmencie meczu nie dać sobie wydrzeć zasłużonego zwycięstwa.
Chwile później doskonałą okazję zmarnował Ba Loua. Po dobrej kontrze Kamińskiego Iworyjczyk z bliska uderzył wysoko nad bramką. Adriel jeszcze jedną sytuację do podwyższenia wyniku, ale bramkarz Wisły Płock stanął na wysokości zadania.
W doliczonym czasie gry Lech potrafił utrzymać się przy piłce i choć nie wygrał tak efektownie jak w Wielką Sobotę 5 lat temu (wówczas w Płocku było 3:0), pozostał na fotelu lidera.
W poprzedniej kolejce prowadzący tercet zgodnie zgubił punkty na swoich boiskach. Teraz wszyscy pretendenci do tytułu wygrali swoje wyjazdowe mecze.
Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?